Czy Rzeczpospolita mogła przetrwać?

Kiedyś, jeszcze w dzieciństwie, porywała mnie myśl napisania historii Europy opartej na założeniu, co by było, gdyby… Wiadome mi było, że królowa Barbara, Radziwiłłówna z domu, a Gasztołdowa z pierwszego zamążpójścia, umarła po poronieniu. Co by było, gdyby miała męskiego potomka? Rozumowałem w sposób następujący. Uratowana by była dla Polski dynastia, która stworzyła państwo polskie: nie przyszłyby na Polskę wszystkie jej nieszczęścia w postaci pactów conventów, bezkrólewi, wolnych elekcji, tragicznych pomysłów ustrojowych kanclerza Jana Zamoyskiego. Polska wygrałaby swój pojedynek z Rusią moskiewską o panowanie nad światem słowiańskim.

Czy wolno mi teraz wkroczyć w dziedzinę filozofii historii? Immanuel Kant, filozof najklasyczniejszy, powiedział w sposób felietonowy, że widzi dwie rzeczy ważne: niebo gwiaździste nad sobą i poczucie moralne w sobie. Lew Tołstoj w swej powieści spopularyzował zagadnienie, od którego chcę zacząć: roli indywidualności ludzkiej w historii. W Tołstojowskiej „Wojnie i pokoju” wyśmiane jest twierdzenie, jakoby od kataru Napoleona mogły zależeć losy świata, jakoby wygranie czy przegranie wojny z Rosją w roku 1812 mogło zależeć od zdolności, sił i charakteru jednego człowieka. Zwycięzcą właściwym u Tołstoja jest Kutuzow, który nie robi nic, który śpi na radach wojennych, ale który wyższy jest ponad myślących Niemców, strategów i uczonych. Bo wojny, według Tołstoja, nie wygrywa człowiek, wygrywa ją całość, masa, mnóstwo, wielomilionowy anonim.

Samo zagadnienie jest oczywiście starsze od Tołstoja i będzie jeszcze długo dyskutowane. Wszyscy czy ktoś jeden? Jednostka czy tłum? Różne kwestie przyczepiają się do takiego czy innego rozwiązania tego najistotniejszego z zagadnień filozofii historii. Kult bohaterów, nurt arystokratyczny, żywy jeszcze w Grecji, powiadał: jednostka. Inny nurt, także żywy i piękny w starożytnej Grecji, w tym kraju zachwycającym, jakiego ani przedtem, ani potem nie było i nie będzie, powiadał: nie jednostka, lecz żywioł. W mitologii greckiej heros-bohater uosabiał wybitnego człowieka. Przegrywał on zwykle walkę z takim czy innym bogiem, jeśli nie zawierał sojuszu z innymi bogami. Bóg to był żywioł, to, co się po rosyjsku, zgodnie z greckimi tradycjami, pięknie nazywa: „stichija”.

Pytanie: „Jednostka czy wszyscy?” stanowi źródło dwóch nurtów myśli biegnących w różnych kierunkach. Nurtu arystokratycznego i demokratycznego. Tołstoj, który w moim przekonaniu łączył w sobie talent literacki olbrzymi, gigantyczny, niezrównany, z ciasnym, zacofanym obskurantyzmem myśli, zaprzeczał w ogóle jakiemukolwiek większemu znaczeniu jednostki ludzkiej; wszystko robią wszyscy. Carlyle wypowiadał poglądy wręcz odmienne. Na tym tle powstawały także zagadnienia społeczno-moralne. Czy jakiś Bata, tworzący w Czechach fabryki obuwia pozyskujące rynek światowy, jest dobroczyńcą robotników, którym dał pracę i zarobek, czy jest tylko jednym z rekinów ssących krew robotnika? Czy jednostka karmi pracowników, czy pracownicy jednostkę?

Wróćmy jednak do historii. Czy gdyby nie było Napoleona, nie byłoby chwały i klęski oręża francuskiego? Czy gdyby nie było Bismarcka, nie byłoby zjednoczenia Niemiec pod hegemonią Prus? Czy gdyby nie było Piłsudskiego, nie byłoby wskrzeszenia państwa polskiego?

Mam wyraźną odpowiedź na pytania powyższe, ale przede wszystkim muszę wskazać metodę, na której ją opieram. Człowiek jest, moim zdaniem, niczym innym niż wydarzeniem w dziejach; zagadnienie, o ile jakiś człowiek wpływa na ogólny bieg historii, sprowadza się do rozstrzygnięcia szerszego zagadnienia: o ile w ogóle jakieś wydarzenie może wpłynąć na bieg historii.

Kiedyś, jeszcze w dzieciństwie, porywała mnie myśl napisania historii Europy opartej na założeniu, co by było, gdyby… Wiadome mi było, że królowa Barbara, Radziwiłłówna z domu, a Gasztołdowa z pierwszego zamążpójścia, umarła po poronieniu. Co by było, gdyby miała męskiego potomka? Rozumowałem w sposób następujący. Uratowana by była dla Polski dynastia, która stworzyła państwo polskie: nie przyszłyby na Polskę wszystkie jej nieszczęścia w postaci pactów conventów, bezkrólewi, wolnych elekcji, tragicznych pomysłów ustrojowych kanclerza Jana Zamoyskiego. Polska wygrałaby swój pojedynek z Rusią moskiewską o panowanie nad światem słowiańskim. Ale co by było wtedy z biegiem dziejów Europy? Gdzie by się załamała potęga Napoleona, gdyby Moskwa nie miała tego znaczenia, jakie miała w rzeczywistości w roku 1812?

Ktoś mi odpowie, że poronienie przez jedną kobietę nie może mieć charakteru wydarzenia historycznego, że od dawna wyśmiane jest powiedzenie, iż długość nosa Kleopatry wpłynęła na dzieje ludzkości. Masz tobie! Jakaż jest w takim razie metoda w odróżnianiu wydarzeń wielkich od małych? Jeżeli staniemy na stanowisku, że historią rządzą wydarzenia, zawsze największym i najbardziej dynamicznym wydarzeniem dziejowym będzie pojawienie się wielkiego człowieka w rodzaju wielkiego wodza wojennego czy wielkiego założyciela religii. Skoro człowiek ma panować nad biegiem historii, tym samym uznajemy, że najbardziej prywatne wypadki, związane z jego życiem, muszą mieć wpływ – pośredni, lecz decydujący – na kształtowanie się dziejów. Jakże by wyglądała „Boska komedia” Dantego, gdyby na świecie nie było Beatrycze? Jakiż charakter miałoby wyznanie wiary w Anglii, gdyby nie było procesu rozwodowego Henryka VIII? Kto by rządził Polską po śmierci Augusta III, gdyby nie romans wielkiej księżny rosyjskiej?

Przy rozpatrywaniu każdego z tych szczegółów nasuwa się wciąż refleksja: jakżeby wtedy inaczej wyglądały dzieje ludzkości. Ale pytanie to wygląda poważniej, gdy rozpatrujemy wydarzenia wyglądające mniej fragmentarycznie aniżeli katar Napoleona podczas bitwy pod Możajskiem czy długość nosa Kleopatry. Co by było, gdyby Napoleon wygrał bitwę pod Waterloo lub gdyby przegrał którąś z uprzednich rozpraw orężnych: pod Lodi, pod Ulm, pod Austerlitz? Co by było, gdyby Kościuszko wygrał Maciejowice lub gdyby, zamiast kunktatora i frazesowicza Skrzyneckiego, wodzem naczelnym po Grochowie został genialny Prądzyński? Studnicki w swej „Sprawie polskiej” dał rozdziałowi o powstaniu listopadowym motto wzięte z Puszkina: „A szczęście było tak bliskie, tak możliwe”.

Otóż wypracowałem sobie odpowiedź na te wszystkie pytania.

Z wydarzeniem w historii, a więc wpływem wybitnego człowieka na bieg historii, dzieje się to samo, co się dzieje w kasynie gry w Monte Carlo w chwili, gdy ktoś wygrywa bajecznie dużo, powiedzmy: milion dolarów. Zdarza się to bardzo rzadko, ale się zdarza. Jest to oczywiście niesłychanie wielkie zdarzenie, które może zmienić całkowicie bieg życia szczęśliwego gracza i bieg życia jego bliskich. Może kupić majątek, hodować tysiące baranów; żona jego może stać się bogatą kobietą, jego kochanka może dostać futro z nurków; może wybudować dwa kościoły i dzieci jego mogą uzyskać tytuł hrabiego watykańskiego, a jego siostrzeniec może zostać przewodniczącym partii radykalno-socjalnej we Francji i być wybrany na dyrektora towarzystwa wagonów sypialnych. W pewnych ramach, dla pewnej dziedziny, dla pewnego koła osób to „wydarzenie”, że kulki ruletki padały na „czerwone”, a nie na „czarne”, może mieć olbrzymie znaczenie gospodarcze, obyczajowe, kulturalne i moralne.

Ale kasyno w Monte Carlo, pomimo swojej przegranej – która w dziejach jego co jakiś czas się powtarza –zamknie swój rok bilansem, w którym zyski i straty będą takie same, jak w latach uprzednich o podobnej koniunkturze gospodarczej. Tak wielka wygrana, która taki przewrót zrobiła w życiu osobistym pewnego koła osób, nie odbije się na życiu kasyna. Prawo wielkich liczb.

Bitwę pod Maciejowicami mógł Kościuszko jakimś cudem wygrać, ale nie mógł wygrać powstania, bo było zaczęte jako wojna na dwa fronty, z Rosją i Prusami jednocześnie, a więc mieściło w sobie klęskę w samym założeniu.

Bitwa pod Waterloo mogła być wygrana, tak jak wygrana być mogła bitwa pod Stalingradem lub mogła się udać inwazja na Anglię. Cóż z tego? Tak czy inaczej nie udałaby się ani stała hegemonia Francji nad Europą w pierwszej połowie XIX wieku, ani stała hegemonia Niemiec nad Europą w pierwszej połowie XX wieku.

Wydarzenie może być decydującym faktem dla człowieka, nawet dla narodu, nawet dla pewnej epoki. Bismarck zmienił swoją polityką bieg historii w całej Europie, a więc pośrednio na całym świecie. Ale mija życie człowieka i mija pewna epoka. Rzeka płynie i robi zakręty. Może się wydawać, że od czasu do czasu płynie wstecz czy popłynie wstecz. A jednak rzeka nie popłynie ani wstecz, ani w prawo, ani w lewo od swego przeznaczenia, a przeznaczeniem jej jest płynąć ku morzu.

Nie wydarzenie, lecz determinizm dziejowy panuje nad historią.

Biegu, nurtu historii – jakież to gorzkie, jakież pesymistyczne wyznanie dla dziennikarza politycznego, jakim jestem i byłem przez całe życie – nie można zmienić, można co najwyżej zaobserwować, dokąd on zmierza.

Stanisław Cat-Mackiewicz

z książki “Stanisław August”, Wydawnictwo Universitas, Kraków 2009.

 

zapraszamy na stronę Wydawnictwa Universitas: [link=http://www.universitas.com.pl/]

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. wszechpolak
    wszechpolak :

    Rozumiem więc, że jeżeli jako szalony naukowiec zmodyfikowałbym, a następnie rozpylił w którejś ze stolic Europejskich dżumę, która wybiłaby 2/3 ludzkości na świecie to byłoby to jedynie wydarzenie historyczne, które nie wpłynęłoby na dzieje świata?