Widokówki z Wołynia – Klewań

Historia Wołynia to w dużej części dzieje wybitnych rodów magnackich, które na tutejszych rozległych równinach zakładały swe sławne majątki. Daleko poza Wołyń sięgała sława Ołyckiej rezydencji Radziwiłłów, nie ustępowało jej w splendorze rodowe gniazdo Czartoryskich w Klewaniu.

Dziś Klewań to mała mieścinka, licząca dziewięć tysięcy mieszkańców. Leży przy ruchliwej trasie z Łucka do Równego, codziennie obok ukrytych w gęstych zaroślach ruin zamku przemykają tysiące samochodów, ale wątpię, czy jadący w nich ludzie zdają sobie sprawę, że oto mijają główną rezydencję polskich książąt Czartoryskich.

W rękach rodu Klewań wraz z okolicznymi terenami pozostawał od XV wieku, kiedy książę Świdrygiełło nadał tutejsze ziemie marszałkowi dworu – Michałowi Czartoryskiemu, do połowy wieku XIX. Książę Michał jako pierwszy zaczął używać tytułu „pana na Klewaniu”. To on rozpoczął w 1475 budowę zamku, ukończył ją zaś jego syn Fedor. Ledwo mu się to udało, a pretensje do Klewania zaczął rościć Radziwiłł z Ołyki. Jak podaje „Słownik Geograficzny Królestwa Polskiego”: Dowody Radziwiłła były prawe i jasne i rzeczywiście nadanie Świdrygiełły zapewniało tylko monaster na uroczysku Klewaniu stojący, pod nazwą którego Czartoryski i przyległe horodyszcze i ziemię opodal leżącą mieć rozumiał. Spór zakończył się w 1555 roku, gdy Radziwiłłowie zrezygnowali z roszczeń wobec Klewania, w zamian za posiadłości nad rzeką Ołyką i spore odszkodowanie. Spór dobiegł końca, ale współzawodnictwo pomiędzy gospodarzami na Klewaniu i Ołyce trwać miało przez następne stulecia, przyczyniając się do bogactwa i urody obu rezydencji.

Klewański zamek, mimo, że stanowi materialny dowód na dawną świetność miejscowości, prezentuje się dziś dość żałośnie. Niezabezpieczone ruiny niszczeją wśród drzew i gęstych krzewów. Stare mury, pokryte licznymi warstwami graffiti, chyba zapomniały już o hucznych balach, które tu niegdyś organizowano. Dziś zamiast dworskich melodii na zaniedbanym dziedzińcu słychać czasem piosenki śpiewane pod gitarę, bo to ulubione imprezowe miejsce tutejszej młodzieży. Monumentalny czteroprzęsłowy most wjazdowy to jedyny element dający wrażenie o niegdysiejszej wielkości zamku. Grzegorz Rąkowski w swoim przewodniku po Wołyniu pisze, że most był dawniej ozdobiony malowidłami, których pozostałości można było oglądać jeszcze w XX wieku. Sprawdziłam, niestety, nie pozostał po nich ślad.

Cennym zabytkiem sztuki sakralnej jest kościół Zwiastowania NMP powstały za sprawą księcia Jerzego Czartoryskiego i ukończony w 1610 roku. W barokowej bazylice z fasadą zdobioną pilastrami, gzymsami i portalem z trójkątnym naczółkiem przechowywano niegdyś relikwie św. Bonifacego – jednego z tzw. „zimnych ogrodników” i patrona kawalerów. Klewańska świątynia słynęła też przez stulecia z cudownego obrazu Wniebowzięcia Matki Boskiej. Płótno pędzla Carlo Dolciego ufundował książę Konstanty Czartoryski, o którym kronikarze napisali, że był ostatnim prawdziwie dbającym o rodowe gniazdo gospodarzem. W maju 1945 r. ludność polska została wysiedlona z Klewania. Wzięła z sobą większość kościelnego wyposażenia, w tym cudowny obraz i relikwie św. Bonifacego. Obraz znajduje się dziś w Skwierzynie niedaleko Gorzowa Wkp.

Ród Czartoryskich pozostawił po sobie również pamiątkę w postaci ufundowanej przez ks. Adama Kazimierza w 1777 roku cerkwi greckokatolickiej. Właściwie to najbardziej wyróżniająca się dziś budowla w klewańskim krajobrazie, bo obecnie pomalowana jest na jaskrawo-niebiesko.

Przed wojną miejscowość zyskała miano największego na Wołyniu letniska. W sezonie nad rzeką Stubłą wypoczywało tu kilka setek letników, głównie Żydów z Równego, ale przyjeżdżali też goście z samej Warszawy, bywali artyści i literaci, bywał Julian Tuwim.

Cenne zabytki pierwszej RP i wspomnienie przedwojennego kurortu bledną jednak przy nowo wypromowanej atrakcji turystycznej Klewania – alejkę utworzoną wzdłuż torów przez przejeżdżające przez gęsty liściasty lasek pociągi. Tunel miłości – tak nazwano ten stworzony przypadkiem zakątek, przyciąga do miasteczka tłumy zakochanych, narzeczonych, małżonków i kochanków. Można się całować, można robić zdjęcia, trzeba tylko uważać na komary i pociągi…

Elżbieta Zielińska

„Kurier Galicyjski”

Tekst ukazał się w nr 12 (208) za 3-17 lipca 2014

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply