Nawet psy od nich uciekały

Kto rozstrzeliwał Polaków? Precyzyjną i jasną odpowiedź na to pytanie powinno było dać śledztwo zakończone kilka lat temu przez Naczelnego Prokuratora Wojskowego Federacji Rosyjskiej. Niestety, wciąż nie doczekaliśmy się oficjalnego ogłoszenia nazwisk osób, które tego dokonały.

Obecnie coraz bardziej widoczna staje się nowa tendencja w działaniu rosyjskiego rządu: maskowanie milczeniem zbrodni czasów sowieckich. Nieprzypadkowo większość materiałów z prokuratorskiego śledztwa została opatrzona gryfem tajności.

Kreml troszczy się tylko o to, jak nie dać powodu do oskarżenia byłych władz ZSRR o dokonywanie zbrodni wojennych. Ukrywanie przez prokuraturę wyników śledztwa tzw. „Zbrodni katyńskiej” to fakt bez precedensu, jednakże w warunkach aktualnej rosyjskiej atmosfery politycznej nie dziwi to w żaden sposób.

Zaskakuje natomiast co innego – brak chęci ze strony rosyjskiej Naczelnej Prokuratury Wojskowej do ujawnienia listy osób, które wypełniały rozkazy rozstrzelania polskich wojskowych. Wydaje się to być działaniem zupełnie absurdalnym – już od dawna są one znane historykom oraz opublikowane w zbiorze dokumentów o Katyniu.

Mowa o rozkazie NKWD Nr 001365 z dnia 26. października 1940 r., w którym wszystkim osobom biorącym udział w przygotowaniach do egzekucji i ich przeprowadzaniu – pracownikom centralnego aparatu NKWD i kierownictwa NKWD w obwodzie smoleńskim, kalinińskim oraz charkowskim (gdzie dokonywano rozstrzeliwań) – zostały przyznane nagrody finansowe.

Niestety, w tym rozkazie nie zostały podane imiona oraz imiona odojcowskie ani stanowiska nagrodzonych. Postaraliśmy się zapełnić te luki dostępnymi dla nas świadectwami z Państwowego Archiwum Federacji Rosyjskiej (GARF). Jesteśmy świadomi, że zebrane świadectwa nie są pełne, ponieważ dla wielu osób nie udało się znaleźć uściślających danych. Wszyscy nagrodzeni to 125 osób.

Na liście znajdują się nazwiska pracowników NKWD różnych szczebli – od komendanta NKWD W.M. Błochina i jego najbliższych współpracowników do pomniejszych urzędników czy prostych więziennych dozorców, którzy za zadanie mieli ochronę konwojów zmierzających do miejsca egzekucji. Możemy też odnaleźć na liście nazwiska kobiet – urzędniczek najniższego szczebla, odpowiedzialnych za przygotowywanie i przepisywanie spisów.

To pewne, że w tym rozkazie o nikim nie zapomniano bez względu na to, jaką pozycję zajmował. W ten sposób podkreślono wyjątkową wagę i szczególną tajność tego, czego dokonywali. Przecież przez całe swoje życie byli oni zobowiązani do ochrony straszliwego sekretu morderstwa polskich obywateli.

Ilu z nich przeżyło do czasów, kiedy o „Zbrodni katyńskiej” zaczęto otwarcie mówić zarówno w Polsce, jaki i w nowej Rosji, czy przyznali się oni w trakcie śledztwa rozpoczętego w latach 90.? Nie wiemy. Jednakże, bez wątpienia, dalsze wyjaśnianie szczegółów ich życiorysów i losów byłoby nadzwyczaj ważne oraz interesujące.

Główni wykonawcy

Początkowo w organach WCzK nie było ani specjalnych stanowisk, ani nawet idei posiadania „etatowych katów”. Zakładano, że w razie potrzeby wykonanie wyroku powinno być obowiązkiem każdego czekisty.

Po pewnym czasie okazało się, że w centralnym aparacie WCzK w Moskwie wyroki zaczęły wykonywać ciągle te same osoby i ich grupa przez dziesięciolecie raczej się zbytnio nie zmieniała.

Grupa ta została nieoficjalnie nazwana „specgrupą”, a w jej skład wchodzili przede wszystkim pracownicy komendantury, chociaż kształtowała się ona w oparciu o niepisaną zasadę, że mogli do niej należeć tylko czekiści zdolni do codziennego udziału w egzekucjach. Było to kryterium nieformalne, ale ważne. Przecież nie każdy urzędnik mógłby to wytrzymać.

Jeśli udział poszczególnych pracowników komendantury w rozstrzelaniach w jakiś sposób można wytłumaczyć, to zdziwienie budzi fakt włączania do „specgrupy” ludzi z bezpośredniej ochrony Stalina.

Akty o rozstrzelaniach przeprowadzanych na Łubiance w latach 1922 – 1929 najczęściej podpisywali: G. Chrustalew, G. W. Gołowy, P. I. Maggo, A. K. Czernow, A. P. Rogow, F. I. Sotnikow, W. I. Szygalew, W. M. Błochin, P. P. Pakałn, R. M. Gabalin, I. F. Jusis.

Co więcej, w większości były to osoby zatrudnione przy Kolegium OGPU, które zajmowało się ochroną sowieckich wodzów. W dokumentach byli oni określani jako „komisarze ds. specjalnych”. Byli to: A. P. Rogow, I. F. Jusis, F. I. Sotnikow, R. M. Gabalin, A. K. Czernow, P. P. Pakałn, J. F. Rodowanskij.

Inne osoby dokonujące egzekucji służyły w komendanturze OGPU: W.M. Błochin (komendant OGPU-NKWD-MGB, niezmienny dowodzący egzekucjami aż do emerytury w 1953r.), P.I. Maggo i W.I. Szygalew.

Później do „rozstrzeliwującej drużyny” dołączyli: I. I. Szygalew (brat W. I. Szygalewa), P. A. Jakowlew (szef rządowego garażu, a zatem i naczelnik oddziału samochodowego OGPU), I. I. Anton, A. D. Dmitry, A. M. Emilian, E. A. Maczo, I. I. Fieldman, D. E. Sjemienichin.

Niektórzy z grupy pierwszych egzekutorów „odłączyli” się od niej, przy czym nastąpiło to w zupełnie tradycyjny sposób – zostali doprowadzeni do pomieszczenia, w którym wykonywano wyroki, już jako ofiary. Tak w 1937 r. zostali rozstrzelani G.W. Głow, P. P. Pakałn, F. I. Setników.

Zazwyczaj po rozstrzelaniach urządzano popijawy. Jeden z egzekutorów wspomina: „Wódkę, oczywiście, pili do utraty świadomości. Co by nie mówić, robota nie należała do lekkich. Tak bardzo byli zmęczeni, że na nogach ledwo co się trzymali. A myli się wodą kolońską. Do pasa. Inaczej nie było jak się pozbyć zapachu krwi i prochu. Nawet psy od nas uciekały a jeśli szczekały – to z daleka.”

Nic dziwnego, że egzekutorzy umierali szybko, przedwcześnie lub tracili zmysły. Śmiercią naturalną zamarli w 1931 r. – Jusis, w 1941 – Maggo, w 1942 – W. Szygalew a jego brat – w 1944 lub na początku 1945 r. Wielu z nich przeszło na wcześniejszą emeryturę po otrzymaniu statusu inwalidy z powodu schizofrenii – Jemelianow, lub choroby neuropsychiatrycznej – Macz.

Stalin, z jakiś powodów, nie bał się, że za jego plecami nieustannie przewijają się osoby przyzwyczajone strzelać w potylicę. O jego szczególnym stosunku do katów dobitnie opowiada ten epizod.

Na początku 1939 r., kiedy to rozpoczęta przez Berię czystka w NKWD była u szczytu, kierownictwo Ludowego Komisariatu otrzymało materiał o tym, że komendant W. M. Błochin był bardzo blisko związany z byłym sekretarzem NKWD P. P. Bułanowem, aż do samego rozstrzelania G. G. Jagody.

Czyli brał on udział w „planach spiskowych” i z tego powodu podlegał aresztowi. Beria zebrał wszystkie materiały, przygotował decyzję o aresztowaniu Błochina i wysłał je do Stalina. Jednakże, ku swojemu zdziwieniu, otrzymał odpowiedź odmowną.

Później, w 1953 r. Beria w czasie procesu o tych wydarzeniach powiedział tak: „I. W. Stalin nie zgodził się ze mną, mówiąc, że takich ludzi nie warto sadzać, oni wykonują czarną robotę. W tym momencie wezwał szefa ochrony N. S. Własika i spytał, czy Błochin bierze udział w wykonywaniu wyroków i czy trzeba go aresztować? Własik odpowiedział, że bierze udział i razem z nim udział bierze pomocnik A. M. Rakow, i pozytywnie wypowiedział się o Błochinie”.

Beria, po powrocie do swojego gabinetu, wezwał do siebie Błochina i jego najbliższych współpracowników. Rezultaty rozmowy „wychowawczej” komisarz ludowy zawarł własnoręcznie na wysłanym do archiwum, lecz nie wypełnionym postanowieniu:

„Ściśle tajne. Został wezwany przeze mnie Błochin i dowodzący współpracownicy komendantury, którym zostało przekazane przeze mnie coś z zeznań ich obciążających. Obiecali mocno popracować i na przyszłość być oddanymi partii i radzieckiej władzy. 20 luty 1939 r. L. Beria”.

Więcej do sprawy Błochina, jak pokazywał Beria, Stalin nie wrócił. Zaraz po śmierci wodza w 1953 r. Beria zadecydował, że Błochin ewidentnie „zasiedział się” na swoim stanowisku i wysłał go na emeryturę z wyrazami wdzięczności za wieloletnią, oddaną służbę.

Technologia rozstrzeliwania

Polscy jeńcy wojenni zostali rozstrzelani w trzech miejscach: W Katyniu (pod Smoleńskiem), w Kalininie (obecnie Twer) i w Charkowie. Wszystkie egzekucje miały miejsce w więzieniach wewnętrznych kierownictwa NKWD tych obwodów, za wyjątkiem Katynia, gdzie pierwszą grupę jeńców rozstrzelano, a także pogrzebano, w lesie.

W Kalininie egzekucji dokonywano w piwnicach więzienia (aktualnie w tym budynku mieści się instytut medycyny) a kierował nimi komendant NKWD W. M. Błochin, który przyjechał tam z Moskwy.

Co noc rozstrzeliwano po 200 – 250 osób, a następnie wywożono na ciężarówkach w okolice wsi Miednoje i zakopywano w wygrzebanym przez koparki dole.

Procedura rozstrzeliwań był dopracowana z najmniejszymi szczegółami. Przywiezionych z obozu w Ostaszkowie jeńców najpierw lokowano w celach. Potem pojedynczo wyprowadzano, przy pomocy ankiet sprawdzano nazwisko, imię, datę urodzenia, następnie zakładano kajdanki i prowadzono do piwnicy, gdzie w specjalnym dźwiękoszczelnym pomieszczeniu zabijano strzałem w potylicę.

Błochin przed egzekucją zakładał specjalny strój: skórzaną brązową czapkę, długi skórzany fartuch i rękawice sięgające powyżej łokci (jak u rzeźnika). Błochin był w Kalininie miesiąc i w tym czasie rozstrzelano tam około sześciu tysięcy polskich obywateli.

Szczegółowy spis w języku rosyjskim pracowników NKWD ZSSR i UNKWD obwodów smoleńskiego, kalinińskiego oraz charkowskiego nagrodzonych rozkazem NKWD ZSSR Nr 001365 z dnia 26. października 1940 r. „za skuteczne wykonanie zadań specjalnych” znajduje się na stronie udostępniającej artykuł w oryginale:

[link=http://www.istpravda.ru/bel/digest/1904/]

źródło: “Historyczna Prawda” / istpravda.ru

tłumaczenie: Agnieszka Wrona

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply