Azjatycka chytrość komandarma

Nikt nigdy tego nie zakwestionował. Związek Radziecki nie zarobił na tej operacji za dużo ziemi, ale samo przejście graniczne w Brześciu czyli “Warszawski Most” zostało oddalone o trzysta metrów od niemieckiej granicy.

Polacy wjeżdżający na Białoruś przez przejście „Warszawski Most” w Brześciu nad Bugiem na ogół nie zdają sobie sprawy, że w tym miejscu granica między Polską a ówczesnym ZSRR powstała wskutek „azjatyckiej chytrości”. Wykazał ją Michaił Kowalew komandarm II rangi, dowodzący frontem białoruskim, zajmującym białoruskie Kresy. Pisze o tym w znakomitej książce „Anatomija nienawisti” Rusko-Polskie konflikty w XVII-XX w. Anatolij Taras. Gdy 5 października otrzymał rozkaz wycofania swych wojsk na linię nowej ostatecznie wyznaczonej przez Ribbentropa i Mołotowa granicy między Niemcami a ZSRR nie był z niego zadowolony. Podległe mu zagony stały m.in. w Suwałkach, Białej Podlaskiej, Siedlcach, Łukowie i Sokołowie Podlaskim. Kowalew wycofując się na linię Bugu polecił ogołocić zajmowane tereny z wszystkiego, co tylko nadawało się do zrabowania. W sumie z niewielkiej w końcu części zajętej Polski, obejmującej zasięgiem około trzech powiatów bielsko- podlaskiego, siedleckiego i suwalskiego wywieźli do ZSRR 3942 wagony ładunku. Gdy podwładni Kowalewa zajmowali się rabunkiem, on sam wysłał do Moskwy następujący telegram: „Ustanowiona granica na rzece Bug w rejonie Brześcia Litewskiego jest skrajnie niewygodna dla nas z następujących przyczyn: miasto Brześć granica dzieli na dwie części- zachodni obwód fortów dostanie się Niemcom; przy bliskości granicy niemożliwe stanie się wykorzystywanie w pełni bogatego zasobu koszar w Brześciu, węzeł kolejowy i samo miasto będzie się znajdować w strefie ognia z broni maszynowej, przeprawy przez rzekę Bug nie będą zabezpieczone odpowiednim terytorium. Duże, godne uwagi lotnisko przy wsi Małaszewicze dostanie się Niemcom. Dowodzący frontem prosi o ponowny przegląd granicy w rejonie Brześcia Litewskiego”.

Granica “na wsiegda”

Moskwa odpowiedziała twardo, że granica jest uzgodniona na „wsiegda” i dokonywanie w niej jakichkolwiek zmian jest niemożliwe. Kowalew wykazał się jednak niesubordynacją i na własną rękę przesunął granicę. Polecił saperom zrobić przy pomocy materiałów wybuchowych wyrwę w brzegach Bugu i skierować wody Bugu do kanału przed Terespolskimi Umocnieniami. Naiwnym Niemcom oświadczył, że jest to główny nurt Bugu. Na nim wyznaczono granicę między Niemcami a ZSRR. I tak już pozostała. Nikt nigdy tego nie zakwestionował. Związek Radziecki nie zarobił na tej operacji za dużo ziemi, ale samo przejście graniczne w Brześciu czyli „Warszawski Most” zostało oddalone o trzysta metrów od niemieckiej granicy. Dzięki oszustwu „komandarma” Brześć był z pewnością łatwiejszy do obrony. Sama obrona twierdzy przez Sowietów mimo, że w propagandzie urosła do rangi symbolu bohaterstwa radzieckiego żołnierza, nie miała żadnego strategicznego znaczenia. Sowieci nie obsadzili całej twierdzy i nie przygotowali jej do obrony. Służyła ona im przede wszystkim jako katownia, w której likwidowano polskich patriotów. Traktowano ją też jako punkt etapowy, w którym gromadzono więźniów przeznaczonych do dalszej deportacji. Dla aresztowanych w Brześciu wielu przedstawicieli polskiej inteligencji mury brzeskiej twierdzy były ostatnimi, jakie widzieli w życiu. To w niej należy szukać tropów tzw. białoruskiej listy katyńskiej – przynajmniej część osób na niej figurujących, czyli zamordowanych na Białorusi polskich obywateli. Jednym z nich był Paweł Korol. Postać znana i szanowana w Brześciu i okolicy. Aresztowany jesienią 1939r. zaginął bez wieści.

Polak z wyboru

– Dziadek był Rosjaninem z urodzenia, a Polakiem z wyboru – mówi jego wnuk Dymitr Korol. – Urodził się on w 1890 r. w Białej Podlaskiej. Ukończył studia medyczne w Warszawie. Podczas I wojny światowej służył w armii rosyjskiej. W Polsce niepodległej dziadek otworzył w Brześciu praktykę lekarską. Wkrótce dorobił się własnej kliniki ginekologicznej. Pieniądze nigdy nie stanowiły dla niego celu życia. Był znanym społecznikiem. Pełnił funkcję radnego miejskiego, prezesował Towarzystwu Dobroczynności, Kołu Towarzystwa Budowy Szkół Powszechnych, wiceprezesem Ligi Obrony Powietrznej i Stowarzyszenia Właścicieli Nieruchomości oraz skarbnikiem Związku Zawodowego Lekarzy…

Pan Dymitr jako największą relikwię przechowuje wśród rodzinnych pamiątek legitymację poselską dziadka. W 1928 r. wybrano go do Sejmu RP z listy Rosyjskiego Zjednoczenia Ludowego w okręgu Nr 60.

– W 1939 r., gdy Brześć został zajęty najpierw przez Niemców i oddany Sowietom po kilku dniach dziadek, jak mi opowiadała babcia, miał okazję uratować życie – wspomina Dymitr Korol. – Jeden z jego bliskich znajomych, znany polski ziemianin proponował mu wyjazd wraz z armią niemiecką. On jednak oświadczył, że nigdzie nie wyjedzie, bo nigdy nikomu nic złego nie zrobił…

Listy mieli przygotowane

Poseł Paweł Korol nie wiedział, że tuż za oddziałami Armii Czerwonej wchodzą na Kresy Rzeczpospolitej specjalnie sformowane oddziały NKWD, które we wszystkich zasiedlonych punktach miały przeprowadzać „zaczistki”, aresztując w pierwszym rzędzie potencjalnych wrogów władzy radzieckiej, zwłaszcza zaś przedstawicieli polskiej administracji, przedstawicieli inteligencji i aktywistów partii politycznych. Jak pisze w cytowanej wcześniej książce Anatolij Taras, czekiści wprost z marszu po wyjściu z samochodów dokonywali pierwszych aresztowań. Wstępne listy mieli już przygotowane.

– Mój dziadek musiał być na nich umieszczony – ocenia Dymitr Korol. – Jak wspominała babcia aresztowano go dosłownie w kilka godzin po wkroczeniu wojsk sowieckich do Brześcia. Znali jego adres i mieli zdjęcie. Nie zrobili nawet rewizji. Dzięki temu sporo dokumentów po dziadku, w tym legitymację poselską, udało się ocalić.

Łącznie do 15 października 1939 r. na terytorium Zachodniej Białorusi NKWD aresztowało 3535 ludzi. Wszystkich pod zarzutami szpiegostwa. Był on oczywiście wydumany. NKWD aresztowało ludzi dobrze im znanych, rozpoznanych przez siatkę konfidentów i których zastali w swoich domach. Paweł Korol z pewnością został zaliczony do grupy: „kierowników i aktywistów kontrrewolucyjnych partii”. Takich osób, jak pisze Anatolij Taras, aresztowano 348. Do partii wrogich rewolucji Sowieci zaliczali oczywiście wszystkie poza WKP(b). Paweł Korol w sowieckim pojęciu był też „białym Rosjaninem”, czyli zdrajcą ojczyzny. NKWD spodziewało się zapewne, że zdoła na terytorium Zachodniej Białorusi aresztować więcej osób. By poprawić swój wynik w ciągu tygodnia od 15 do 22 października 1939 r. najprawdopodobniej na chybił trafił aresztowało jeszcze 780 osób. W sumie więc NKWD zatrzymało w czasie jesiennej akcji 4315 osób. Wszelki ślad po nich zaginął.

Za zdradę ojczyzny

– Dziadka po raz ostatni widziano w Mińsku – mówi Dymitr Korol. – Jakiś znajomy zobaczył go na więziennym dziedzińcu i jak udało mu się wydostać z więzienia dał znać babci, która po wkroczeniu Niemców do Brześcia w 1941 r. usiłowała go szukać. Mój ojciec był już wtedy dorosłym człowiekiem. Rozpoczął studia na Politechnice Warszawskiej, ale nie zdążył jej ukończyć z powodu wybuchu wojny. W 1939 r. został powołany do Wojska Polskiego. Zdołał uniknąć niewoli i wrócić do domu. Ojca już w nim nie zastał. Bardzo to przeżywał i sam też się bał. W każdej chwili mógł zostać aresztowany. NKWD go jednak jakoś przeoczyło. Po wkroczeniu Niemców do Brześcia ojcu przyszło przeżywać trudne chwile. Do dziś pamiętam , jak cały drżał, gdy mi o tym opowiadał. Pewnej nocy do drzwi naszej rodziny zapukało kilku funkcjonariuszy gestapo i poprosiło ojca, by udał się z nimi. Ojciec bardzo się przestraszył i zaczął żegnać się z życiem. Zwłaszcza, gdy zorientował się, że samochód gestapowców jedzie do twierdzy brzeskiej. Gestapowcy zachowywali się jednak wobec ojca grzecznie. Gdy wjechali do twierdzy, zaprowadzili go do jednego z fortu, na podwórku którego leżały ułożone w rzędach setki ekshumowanych trupów. Gestapowiec kazał ojcu przejść obok nich i przyjrzeć się im, bo być może rozpozna ojca. Ten, jak mi opowiadał, szedł i się trząsł. Ojca jednak nie rozpoznał. Gestapowcy podziękowali mu za udział w rozpoznawaniu zwłok i odwieźli go do domu… Po wojnie babcia z ojcem przeniosła się do Grodna, gdzie mieliśmy rodzinę. Tu ojciec zawarł związek małżeński, z którego ja się urodziłem w 1946 r. NKWD odnalazło ojca już w 1947r. Został oskarżony o „zdradę ojczyzny” i skazany na 10 lat łagrów. Owa „zdrada” ojca polegała na służbie w Wojsku Polskim II Rzeczpospolitej. Wszystkie instytucje tego państwa NKWD traktowało jako antysowieckie.

Gdzie spoczywa dziadek zamordowany wraz z tysiącami aresztowanych w 1939 r. polskich patriotów Dymitr Korol nie wie. Bez ujawnienia „białoruskiej listy katyńskiej” tego się raczej nie dowie.

Marek A. Koprowski

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply