“Żaden Lach nie przeżył”

W utworzonym oddziale polskim, działającym pod patronatem UPA znaleźli się dwaj podoficerowie WP i nauczyciel ze Swojczowa Stanisław Dąbrowski, którzy prowadzili szkolenie wojskowe. Oddział był zakwaterowany w stodołach w Dominopolu. Wartę w nocy pełnili tylko Ukraińcy, a broń na noc Polacy musieli zdawać do magazynu UPA. Symbolem pojednania i przymierza była ustalona odznaka w kształcie koła, którego jedną połowę wypełniały barwy narodowe polskie, a drugą barwy narodowe ukraińskie. W nocy z 10 na 11 lipca 1943 r. polski oddział został wyprowadzony podstępnie do lasu, gdzie wszyscy zostali zastrzeleni.

Mówiąc o zbrodniach ukraińskich w powiecie włodzimierskim wspomnieć też trzeba o tragedii, która rozegrała się w Dominopolu – podkreśla Władysław Filar. – Świadczy ona bowiem wyraźnie, w jaki sposób UPA wyobrażała sobie współpracę między Ukraińcami a Polakami. W miejscowości tej mieszkało 60 rodzin polskich i 2 ukraińskie. Na wiosnę 1943 r. przedstawiciele UPA ze sztabu w Wołczaku namówili Polaków do wstępowania do polskiej partyzantki, która rzekomo na podstawie zawartego porozumienia polsko-ukraińskiego miała walczyć z Niemcami wspólnie z partyzantką ukraińską. Głównym organizatorem był sotnyk Polak, który wykorzystując mundur polskiego oficera i znajomość języka polskiego udawał polskiego skoczka spadochronowego z Anglii. Warunkiem przyjęcia było posiadanie broni. Zwerbowano w ten sposób kilkudziesięciu młodych chłopców w wieku od 15 do 20 lat z pobliskich miejscowości. W utworzonym oddziale polskim, działającym pod patronatem UPA znaleźli się dwaj podoficerowie WP i nauczyciel ze Swojczowa Stanisław Dąbrowski, którzy prowadzili szkolenie wojskowe. Oddział był zakwaterowany w stodołach w Dominopolu. Wartę w nocy pełnili tylko Ukraińcy, a broń na noc Polacy musieli zdawać do magazynu UPA. Symbolem pojednania i przymierza była ustalona odznaka w kształcie koła, którego jedną połowę wypełniały barwy narodowe polskie, a drugą barwy narodowe ukraińskie. W nocy z 10 na 11 lipca 1943 r. polski oddział został wyprowadzony podstępnie do lasu, gdzie wszyscy zostali zastrzeleni.

Zginęło dwustu mieszkańców

Następnie uzbrojone bojówki UPA otoczyły uśpioną jeszcze wieś i rozpoczęły rzeź ludności polskiej. Zginęło podczas niej ponad 200 mieszkańców. Takie informacje, które dochodziły do członków włodzimierskiej konspiracji mroziły krew w żyłach i utwierdzały nas w przekonaniu, że UPA podjęła zorganizowaną akcję, mającą doprowadzić do eksterminacji ludności polskiej i o żadnym porozumieniu z nią nie ma mowy. Parę tygodni później dotarła do nas też informacja, że UPA bestialsko zamordowała we wsi Kustyczne pod Kowlem trzech parlamentariuszy wydelegowanych na rozmowy z jej dowództwem przez Wołyńskiego Delegata Rządu – Kazimierza Banacha. Polityk ten łudził się, że z Ukraińcami można się dogadać i zawrzeć porozumienie dotyczące wspólnej walki z Niemcami. On i wielu innych polityków związanych z Delegaturą było przeciwnikami tworzenia na Wołyniu oddziałów zbrojnych twierdząc, że może to tylko sprowokować Ukraińców do uderzenia na Polaków. W rezultacie polskie podziemie w ogóle nie było przygotowane do odparcia ataku UPA. Jego oddziały tworzyły się samorzutnie oddolnie bez oglądania się na akceptację czynnika politycznego, na którym niewątpliwie spoczywa część odpowiedzialności za ofiary rzezi na Wołyniu. Nie miał po prostu kto i czym ich bronić. Banach był zwodzony przez UPA rozmowami, którymi Ukraińcy starali się uśpić czujność podziemia. Jej dowództwo podjęło je 7 lipca, gdy wydało już rozkaz rozpoczęcia 11 lipca 1943 r. eksterminacji ludności polskiej i rozsyłało go do terenowych oddziałów.

Zginęli w mękach

Drugiej tury rozmów z polskimi parlamentariuszami UPA już nie podjęła, uważając, że nie ma co dbać o pozory. Przedstawiciele Okręgowej Delegatury Rządu: Zygmunt Rumel „Poręba”, a także przedstawiciel Okręgu Wołyńskiego AK Krzysztof Markiewicz „Czart” i ich przewodnik Witold Dobrowolski, którzy jechali na rozmowy, zginęli w mękach. Jechali wierząc, ze jadą zażegnać dalszy przelew krwi. Czytając relacje upowców biorących udział w rzezi, do których dotarłem już jako historyk, można sobie wyobrazić, co czuli mieszkańcy Dominopola ufający Ukraińcom, którzy nagle zostali przez nich napadnięci. W opisie Danyło Szumuka, członka UPA, przytaczającego słowa „Worona”, bezpośredniego uczestnika rzezi w Dominopolu czytamy: Dominopol otoczyliśmy około dwunastej. Wtedy ja z dowódcą oddziału i całą świtą podeszliśmy do budynku polskiego sztabu i zastukaliśmy do drzwi. Porucznik spojrzał w okno i szybko się zorientował w sytuacji, lecz nie miał wyjścia i otworzył drzwi. Zastrzeliłem go na progu. Kapitana zastrzeliłem w łóżku, a maszynistka wyskoczyła przez okno i tam ją zastrzelili nasi chłopcy. W międzyczasie dowódca oddziału wystrzelił z rakietnicy, dając w ten sposób sygnał , że sztab zlikwidowano i trzeba zaczynać. Wówczas nasi chłopcy z SB zaczęli hulać po całej wiosce. Do rana żadne Lach nie pozostał żywy.

Oddział samoobrony

Kilka dni po tragedii w Dominopolu we Włodzimierzu utworzono oddział samoobrony liczący dwustu ludzi, przeznaczony do działań w terenie. Miał on wzmocnić placówki samoobrony, przeprowadzać akcje przeciwko oddziałom UPA, a także ochraniać Polaków wyjeżdżających na akcje żniwne do swoich osiedli po pozostawione mienie, głównie żywność. Oddział te nazywano polską żandarmerią. Skierowana do niego została zakonspirowana grupa AK, czuwająca, by Niemcy nie przejęli nad nim kontroli. Konspiracja włodzimierska dostarczała do oddziału literaturę podziemną oraz informowała o każdym ruchu Niemców. Z oddziału natomiast przekazywano konspiracji broń i amunicję.

Oddział przeprowadzał akcje przede wszystkim w południowej części powiatu włodzimierskiego, gdzie UPA była najaktywniejsza – wspomina Władysław Filar. – Niemcy niestety nie dotrzymali umowy, na podstawie której sformowany oddział polski miał działać w rejonie Włodzimierza przeciwko UPA w obronie ludności polskiej. Skierowali go wbrew jego woli do Starego Konstantynowa w celu patrolowania linii kolejowej i ochrony obiektów z nią związanych. Na szczęście w październiku 1943 r. jego zadanie przejęli Węgrzy i został on przeniesiony do Maciejowa. Tu kwaterował już drugi oddział sformowany przez Niemców. Z połączenia obu Niemcy utworzyli polski batalion nr 107.

Praca nad batalionem

W listopadzie 1943 r. Niemcy powołali Polaków na stanowiska od dowódcy drużyny do dowódcy kompanii. Dowódcą jednej z nich został Ryszard Kasprowicz, były podoficer WP biegle władający językiem niemieckim. Dowódcami plutonu zostali m.in. Aleksander Puzio, Rzeszusztko i Kozłowski. Nadzór nad batalionem sprawowało 4 Niemców. Zadaniem batalionu było pełnienie służby wartowniczej i patrolowanie rejonu Maciejowa i okolicy. Prowadzono w nim także ćwiczenia koszarowe np. czyszczenie i konserwacja broni w magazynach. Batalion maszerując przez miasteczko śpiewał polskie piosenki, co jego mieszkańcy przyjmowali z dużym aplauzem. Zaufanie polskiej społeczności do batalionu pogłębiło się jeszcze bardziej, kiedy cały jego osobowy stan poszedł do spowiedzi przed Świętami Bożego Narodzenia. Polska konspiracja, wykorzystując pobyt batalionu w Maciejowie zacieśniła z nim kontakt. Do działającej w nim grupy konspiracyjnej zostali skierowani dalsi członkowie konspiracji. Również i ja dostałem takie polecenie. Wraz ze mną w skład grupy wchodzili : Adam Jankowski, Tadeusz Świąder, Józef Kita, Leonard Rutkowski, Zbigniew Krzysztofowicz, Aleksander Dziurawiec, Lech Sarnowski. Nawiązała ona kontakt z miejscową siatką AK. Punkt kontaktowy został ustanowiony w mieszkaniu organisty w Maciejowie. Od razu rozpoczęliśmy w batalionie systematyczną pracę nastawiona na pogłębienie patriotyzmu i rozwijanie świadomości, że obecny stan, w jakim znajduje się batalion, to tylko pewien etap na drodze walki o niepodległą Ojczyznę.

W duchu patriotyzmu

Podczas zajęć świetlicowych wygłaszaliśmy pogadanki i odczyty o akcencie patriotycznym, deklamowano wiersze Adama Mickiewicza i Juliusza Słowackiego, czytano fragmenty dzieł Henryka Sienkiewicza, śpiewano polskie pieśni wojskowe i harcerskie. W zajęciach tych szczególnie wyróżniał się Aleksander Dziurawiec, którego zdolności i wiedza w tej materii były ogromne. Kształtowało to postawy, umysły i poglądy młodych ludzi, rozbudzało patriotyzm i było przygotowaniem do czekających ich w bliskim czasie zadań oraz obowiązków względem Ojczyzny. 20 stycznia 1944 r. otrzymaliśmy rozkaz wyprowadzenia batalionu na rejon koncentracji 27 Wołyńskiej Dywizji AK. Zorganizowaliśmy kilka zespołów, które miały zająć się przygotowaniem transportu do przewiezienia broni, amunicji, żywności i innego wyposażenia , załadowaniem broni i amunicji na przygotowane podwody, rozbrojeniem Niemców, ściągnięciem posterunków i patroli wysłanych do miasta. Najważniejsze zadanie miała wykonać grupa, mająca ogłosić na salach pobudki i decyzje władz konspiracyjnych o wyjściu batalionu na koncentrację oddziałów AK. Do zespołów, które mieli wykonać to zadanie należeli: Witold Iżykowski, Adam Jankowski, Władysław Majewski, Longin Tomaszewski , Tomasz Krzysztofowicz, Leonard Rutkowski, Aleksander Dziurawiec, Zygmunt Mielczarek, Tadeusz Cybuchowski, Tadeusz Rubaj, Józef Kocioł, Antoni Rzepiela, Antoni Szaliński, Mieczysław Wdowiak , Józef Barański, Aleksander Puzio, Kicki, Bolesław Stanisławski, Józef Fila, Ludwik Kopeć, Józef Podkański, Tadeusz Świąder, Józef Kita, Lech Sarnowski, Łaszkowski, Stefan Biegacz i ja.

W rocznicę powstania

Przed północą około godziny 23 na sale żołnierskie weszli w pełnym uzbrojeniu członkowie grupy konspiracyjnej, ogłaszając alarm i decyzję o opuszczeniu koszar w celu udania się na rozkaz władz konspiracyjnych na koncentrację polskich oddziałów partyzanckich. W krótkim patriotycznym przemówieniu do obudzonych kolegów nawiązałem do tradycji powstania styczniowego z 1863 r. , którego rocznica wybuchu właśnie przypadała w te dni. Zaapelowałem o zachowanie spokoju i ciszy oraz o bezwzględne wykonywanie rozkazów grupy konspiracyjnej. Młodzi chłopcy zastosowali się do mojego apelu bez zbędnych pytań. Zbierali broń oraz ekwipunek i wychodzili na wskazane punkty zbiórki. W tym czasie Tadeusz Świąder, Adam Jankowski, Zbigniew Krzysztofowicz i Józef Barański rozbroili Niemców, którzy kwaterowali na pierwszym piętrze koszar i osadzili ich w areszcie na parterze. Pozostawiliśmy ich żywymi, uważaliśmy, że ich przełożeni i tak ich surowo ukarają za to, że mieli tak słaby nadzór nad batalionem. Cała akcja przebiegła zgodnie z planem. Grupa Tadeusza Świądra musiała tylko nieco dłużej zaczekać przy bramie na patrol wracający z Maciejowa, dowodzony przez podoficera niemieckiego. Rozbrojeniu Niemca towarzyszyła nerwowa szarpanina. Niemiec usiłował się bronić, ale został rozbrojony i odprowadzony do reszty Niemców siedzących w areszcie. Kolumna batalionu w tym czasie była uformowana. W jej składzie znajdowało się 20 załadowanych podwód. Gdy patrol do niej dołączył, natychmiast ruszyła w kierunku Zasmyk. Przemarszem dowodziła grupa w składzie: Tadeusz Świąder , Józef Kita, Adam Jankowski i ja. Marsz odbywał się w ciężkich warunkach zimowych, panował kilkunastostopniowy mróz, a drogi i pola były pokryte grubą warstwą śniegu. W czasie marszu zdarzył się drobny incydent. W pewnym momencie zauważyliśmy kilku dobrze podpitych kolegów, jadących na podwodach. Okazało się, że wśród załadowanej żywności była też beczka z alkoholem, którym część kolegów hojnie się częstowała.

W trosce o dyscyplinę

By nie dopuścić do jakiegokolwiek rozprzężenia dyscypliny, członkowie grupy konspiracyjnej podjęli decyzję o wylaniu alkoholu. Odkręcono kurek i wódka polała się na śnieg, odprowadzana mętnymi oczami podpitych kolegów. O świcie 21 stycznia kolumna zbliżała się w okolicy Lublińca do torów linii kolejowej Kowel-Włodzimierz Wołyński. Nagle ujrzeliśmy nadjeżdżający pociąg towarowy z wojskiem niemieckim. Kolumna się zatrzymała i wszyscy oczekiwaliśmy na rozwój wydarzeń. Wszystko mogło się wydarzyć. Ostatecznie pociąg minął kolumnę i ta poszła dalej. Przekroczyliśmy tory i przez Zieloną, Zasmyki i Gruszunkę dotarła do Suszybaby, w której stacjonowały oddziały partyzanckie „Sokoła” i „Jastrzębia”. Po pierwszym partyzanckim posiłku, podczas Mszy św. odprawionej przez kapelana ks. Antoniego Dąbrowskiego „Rafała” żołnierze batalionu złożyli przysięgę wojskową. Do nowo przybyłych żołnierzy przemówił mjr Jan Szatkowski „Kowal”, przyjmując ich w poczet swych oddziałów. W ten sposób około 450 dobrze uzbrojonych i przeszkolonych żołnierzy zasiliło szeregi tworzącej się 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty. Batalion został podzielony. Jego poszczególne kompanie zostały dołączone do formujących się batalionów. Działalność grupy konspiracyjnej w batalionie maciejowskim zakończona pomyślnym wyprowadzeniem całego stanu osobowego z pełnym uzbrojeniem do rejonu koncentracji oddziałów AK, została wysoko oceniona przez Komendę Okręgu Wołyńskiego AK. Komendant okręgu płk Kazimierz Bąbiński „Luboń” , działając na podstawie upoważnienia Naczelnego Wodza RP i Komendanta Sił Zbrojnych w Kraju nadał Brązowy Krzyż Zasługi z Mieczami : Witoldowi Iżykowskiemu, Adamowi Jankowskiemu, Tadeuszowi Świądrowi, Józefowi Kicie, Władysławowi Majewskiemu, Leonardowi Rutkowskiemu, Zbigniewowi Krzysztofowiczowi, Aleksandrowi Dziurawcowi , Lechowi Sarnowskiemu i mnie. Rozkaz o odznaczeniach został odczytany w oddziałach w końcu stycznia 1944 r. Niestety, lista odznaczonych zaginęła, prawdopodobnie podczas walk dywizji w okrążeniu w Lasach Mosurskich i przebijania się z okrążenia. Po wojnie z różnych powodów nie wrócono do tej sprawy.

W osłonie koncentracji

Po wykonaniu zadania w grupie konspiracyjnej w batalionie żandarmerii, stacjonującym w Maciejowie Władysław Filar rozpoczął służbę w 3 kompanii ppor. „Jura”, działającej w składzie batalionu „Sokoła”. Została ona skierowana do Czernijowa z zadaniem osłony rejonu koncentracji oddziałów zgrupowania „Gromada” od południa.

Była to wioska ukraińska, leżąca na skraju Lasów Świnarzyńskich – około 4 km na południowy zachód od Kupiczowa. Ludność ukraińska opuściła wioskę. Jedynym jej mieszkańcem był Czech, którego dom leżał na skraju wsi od strony Kupiczowa. Byliśmy najdalej wysunięta placówką w kierunku Siczy Świnarzyńskiej – silnej bazy UPA. Kompania zajęła część wsi na kwatery, przygotowała stanowiska obronne i rozpoczęło się normalne życie żołnierskie, zorganizowane według regulaminu służby wewnętrznej.

Cdn.

Marek A. Koprowski

3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. hetmanski
    hetmanski :

    Symbolem pojednania i przymierza była ustalona odznaka w kształcie koła, którego jedną połowę wypełniały barwy narodowe polskie, a drugą barwy narodowe ukraińskie.Własnie taką linję postępowania nadal reprezentuja ukraińcy a my bez mydła włazimy im w d……

    • matsilver
      matsilver :

      Nie “my” tylko politycy. Nie można zakłamywać historii. Trzeba oddzielić historie od teraźniejszości. Niestety krzykacze biedoty na Ukrainie partia “swoboda” robi wszystko bo tak się nie stało!!!

      Dziwne ,że we wschodniej Ukrainie były wystawy “Śladami UPA – Ofiary Polacy,Żydzi” w kilku miastach. Oczywiście partia “swoboda” groziła twórcą tych wystaw.

      Pisałem to już kilka razy ten problem będzie cały czas do momentu aż Ukraińcy nie awansują na inny poziom cywilizacyjny.

      • Kasper1
        Kasper1 :

        Historię od teraźniejszości można byłoby oddzielić tylko wtedy gdyby władze współczesnej Ukrainy potępiły ludobójstwo na naszych Kresach oraz jego sprawców. Zamiast tego sprawcy ci są OFICJALNIE gloryfikowani jako “bohaterowie walk narodowowyzwoleńczych Ukrainy” a ludobójstwo OFICJALNIE nazywane wojną polsko-ukraińską w której obie strony zabijały swoich przeciwników. Autorami takiej, opartej na kłamstwie wersji “historii” jest nie tylko “Swoboda” ale WSZYSTKIE “majdanowe” siły polityczne włącznie z rządzącą “Sługą Narodu” Zełenskiego. Wszystko wyjaśnia brak potępienia ludobójstwa na Kresach przez Zełenskiego oraz komunikat wydany 11 lipca 2022 przez nowego ukraińskiego ambasadora Zwarycza w którym ludzi wymordowanych w czasie bestialskiego ludobójstwa nazywa on “ofiarami STRASZNYCH CZASÓW”. O stosunku władz Ukrainy do Polski i Polaków świadczy także brak “wyrazów ubolewania” po śmierci dwóch Polaków w wyniku upadku ukraińskiej rakiety w Przewodowie oraz awans byłego ukraińskiego ambasadora w Niemczech Melnyka na stanowisko vice ministra spraw zagranicznych. Oprócz tego poza zdawkowym komunikatem o “zawieszeniu” jakiegoś Ukraińca niczego nie wiemy o JAKICHKOLWIEK konsekwencjach wyciągniętych wobec ukraińskich policjantów w związku z wręczeniem przez nich “prezentu” naszemu idiocie.