“Zostawiłem sparaliżowanego brata w domu, gdyż nie mogłem go ze sobą zabrać. Zostawiłem krowy, świnie, jałownik, indyki, kury, inwentarz martwy jak młocarnie, kieraty, sieczkarnię, pługi, brony itd. 5 q pszenicy, 3 q żyta, umeblowanie, pasiekę, sad, duży ogród, 25 morgów obsianego pola. Odchodząc powiedziałem: bierzcie wszystko, tylko dajcie jeść memu choremu bratu, którego ze sobą zabrać nie mogę, doglądajcie go, a za to macie wszystko – jednak po dwu tygodniach brat mój zmarł śmiercią głodową, gdyż wszystko było obrabowane, a choremu nikt nie chciał nic dać jeść. Tak mi zapłacili Ukraińcy za 26 lat pracy nad podniesieniem kultury, za bezinteresowna pracę społeczna, a w końcu pytanie, które zawsze sobie stawiam, czy można im wierzyć?”

Rozmawiając na stacji w Iwaniczach z uciekinierami z mordowanych okolicznych wsi i oczekujących na pociąg do Włodzimierza Wołyńskiego Władysław Filar usłyszał rzeczy, od których włosy jeżyły się na głowie.

-Opowiadali przerażające wieści – wspomina. – Relacje świadków były tak straszliwe, jeszcze gorące, świeże, w wyobraźni słychać było w nich krzyki mordowanych. Od uciekinierów dowiedzieliśmy się o szczegółach krwawych wydarzeń, które rozegrały się w okolicy. O północy w noc poprzedzająca napady w ukraińskich wsiach odbyły się zebrania uciekinierów. Zwołali je przybyli z lasu uzbrojeni upowcy, którzy kazali stawić się mężczyznom w wyznaczonym miejscu z bronią, siekierami, kosami, widłami, cepami, z czym kto miał. Tłumaczyli, że jest to próbna mobilizacja przed atakiem na stacje kolejową Iwanicze, obsadzoną jeszcze przez Niemców i na pobliskie posterunki graniczne. Kiedy już wszyscy się zebrali oświadczono im, że w celu wywalczenia wolnej Ukrainy trzeba zlikwidować Polaków. Uchwalili w tej sprawie rezolucję i poprowadzili wszystkich na polskie wsie. Rzeź zaczęła się około godziny trzeciej nad ranem od polskiej wsi Gurów, obejmując swym zasięgiem: Gurów Wielki, Gurów Mały, Wygrankę, Żdżary, Zabłoćce, Sadową, Nowiny, Zagaje, Poryck, Oleń, Orzeszyn, Romanówkę, Lachów i Gucin. We wsi Gurów z 480 mieszkańców ocalało tylko siedemdziesięciu. W Porycku wymordowano całą ludność polską czyli ponad 200 osób. W kolonii Orzeszyn na ogólną liczbę 340 mieszkańców zginęło 270 Polaków. We wsi Sadowa spośród 600 Polaków tylko 20 udało się ujść z życiem.”

Zamordowano 3000 Polaków

„W kolonii Zagaje z 350 Polaków ocalało tylko kilkunastu. Wsie i osady polskie ograbiono i spalono. W całym powiecie włodzimierskim zamordowano w sumie około 3 tys. Polaków i spalono kilkadziesiąt wsi. Jan Cichocki nauczyciel w Żdżarach w sprawozdaniu sporządzonym dla Komendy AK we Lwowie z września 1943 r. dokładnie opisał tragedię ludności polskiej we naszym rejonie. Warto je tu zacytować, bo bardzo dobrze oddaje to, co wówczas przezywaliśmy. Pisze on m.in.: „(…) Od godz. 11 w nocy (10 lipca) przyjechali z lasu milicjanci, względnie partyzanci, uzbrojeni od stóp do głów, broń mieli ręczną. Po spożyciu kolacji w oznaczonych domach, zrobili zebranie, na którym oświadczyli, że chcąc mieć wolną Ukrainę, należy w pierwszym rzędzie wytępić wszystkich Polaków. (…) Ta rezolucja byłą uchwalona po wszystkich wsiach i jednej i tej samej porze. Zaraz po zebraniu udały się hordy chłopów wraz z bandytami do polskich domów i na polskie kolonie. Na dwie polskie kolonie Gurów i Wygrankę położone w południowej części powiatu włodzimierskiego szli chłopi ze Żdżar, Iwanicz i Romanówki, z północy z Myszowa, z zachodu z Zabłociec i Bielicz. O godzinie 2 minut 30 po północy w dniu 11 lipca 1943 r. rozpoczęła się rzeź. Każdy dom okrążyło nie mniej jak 30-50 chłopów z tępym narzędziem i dwóch z bronią palną. Kazali otworzyć drzwi, albo w razie odmowy rąbali drzwi. Rzucali do wnętrza domu ręczne granaty, rąbali ludność siekierami, kłuli widłami, a kto uciekał strzelali doń z karabinów maszynowych. Niektórzy ranni męczyli się po 2 lub 3 dni, zanim skonali, inni ranni zdołali resztkami sił dotrzeć do granicy powiatu sokalskiego. Od godziny 2 min. 30 w nocy do godz. 11-tej przed południem były doszczętnie wymordowane położone w pobliżu siebie następujące kolonie polskie: Nowiny, Gurów Duży, Gurów Mały, Wygranka, Zygmuntówka i Witoldówka. Zginęło tam straszną śmiercią ponad 1000 osób. Po morderstwie zaraz po południu tegoż dnia nastąpił rabunek.”

Rabunek polskiego mienia

„Chłopi z sąsiednich wsi przychodzili i zabierali konie, wozy, ubrania, pościel, krowy, świnie, kury – inwentarz żywy i martwy. Jeden chłop ze wsi Zabłoćce mając 40 ha ziemi, zabudowania murowane, zabrał 15 maszyn do szycia. Po rabunku jedli obiad na tejże kolonii. Po spożyciu obiadu przeszli drogą przez kolonię i śpiewali, że Lachów wymordowali. Do kilku domów pozwlekali z drogi i podwórzy zwłoki i zapalili całe zagrody. We wsi Zabłoćce został zamordowany o godz. 9-tej rano proboszcz ś. p. Józef Aleksandrowicz. Zginął on śmiercią męczeńską. Prócz niego zginęli: służąca jego staruszka, organista, 30 osób służby folwarcznej, 8 osób rodziny Serwatowskich, rodziny Kalinowksich, Puszczałowskich, Sadowskich i in. razem około 65 osób. W sprawozdaniu pisze także o sobie: ”(…) Teraz o własnej ucieczce. Nadmieniam, że urodziłem się i wychowałem w Wołyniu w powiecie włodzimierskim. Przez 26 lat pracowałem na niwie kulturalno-oświatowej w tymże powiecie, cieszyłem się wśród miejscowej ludności najlepszym zaufaniem, będąc dla nich ojcem i nauczycielem, doktorem, sędzią, wójtem. Pomagałem na każdym kroku dobrą radą, toteż miałem prawie w każdej wsi znajomych, przyjaciół, kumów, dobrych sąsiadów, którzy wierzyli mi i zawsze zwracali się do mnie o poradę i o wszystkich wypadkach mi donosili, ja zaś starałem się przekonywać ludność, kto jest winien w tych wypadkach i jakie mogą być w przyszłości z tego konsekwencje.”

Ostrzegł go złodziej

„Ludność zawsze mnie zapewniała, że nic złego bez ich wiedzy stać się nie może. Wszyscy jednogłośnie potępiali rabunki, morderstwa i palenie zagród. Jednak, mimo wszystko, w tragicznym dniu 11 lipca wszyscy wiedzieli o tym, co działo się wokół mnie, ale nikt z najlepszych przyjaciół – sąsiadów nie chciał mnie ostrzec. Od 4-ch miesięcy w domu nie nocowałem , tylko po polach w krzakach i tragicznej nocy też nie spałem w domu. Gdy 11 lipca o godz. 2 min. 30 w nocy usłyszałem w pobliskich koloniach strzały, udałem się do sąsiednich domów i pytałem co się dzieje, odpowiedź jednak brzmiała jednogłośnie: ”nic nie wiemy”. Ale pół godziny przed napadem na mój dom, człowiek, który był złodziejem, szereg razy karany za różne przestępstwa, w ostatniej chwili przybiegł do mego domu, płacząc jak małe dziecko i o wszystkim mnie opowiadał co było w nocy postanowione na zebraniu i co dookoła się dzieje – prosił mnie, by o ile mi się uda wyjść z rodziną żywym, bym kiedyś w życiu i o nim wspomniał , mówił mi też, że był pewny, że najbliżsi sąsiedzi i przyjaciele mnie powiadomili, jednak nic do ostatniej chwili nie mówią, więc widząc zbliżającą się śmierć moja i rodziny, spieszył by mnie ostrzec. I tylko zawdzięczając jemu uszedłem z rodzina żywcem. (…) Zostawiłem sparaliżowanego brata w domu, gdyż nie mogłem go ze sobą zabrać. Zostawiłem krowy, świnie, jałownik, indyki, kury, inwentarz martwy jak młocarnie, kieraty, sieczkarnię, pługi, brony itd. 5 q pszenicy, 3 q żyta, umeblowanie, pasiekę, sad, duży ogród, 25 morgów obsianego pola. Odchodząc powiedziałem: bierzcie wszystko, tylko dajcie jeść memu choremu bratu, którego ze sobą zabrać nie mogę, doglądajcie go, a za to macie wszystko – jednak po dwu tygodniach brat mój zmarł śmiercią głodową, gdyż wszystko było obrabowane, a choremu nikt nie chciał nic dać jeść. Tak mi zapłacili Ukraińcy za 26 lat pracy nad podniesieniem kultury, za bezinteresowna pracę społeczna, a w końcu pytanie, które zawsze sobie stawiam, czy można im wierzyć?”

Uciekinierów przybywało

„W Iwaniczach na stacji staliśmy dość długo. Uciekinierów przybywało, a żaden pociąg nie jechał. W końcu jednak nadjechał pociąg towarowy z Sokola i nim udaliśmy się do Włodzimierza. Był on dosłownie oblepiony uciekinierami. We Włodzimierzu byliśmy bezpieczni. Miasto było przepełnione uciekinierami, brakowało podstawowych środków do życia, zwłaszcza odzieży i kwater. Zrozpaczeni ludzie koczowali pod gołym niebem na ulicach i placach. Doraźna pomoc charytatywna władz kościelnych i mieszkańców miasta nie mogła rozwiązać piętrzących się problemów. Niemiecka załoga miasta też nie była silna na tyle, by bronić np. peryferii miasta. UPA bez przerwy je atakowała, paląc domy Polaków. W nocy wokół miasta widoczne były łuny pożarów. Stwarzało tonie tylko wśród uciekinierów, ale i mieszkańców miasta nastrój grozy, poczucie zagrożenia i braku bezpieczeństwa. Każdej nocy szykowali się oni na napad UPA. Większość uciekinierów szykowała się do ucieczki przez Uściług do Generalnego Gubernatorstwa. Ludzie byli gotowi wyjeżdżać na roboty do Niemiec, byle tylko nie paść ofiarą UPA i nie zginąć w męczarniach. Polskie podziemie niepodległościowe zaistniałymi okolicznościami było całkowicie zaskoczone. Naruszone zostały struktury terenowe, przerwana została łączność z inspektoratem i okręgiem AK. Sytuacja była zaś groźna. Trzeba było działać natychmiast, obronić ludność polską przed zagładą , zapobiec jej wywozowi do Niemiec do pracy przymusowej i odwieść od ucieczki za Bug. Należało też ją wyżywić. Do miasta dochodziły tez informacje, że wokół niego błąkają się grupy Polaków, którym udało się uciec z mordowanych wsi i w każdej chwili mogły być one zaatakowane przez wrogo nastawioną ludność ukraińską i oczekiwały pomocy z zewnątrz. We Włodzimierzu istniała wprawdzie siatka konspiracyjna Powiatowej Delegatury Rządu i obwód AK, a w rejonie Bielina organizował się zalążek oddziału partyzanckiego, ale brakowało broni. W takiej sytuacji trzeba było szukać pomocy wszędzie, gdzie tylko się dało. Początkowo Komitet Obywatelski z księdzem Stanisławem Kobyłeckim zwrócił się do gebietskomisarza z prośbą o obronę ludności polskiej i pomoc dla uciekinierów.”

Decyzja porucznika „Białego”

„Ten zaś bezceremonialnie oświadczył, że „Niemcy nie są w stanie zapewnić obrony ludności polskiej, Polacy sami muszą zatroszczyć się o swoje bezpieczeństwo”. Jednocześnie zwrócił się do komitetu obywatelskiego z apelem, żeby Polacy w sposób zorganizowany wyjeżdżali do Niemiec na roboty. Zgodził się jednak na wydanie Polakom broni na utworzenie placówek samoobrony pod kontrolą niemiecką. Jak mi później opowiadał Krasowski, 14 lipca 1943 r. odbyło się spotkanie Komendanta Obwodu AK porucznika Sylwestra Brokowskiego „Białego” z przedstawicielem Powiatowej Delegatury Rządu kpt. Dziekońskim, z udziałem: dr „Butryma”, ks. Kobyłeckiego , starszego sierżanta Nawrota oraz jego, na którym rozpatrzono sugestie gebietskomisarza. Wszyscy uznali, że nie można zwlekać ze zorganizowaniem obrony ludności polskiej w mieście i tej, która przetrwała w terenie. Uczestnicy narady zgodzili się również, że za wszelką cenę trzeba wstrzymać ucieczkę ludności polskiej za Bug, zachować siły ludzkie, nie pozwolić na wywózkę młodzieży do Niemiec oraz zorganizować zaopatrzenie ludności. Z uwagi na opanowanie terenu przez uzbrojone oddziały nacjonalistów ukraińskich, kontakt z Inspektoratem AK w Łucku ani też z Komendą Okręgu AK w Kowlu i uzyskanie zgody na powyższe zamierzenia były niemożliwe. W takiej sytuacji por. „Biały” sam powziął decyzję i wyraził zgodę na wzięcie broni od Niemców i zorganizowanie placówek samoobrony. Szybko podjęto rozmowy z gebietskomisarzem, w toku których ustalono, że Niemcy wydadzą uzbrojenie dla 200-250 osób, którzy pod dowództwem polskich podoficerów przeznaczeni będą na placówki samoobrony, natomiast z około 300 ludzi utworzony zostanie zwarty ochraniający ludność wyjeżdżającą w celu zbierania zboża i ziemniaków, pozostawionych przez Polaków na polach wsi, które musieli opuścić. Opiekę nad naborem do samoobrony objął por. Jerzy Kraszewski. Nabór przebiegał bardzo szybko i sprawnie.”

Placówki samoobrony

„W ciagu kilku dni wokół Włodzimierza utworzono placówki samoobrony w następujących miejscowościach: Włodzimierzówka-Chobułtowa, Falemicze, Werba, Bielin, Nowosiółki, Bortnów, Iwanicze, Stęzarzyce oraz 2 placówki we Włodzimierzu. Placówka w Stęzarzycach została przeniesiona do Włodzimierza dla wzmocnienia obrony miasta. Na komendanta powiatowego samoobrony powołano ppor. Tadeusza Karkowskiego. Na dowódców placówek wyznaczono podchorążych i byłych podoficerów WP. Utworzone placówki samoobrony współdziałały z terenowymi ogniwami AK, działającymi w Spaszczyźnie , Wodzinowie, Anusinie, Radowiczach i Edwardpolu, dostarczając im broń i amunicję. Zgoda na wzięcie broni od Niemców pozwoliła na zalegalizowanie w pewnym stopniu broni posiadanej nielegalnie oraz tworzenie konspiracyjnych placówek działających w obronie ludności polskiej w mieście i ośrodkach samoobrony, a także sprzyjało rozwijaniu działalności konspiracyjnej i organizowaniu oddziałów partyzanckich.

Utworzenie placówek samoobrony powstrzymało napór UPA na miasto. Odsunęło bezpośrednie zagrożenie oraz wpłynęło na uspokojenie nastrojów ludności polskiej. Przestała wyjeżdżać za Bug i zgłaszać się na roboty do Niemiec. Jednocześnie członkowie konspiracyjnych organizacji niepodległościowych prowadzili agitację wśród ludności polskiej wyjaśniając, że obowiązkiem naszym jest pozostanie na Wołyniu. Wyniki tej pracy zaowocowały w styczniu 1944r., kiedy wszystkie placówki samoobrony stawiły się z pełnym uzbrojeniem w rejonach koncentracji 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK.

Cdn.

Marek A. Koprowski

6 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. hetmanski
    hetmanski :

    Tak mi zapłacili Ukraińcy za 26 lat pracy nad podniesieniem kultury, za bezinteresowna pracę społeczna, a w końcu pytanie, które zawsze sobie stawiam, czy można im wierzyć?”. Odpowiedż na to tragiczne pytanie jest jedna po 1000 – kroć NIE. Ale nasz ślepy rząd i co niektóre uczelnie ,,katolickie” twierdzą że to nasi najlepsi przyjaciele.

  2. mohort1772
    mohort1772 :

    Zbliża się kolejna rocznica tragicznego LUDOBÓJSTWA popełnionego na polskich mieszkańcach Wołynia.Zapewne znowu będą jakieś odczyty konferencje oficjalne przemówienia słowa nie do końca wyrażonego potępienia i w tym wszystkim jakoś umyka jeden szczególnie frapujący problem, którego rozwiązania nie mogę się od wielu lat doszukać.Co kierowało nimi że w tak okrutny sposób postępowali ze swoimi sąsiadami z którymi przecież żyli od dziesiątków lat.We wszystkich napotkanych wspomnieniach o tamtych wydarzeniach przewija się jeden ,, laitmotyw” nikt ze wspominających nie wskazuje na jakieś poważne zatargi z ukraińskimi sąsiadami.A mimo to bez wahania i jakichkolwiek oporów szli ich mordować z jak prozaicznych powodów. W obliczu nieustannej nagonki oficjalnych czynników współczesnych władz nawołujące do zapomnienia o tych wydarzeniach i zbrodniach, ciśnie się na usta pytanie zadane nie tylko zresztą w tym reportażu DLACZEGO:,, Tak mi zapłacili Ukraińcy za 26 lat pracy nad podniesieniem kultury, za bezinteresowna pracę społeczna, a w końcu pytanie, które zawsze sobie stawiam, czy można im wierzyć?” Moim zdaniem należy odpowiedzieć po trzykroć NIE.

    • bugenhagen
      bugenhagen :

      Nie rozumiem dlaczego tak uczepiliście się Ukraińców. Ich zachowanie nie jest ewenementem. Takie sytuacje kiedy sąsiad zabijał sąsiada, mimo że wcześniej żyli obok siebie w zgodzie, występowały wielokrotnie nawet dużo później, na przykład w Ruandzie lub w Jugosławii. A wy demonizujecie cały ukraiński naród. Polecam książkę Haralda Welzera p.t. “Sprawcy – dlaczego zwykli ludzie dokonują masowych mordów”. Mam nadzieję, że po lekturze tej książki (a przynajmniej stron 239-266) zrozumiecie Panowie co kierowało tymi ludźmi. Żeby lepiej zrozumieć ludzką psychikę i predyspozycje KAŻDEGO człowieka do makabrycznych działań polecam “Efekt lucyfera” Philipa Zimbardo.

      • sergij_batogowski
        sergij_batogowski :

        Witam, mam na imię Sergij. Jestem z Ukrainy. Bardzo Panu dziękuję, że Pan zastąpił się za nasz naród. Szczerze mówiąc, ja też kiedyś nienawidziłem Polaków, ale 2 lata temu zapytałem swą babcię, jak wtedy było? kto pierwszy zaczął? i t.p. Odpowiedziała mi, że jej matka była Ukrainką a brat tej matki był Polakiem, i chcieli wtedy pozabijać jeden drugiego, a przecież oboje mieli wspólnych rodziców, matkę Ukrainkę i ojca Polaka. I wtedy w mojej głowie coś się odmieniło. Wreszcie zrozumiałem, że była to jakaś ogólna psychoza obu narodów na punkcie nacjonalistycznym. Bardzo dobrze Pan to określił i chcę kupić te książki, proszę powiedzieć gdzie mogę ich kupić?
        Pozdrawiam,
        Sergij Batogowski
        email: [email protected]

      • piotrx
        piotrx :

        “Nie rozumiem dlaczego tak uczepiliście się Ukraińców. Ich zachowanie nie jest ewenementem”

        Nikt rozsądny nie oskarża całego narodu ukraińskiego wiec nie wiem do kogo konkretnie skierowane są te słowa? ale dopóki nie odetną się oni od zbrodniczej ideologii i działań OUN-UPA, gloryfikowania oraz ich nie potępią , to nie będzie nigdy prawdziwego pojednania. Dotyczy to generalnie Zachodniej Ukrainy. Sprowadzanie zaplanowanego i okrutnego ukraińskiego ludobójstwa na niewinnej ludności polskiej (od kołyski aż po grób) do wzajemnych konfliktów sąsiedzkich to jest manipulacja. Polecam książki uczciwego Ukraińca Wiktora Poliszczuka “Dowody Zbrodni OUN UPA” , “Gorzka prawda” i wiele innych jego tekstów i artykułów – doskonale opisuje on mechanizmy i zbrodnie nacjonalizmu ukrainskiego. Niestety nalezał on do nielicznych uczciwych ukraińskich badaczy http://jednodniowka.pl/articles.php?cat_id=5