Republika Przemyska – OUN

Działalność UPA została wstrzymana dlatego, że zabrakło szerokich mas ludowych, które tę walkę popierały i w ten lub inny sposób w niej uczestniczyły.
(Łew Szankowśkij)

Po 1944 r. UPA nie tylko opanowała Bieszczady, ale także Ziemię Przemyską, tworząc na niej swoistą “Republikę Przemyską” stanowiącą ważną rolę w strategii jej działania. Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów posiadała w niej znaczące wpływy. Stanowiła dla niej źródło kadr. Stąd pochodziło wielu czołowych działaczy tej organizacji, takich jak Wołodymyr Stachiw, Jewhen Stachiw, Myrosław Małećkyj, Iwan Rawłyk, Myrosław Prokop, Omelian Antonowycz, Wasyl Sydor ps. Szełest. Ludzie ci należeli do czołówki kierownictwa OUN-UPA. Ziemia Przemyska była swojego rodzaju Piemontem ukraińskiego nacjonalizmu. Wynikało to z faktu działania w Przemyślu szeroko rozbudowanego życia ukraińskiego. Działały tu liczne szkoły średnie, organizacje gospodarcze, religijne, sportowe i młodzieżowe. Wychodziło kilka tytułów ukraińskiej prasy. Przemyśl był także siedzibą diecezji greckokatolickich i całego szeregu związanych z nią instytucji. Wszystko to sprawiło, ze życie ukraińskie na Ziemi Przemyskiej było bardzo bogate. Swoistą twierdzą ukraińskiego nacjonalizmu było gimnazjum z ukraińskim językiem nauczania, całkowicie kontrolowanym przez OUN. Nacjonalistom sprzyjała także znaczna część kleru greckokatolickiego, pozostająca w ostrym konflikcie ze swym ordynariuszem bp Josafatem Kocyłowskim, który potępiał zdecydowanie antypaństwowe wystąpienia podległych mu księży. Ci uważali go za zausznika bp Chomyszyna, który podzielał jego poglądy polityczne. Wprowadzenie przez niego celibatu wśród księży spowodowało, że stał się on celem niewybrednych ataków ze strony nacjonalistów i kleru diecezjalnego. Bezżenność księży w dłuższej perspektywie oznaczała bowiem zanik nacjonalistycznie nastawionej ukraińskiej inteligencji. Znaczna część działaczy OUN pochodziła z rodzin księży greckokatolickich ze Stepanem Banderą na czele.

Chwilowo przynależy

Gdy w 1945 r. stało się jasne, że Ziemia Przemyska wraz z całym tzw. Zakerzoniem będzie należała do Polski, a mieszkający tu Ukraińcy i Łemkowie mogą być przesiedleni na Ukrainę w miejsce deportowanej z niej ludności polskiej, UPA przerzuciła tu ocalałe z obław NKWD oddziały, by nie dopuściły do dobrowolnych przesiedleń ludności ukraińskiej i zaakcentowała, że leżące za Sanem i Bugiem ziemie to etniczne terytorium ukraińskie, znajdujące się tylko pod czasową polską okupacją. Intencję UPA w tym względzie oddaje odezwa Prowodu OUN w Polsce, zatytułowana “Do Ukraińców poza linią Curzona w sprawie przesiedlenia”. Czytamy w niej m.in.: “Ziemie, jakie my zamieszkujemy, uważamy za nasze terytorium, ziemie naszych przodków – za naszą Ojczyznę. My tu nie przyszliśmy jako dziadowie. Ta ziemia zroszona jest krwią naszych sławnych przodków, na ziemi tej dowodzili książęta: Wołodymyr Wielki, Roman Halicki, Król Danyło i inni. Na tej ziemi przeżyliśmy panowanie Austrii i dawnej Polski Piłsudskiego. My mamy pełne prawa zostać na własnej ziemi i wtedy kiedy ona chwilowo przynależy polskiemu państwu demokratycznemu. Tej ziemi nie opuścimy, dlatego że nie chcemy się przyczynić do zmniejszenia się ukraińskiego stanu posiadania etnograficzną miedzą, która już i tak z biegiem stuleci znacznie posunęła się na wschód.

Nasze stanowisko jest jasne i nie wykluczone. Swojej ziemi nie opuścimy bez względu na sytuację , ani pod wpływem żadnych pogróżek czy represji. W obronie własnej ziemi zniesiemy jeszcze prowokacje, wytrzymamy prześladowania. Nawet gdyby tyrania zapanowała na naszych terytoriach, gdyby odebrano nam nasze majątki i spalono nasze domy, to i wtedy mieszkalibyśmy dalej w ziemiankach i lasach”.

Sotnia morderców

Na terenie “Republiki Przemyskiej” działały dwa kurenie UPA – “Bajdy” i “Rena”. Wchodzące w ich skład sotnie były zaprawione w mordach ludności polskiej. W ramach kurenia “Bajdy” działała m.in. sotnia “Burłaky”- Włodzimierza Szczygielskiego, składająca się z wyjątkowych zwyrodnialców. W wigilię 1944 r. wymordowała np. 90 Polaków w podolskiej Ihorowicy, a kilka dni później 106 Polaków z niedalekiej Łozowej, głównie starców, kobiety i dzieci. Sotnie, które przybyły z Ukrainy w przemyskie liczyły, że nabiorą tu nowych sił, odpoczną, zmobilizują i przeszkolą kolejnych “powstańców”. Mieszkańcy przemyskiego istotnie rwali się do walki z Lachami i chętnie zasilali sotnie UPA. Już wcześniej na przełomie lata i jesieni 1944 r. około tysiąca ochotników spod Przemyśla dotarło na mobilizację kurenia “Rena” i zaczęło odbywać przeszkolenie wojskowe.

W 1945 r. UPA przy pomocy miejscowych komórek OUN, całkowicie kontrolowała sytuację w przemyskim. Znany autor ukraiński Łew Szankowśkyj ocenia to następująco: “w 1945 r. w Przemyskiem istniała “powstańcza republika”. Na terytorium republiki wrogie ośrodki istniały tylko w Przemyślu, Pikulicach i Birczy. UPA powołała pod broń zdolną do walki część ludności ukraińskiej…”

OUN nie poprzestała oczywiście tylko na mobilizowaniu nowych poborowych do UPA. Zaczęli też sporządzać listy ludności polskiej, co mogło sugerować, że szykują się do oczyszczenia terytorium “republiki” z polskiego etnosu. Polacy byli tym przerażeni. Mieszkańcy wsi Nowosiółki Dydyńskie i Kalwarii Pacławskiej skierowali do władz dramatyczne pismo , w którym pisali: “we własnej ojczyźnie nie można samodzielnie się poruszać” i prosili: “przyślijcie wojsko…i przenieście nas za San”.

Działały w biały dzień

Oddziały UPA czuły się w “republice” całkowicie bezpieczne: “Kwaterowały w wioskach, odbywały przemarsze drogami publicznymi w biały dzień dokonywały mordów, niszczyły mosty, napadały na pododdziały wojska i milicji. Wprowadzały chaos i panikę”.

Dramatycznie oddał tą sytuację poseł Michał Głowacz w interpelacji zgłoszonej w imieniu klubu poselskiego Polskiego Stronnictwa Ludowego do ministra bezpieczeństwa publicznego i obrony narodowej w sprawie sytuacji politycznej w powiecie przemyskim z 2 stycznia 1946 r. Czytamy w niej m.in.: “Po dzień 27 grudnia 1945 r. bandy ukraińskie spaliły 70 gromad oraz 6 przysiółków i zostało zamordowanych 300 Polaków. Ludność ze spalonych gromad, ratując się ucieczką, schroniła się do miasta Przemyśla, nie mając odpowiedniego mieszkania ani środków żywności dla siebie i dla inwentarza żywego. Ludność polska pozostałej części powiatu przemyskiego żyje w ciągłym strachu przed bandami ukraińskimi, woła o pomoc i zabezpieczenie.

Wobec powyższego stanu rzeczy podpisani zapytują ob. ob. Ministrów, co zamierzają zrobić, ażeby zabezpieczyć pozostałą część powiatu od palenia, rabunku i mordowania ludzi, a pozbawionym dachu nad głowami środki do życia”.

Z odpowiedzi na ta interpelacje Polacy mieszkający na terenie “republiki” nie byli jednak zadowoleni. Działania wojska na tym obszarze miało charakter defensywny. Tylko niewielki procent akcji był z góry zaplanowany. Wojsko prowadziło z reguły bezskuteczne pościgi za bandami , które dokonały ataku, podpalenia, napadu na jakiś obiekt, a następnie uciekały w lasy. Dopiero po sformowaniu oddziału manewrowego mjr Tadeusza Czerkaszyna, złożonego z dwóch batalionów banderowcy przestali czuć się panami “republiki”. Oddział ten przeprowadził szereg udanych akcji w rejonie Birczy, Żohatyna, Ulucza, Jasienicy i Huty.

Bircza się nie dała

Banderowcy w odwecie dokonywali napadów na polskie miejscowości ,stanowiące główne oparcie dla władzy polskiej na kontrolowanym przez nią terenie. Trzykrotnie m.in. atakowały Birczę, która utrudniała im działania operacyjne na terenie “republiki”. Wśród atakujących tą miejscowość była m.in. sotnia Burłaky, zaprawiona w ludobójstwie ludności polskiej. Ataki te zostały odparte. Za najskuteczniejszą metodę walki z UPA i OUN Oddział Operacyjny Sztabu Generalnego uznał przesiedlenia ludności ukraińskiej, połączone z akcjami wymierzonymi bezpośrednio w bandy. Po zakończeniu akcji przesiedleń do ZSRR w lipcu 1946 r., walka z UPA skoncentrowała się przede wszystkim na niszczeniu ich oddziałów. Było to bardzo trudne. Z protokołów Państwowej Komisji Bezpieczeństwa wynika, ze kurenie “Bajdy” i “Rena” operujące na Ziemi Przemyskiej były na całym Zakerzoniu najbardziej bojowe i aktywne. Traktowano je jako “gwardyjskie”. Zręcznie wymykały się one obławom i paliły wysiedlone wsie, by nie nadawały się one do zamieszkania przez Polaków. Z oceny Dowódcy Grupy Operacyjnej “Wisła” gen. Mossora wynika, ze praktycznie cała pozostała w przemyskim ludność ukraińska, stanowiąca nadal 85 proc. mieszkańców terenu współpracowała z bandami UPA. Pozostałe 15 proc. ludności polskiej:” sterroryzowanej i zdemoralizowanej nie przedstawia w obecnej chwili wielkiej wartości moralnej. Znaczna większość tych rozrzuconych rodzin polskich nie chce zresztą i boi się pozostać na miejscu”.

Odcięci od zaplecza

Dopiero przeprowadzenie na terenie przemyskiego Akcji “Wisła” doprowadziło do odcięcia kureni “Bajdy” i “Stacha” od terenowego zaplecza i zadania im ciężkich strat. Niewiele dało im rozproszenie się w małe grupki i nie podejmowanie walki. Kureń “Bajdy” w 1947 r. liczył 413 członków , “Rena” 393. Ponadto w siatce cywilnej oba kurenie miały 558 ludzi. Razem dysponowały 1364 banderowcami. Z tego w toku walk zlikwidowano 519, ujęto 438 bandytów, Zlikwidowano więc łącznie 72 proc. upowskiej gwardii Zakerzonia. Według polskiego rozpoznania za granicę uciekło 254, a w Polsce pozostało 113. Członek sotni Burłaky – Omelan Płaczeń, który należał do tych, którzy pozostali w Polsce tak opisywał w swoich wspomnieniach sytuację latem 1947 r: “Dla nas, powstańców, lato było najbardziej sprzyjającą pora roku. W tym czasie najgościnniejszym i najbezpieczniejszym naszym domem był gęsty las. Obrobione zagony i ogrody chłopów stanowiły gwarancję, że podzielą się oni z nami płodami swej ziemi. Ale lato 1947 r. było inne. Pola i ogrody leżały odłogiem, a wyludnione wsie straszyły pustką. Polskie oddziały dniem i nocą przeczesywały każdą wieś, każdy skrawek ziemi”. W 1948 r. ostatnie nieliczne oddziały UPA opuściły przemyskie. Był to koniec “republiki przemyskiej”.

Zabrakło mas ludowych

Uczestnik upowskich zmagań cytowany wcześniej nacjonalistyczny działacz i historyk Łew Szankowśkij tak skomentował ówczesną sytuację:

“Walka zbrojna UPA oraz podziemia OUN w Przemyskiem, jak również na całej Zacurzońksiej Ukrainie , została powstrzymana nie dlatego, że była taka lub inna przewaga sił zbrojnych wroga. Została ona wstrzymana dlatego, że zabrakło szerokich mas ludowych, które tę walkę popierały i w ten lub inny sposób w niej uczestniczyły. Kiedy wysiedlono z Zacurzonia prawie wszystkich Ukraińców, jednych do ZSRR, innych na północne i zachodnie regiony Polski , oddziały UPA oraz podziemie OUN nie mogły dalej istnieć, były one zmuszone opuścić to terytorium”.

Jest to chyba najlepszy komentarz do tego, czy Akcja “Wisła” i przesiedlenie Ukraińców z Przemyskiego do ZSRR były potrzebne.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply