Pomnik ma upamiętniać nie tylko majora Ejtminowicza, ale i wszystkich Litwinów, którzy walczyli w Powstaniu na terenie Lubelszczyzny.

Tym razem powstańczo-pielgrzymkowe szlaki zawiodły w Lasy Parczewskie i ich okolice w poszukiwaniu powstańczych mogił. Korzystając z pięknej majowej soboty ruszyliśmy na północ, na poleskie kresy zachodnie. Nim jednak tam dotarliśmy zahaczyliśmy o zupełnie niepoleską

Brzostówkę

To rozległa wieś położona w specyficznym terenie – międzyrzeczu Wieprza i Tyśmienicy. Obszar to mało znany i taki … niecharakterystyczny. Bo za Tyśmienicą – wiadomo, Polesie, przed Wieprzem to w zależności do tego czy bardziej na południu czy bardziej na północy. Południe to Wyniosłość Giełczewska i Płaskowyż Nałęczowski, słowem – Wyżyna Lubelska, a na północy pradolina Wieprza, Wysoczyzna Lubartowska, to już w zasadzie Mazowsze. A tu ni tamto ni siamto. Tymczasem teren to ciekawy, bogaty tak w pamiątki kultury jak i w miejsca cenne przyrodniczo. Ale my udaliśmy się tam w określonym celu. PTTK chełmski donosi lakonicznie, iż w okolicach wsi znajdują się dwa upamiętnienia, jedno „na polach wsi Brzostówka”, drugie „w lesie, trudne do odnalezienia”. Zatem wiemy … że nic nie wiemy. Brzostówka to bowiem wieś na kilka kilometrów długa, pola wokół wsi, lasy też w przynajmniej trzech kompleksach do owych pól przylegają. Starą i sprawdzoną metodą „chwytamy języka”. Miejscowe duchowieństwo skutecznie zabarykadowało się na plebani, której wstępnym szturmem wziąć się nam nie udało. Poszliśmy zatem do leśniczówki. Wiadomo, leśniczy człowiek terenowy, to może choć tę „trudną do odnalezienia w lesie” nam pokaże. Może nieco złośliwie przyznam, ale nieprzeciętne gabaryty leśniczego nie bardzo wzbudziły moje zaufanie. Człowiek, który łazi po lasach zdecydowanie inaczej wygląda. Nie mniej jednak wskazał nam miejsce na mapie, do którego z trudem, narażając poważnie swego wysłużonego czterokołowego weterana jakoś dobraliśmy się. Okazało się pięknym, otoczonym wałem …cmentarzem z I wojny światowej. Po raz kolejny przekonałem się brutalnie o słuszności starego powiedzenia, że „sztuka jest sztuka”, krzyż jest krzyż, a polegli to polegli, trup od trupa się specjalnie nie różni, obojętnie czy zginął od moskalskiej czy austriackiej kuli, albo i od … bratobójczej. Za to mieliśmy okazję przekonać się jak dba się o te cmentarze. Uczucia miałem takie trochę niejednoznaczne. Bo z jednej strony wiem, rozumiem, że w każdej zaborczej armii służyli Polacy, często pewnie strzelali do siebie nawzajem. Zatem prawdopodobnym jest, że i na każdym takim cmentarzu leżą nasi rodacy. Stad i trzeba go pielęgnować. Żal tylko, okrutny żal, że nie wszystkie miejsca pamięci, w tym i te z Powstania Styczniowego, gdzie z całą pewnością leżą nasi rodacy pielęgnowane są z taką starannością. Pan „pielęgnator” na nasze pytanie czy nie ma tu gdzieś mogiły powstańczej ze zdziwieniem rozkłada ręce, kieruje nas jednak do kolejnego cmentarza. Jedziemy tam bez przekonania, ale jedziemy. Okazuje się … kolejnym cmentarzem z I wojny. Tym razem niemieckim. Spoczywają tu żołnierze 91 Oldenburskiego Pułku Piechoty. I niech spoczywają w pokoju na tym zadbanym cmentarzu, ale gdzie są nasi polscy powstańcy?!. Bez większej nadziei wracamy do wsi. Tutaj zatrzymujemy się przed wiejską świetlicą. Wewnątrz przygotowania – wiadomo sobota, czas weselny. Spotkania tam Pani na moje pytanie wyraźnie się ożywiła. „A to moja mama na pewno Panu powie, zaraz zadzwonią, albo jeszcze lepiej po brata, on jest radnym i piszą teraz książkę o gminie” (znajdujemy się na terenie gminy o apetycznej nazwie Serniki). Wkrótce przyjeżdża brat, p. Sebastian Wysok, radny powiatowy (ród Wysoków jak się okazuje jest sławny Brzostówce, jeden z przodków p. Sebastiana zakładał pierwszą straż pożarną we wsi, fundował kapliczki itd.). Pan radny oferuje się za przewodnika i jedziemy. Najpierw pod las. Na skraju starej części wsi, od nazwy znajdującej się tutaj kiedy siedziby ziemiańskiej, zwanego Folwark, stoi krzyż jakich dziesiątki, jeśli nie setki na tej ziemi, i na który nigdy nie zwrócilibyśmy szczególnej uwagi. Tymczasem w tym miejscu moskale rozstrzelali kilku powstańców pochwyconych w potyczce pod Brzostówką. Nie są tutaj pochowani, ale krzyż stoi na miejscu ich śmierci. Natomiast w lesie znajdowały się mogiły przy tzw. Powstańczej Drodze. Dukt ten do dziś nosi taką nazwę i jeszcze przed laty ktoś palił tam znicze. Dziś zdaniem p. Sebastiana trudno cokolwiek tam odnaleźć. W każdym razie miejsce to (jego okolice) zaznaczyliśmy na mapie. To kolejne wyzwanie dla nas, czy też jeszcze lepiej dla Pana Adama Sikorskiego z TV Lublin – on ma do tego lepszy sprzęt. Pan radny pokazuje nam za to jeszcze jedną figurkę na skraju lasy w południowej części wsi. Jak twierdzi ona również została postawiona dla pamięci Powstańców. Istotnie musi być bardzo stara, ząb czasu i warunki atmosferyczne zniszczyły ją tak, że dziś trudno nawet powiedzieć, czy przedstawia Chrystusa czy Jego Matkę. Nie mniej jednak i tutaj zapalamy znicz i zostawiamy flagę narodową. Jeśli nie dla zmarłych, to dla pamięci o nich. Żegnamy naszego przewodnika, bez którego nasze kilkugodzinne penetrowanie okolic Brzostówki zakończyłoby się zapewne niepowodzeniem i udajemy się już za Tyśmienicę, do Lasów Parczewskich, do wioseczki

Buradów

a ściślej nieco na północ od niej, do najdalej na zachód wysuniętych krańców Lasów Parczewskich. To tutaj, na ostrym zakręcie drogi stoi krzyż, a przy nim olbrzymi głaz ustawiony, jak ustalili po długich bojach historycy, na miejscu śmierci dzielnego Litwina, majora Bogusława Ejtminowicza. Pomnik ustawiono staraniem parczewskiego samorządu i TV Lublin (co w tym wypadku i wielu podobnych oznacza redaktora Adama Sikorskiego), zaś fundatorami głazu byli: Barbara Tyniecka-Babicz i Janusz Babicz. Pomnik ma upamiętniać nie tylko majora Ejtminowicza, ale i wszystkich Litwinów, którzy walczyli w Powstaniu na terenie Lubelszczyzny. Uroczyste jego odsłonięcie nastąpiło 3 października 2009 roku w obecności przedstawiciela Ambasady Litwy, odegrano hymny narodowe obu krajów, głaz przyozdobiono flagami również obu naszych krajów – mało, bardzo mało jest takich wspólnych akcentów. Odczytano także listy od prezydenta Lecha Kaczyńskiego i prezydenta Ryszarda Kaczorowskiego… Opis tego wydarzenia i galerię fotografii mogą czytelnicy zobaczyć na stronie nadleśnictwa Parczew: http://www.lasy.com.pl/web/parczew/aktualnosci

My również oddaliśmy hołd dzielnemu Litwinowi zapalając znicz i ustawiając flagę narodową. Nie jest to jednak jedyne upamiętnienie Powstania w kompleksie Lasów Parczewskich, który ze względu na swoje naturalne walory musiał służyć naszym bojownikom. Otóż we wschodniej części kompleksu przed 20-tu laty myśliwi ustawili krzyż i głaz upamiętniający Powstańców. Ruszamy zatem do

serca Lasów Parczewskich

ale jak w tym wielkim kompleksie odnaleźć to miejsce. Mamy co prawda numer oddziału leśnego, ale nie mamy mapy z oddziałami. Udajemy się zatem do gospodarzy terenu. Leśniczy Piotr Pniakdokładnie objaśnia nam gdzie znajduje się owo upamiętnienie. Wjeżdżamy do lasu. I tutaj zaskoczenie. Otóż czytelniczko droga i czytelniku drogi nam nie mniej, jeśli chcesz gdzieś w tym kraju jeździć po drogach gładkich jak stół, doskonale utrzymanych to nie szukaj ich na autostradach, krajówkach czy wojewódzkich, nie. Najdziesz je w lasach. Nie jechałem jeszcze w życiu drogą lepszej jakości niż droga wewnętrzna Lasów Państwowych w Lasach Parczewskich. Tego się opisać nie da to trzeba przejechać by odczuć. I jakże bolesny był potem powrót do rzeczywistości, czyli do drogi powiatowej. W każdym razie jadąc przez cenny i historycznie ciekawy kompleks Parczewskich Borów dojeżdżamy do oddziału leśnego nr 176 i drogi pożarowej nr 2. To tutaj znajduje się krzyż drewniany z napisem „Pamięci Powstania 1863 r.” i głazem ustawionym na pamiątkę walk w Powstaniu Styczniowym, wojnie polsko-bolszewickiej oraz II wojnie światowej. Miejsce to w 1992 roku urządzono staraniem Koła Łowieckiego nr 2 w Lublinie. Tutaj zostawiamy flagę narodową i … nie znicza nie palimy – w koło las, lepiej nie ryzykować. Z Lasów Parczewskich udajemy się na północ, do wsi

Pachole

To na polach między tą wsią a także wsiami Kolano i Holendernia rozegrała się bitwa powstańców z moskalami 18 listopada 1863 roku. Szesnastu poległych patriotów spoczęło na tych polach na zawsze. Wiemy, że mogiła, miejsce ich spoczynku położona jest daleko za wsią gdzieś … w polach właśnie. No cóż, jak to mawiają: koniec języka za przewodnika. Tym razem jednak wyjątkowo nam się powiodło. Naszym przewodnikiem był bowiem człowiek niesamowity i niezwyczajny. Bez wątpienie jest on jednym z tych ludzi-perełek jakie spotykamy co jakiś czas na trasach naszej powstańczej pielgrzymki. Pan Rysio Hołod, radny gminy Dębowa Kłoda, to chodzący dowód na to, że „wszystkie Ryśki to porządne chłopaki”. Najpierw zaopatrzył nas w dokładną mapę gminy i różne materiały promocyjne, a następnie wsiadł z nami do samochodu i poprowadził do mogiły, która jak się okazało była i jemu bardzo bliska. Zbyt daleko dojechać się jednak nie udało. Zostawiając zatem samochód w polach idziemy do mogiły, a nasz cicerone opowiada nam jej historię. O upamiętnienie tych poległych powstańców walczył od lat. Władze gminy specjalnie nie były zainteresowane (zresztą po upamiętnieniu jak zobaczyliśmy, nadal nie są), na dodatek ziemia, na której leży mogiła należała kiedyś do PGR-u, potem została sprzedana prywatnym właścicielom. Bałagan urzędniczy sprawił, że o ile mogiłę uwzględniono, o tyle drogę dojazdową do niej nie (przypomnę, że mogiła znajduje się w polu pod laskiem). Nowi właściciele nie specjalnie przejęli się problemem. Oni uczciwe zapłacili i ani myślą oddawać cokolwiek na drogę, bo wiadomo, że każdy kawałek ziemi jest ważny i zyskowny, choćby miał zaledwie kilka metrów szerokości i choćby posiadało się już … ponad 1000 hektarów. Pan Rysio jednak nie odpuszczał. W 2008 roku doprowadził do ustawienie nowego krzyża na mogile oraz pamiątkowej tablicy z napisem. Wyłożono wokół niej kostkę. Jak się okazało właściciele tysiąca hektarów również nie mieli zamiaru dawać za wygraną. Udało się w końcu dojść do jako-takiego kompromisu. Drogę, choć trudno ją tak nazwać, przeprowadzono od lasu. Ale i ona jak się okazuje przeszkadza właścicielom 1000 ha, bo ustawicznie, nie oszczędzajmy słów – chamsko ją podorywują wraz z mogiłą. O czym naocznie mogliśmy się przekonać. Podobno jeszcze nie tak dawno można było znaleźć kości na roli. Kwintesencją „zrozumienia” i „patriotycznego ducha” właścicieli nie jest nawet to, że gonią każdego, kto usiłuję nie daj Boże jakoś sobie skrócić drogę do mogiły, ale rada jakiej udzielili lokalnemu, zaangażowanemu człowiekowi, by, skoro mu tak zależy na mogile, przeniósł ją sobie za stodołę i tam wycieczki oprowadzał. O trosce władz gminnych – zmilczę. Paląc znicz na grobach tych kilkunastu poległych „małkososów” zapewne, jak wielu powstańców, dręczyły mnie nurtujące pytania, które zawsze się pojawiają ilekroć widzę zaniedbane groby rodaków, zwłaszcza poległych za wolność mojej ojczyzny: czy odważyli by się na ten krok gdyby ktoś „w widzeniu wieszczem” pokazał im takich osobników jak ci wyżej opisani? Czy chwyciliby za kosy czy raczej wrócili by do domu i powiedzieli jak mój białoruski przyjaciel: „moja ojczyzna to moja żona i dzieci”?. Nie wiem, ale czasem cisną się na usta słowa sierżanta Kiedrosa ze znanej komedii o Franku Dolasie, „o jaką Polskę chcesz walczyć?”. Z ciężkim trochę sercem wracamy z mogiły. Słuchamy opowieści Pana Rysia o dębie, widocznym na horyzoncie, którego ochronił w formie pomnika przyrody, o starej prawosławnej szkole we wsi, której nie daje rozebrać, o pomniku dla rozstrzelanych, na którym mało komu zależy. I o potyczkach powstańczych partii Krysińskiego, Wróblewskiego, Kozłowskiego. Wszystko to brzmi surrealistycznie z ust tego człowieka, we współczesnym krajobrazie południowego Podlasia pełnego wielkich pól rzepaku. Słuchamy jeszcze i o pomniku, o jego odsłonięciu, na które przyjechał redaktor Adam Sikorski, bo trzeba powiedzieć, że Pan Rysio jest jednym z „dzieci Sikorskiego”, jak ich nazywam, lokalnych pasjonatów, historyków, krajoznawców, miłośników historii własnej małej ojczyzny, których Pan Adam inspiruje swoimi programami, osobiście zachęca i … potrafi docenić, czy to w swoich filmach czy też w inny sposób. Pan Rysio pokazuje nam z dumą „Kronikę Powstań Polskich” z dedykacją od redaktora Sikorskiego. Jego praca w tej sferze jest nieoceniona. Rozstajemy się z naszym przewodnikiem niechętnie, nie możemy się „rozjechać”, zaprasza nas jeszcze do Horostyty na uroczyste odsłonięcie tablicy ku pamięci majora Bronisława Deskura (jak się okaże, skorzystamy z tego zaproszenia). Przy zachodzącym słońcu kierujemy się na

Chmielów

W tej niemałej wiosce położonej po „litewskiej” stronie rzeki Piwonii (po polskiej stronie leży wieś Korona) znajduje się zbiorowa mogiła powstańcza. Nie jest do końca wiadomym ilu powstańców tu spoczywa i z jakiej potyczki. Prawdopodobnie są to powstańcy z oddziału ks. Brzóski polegli w potyczce pod Różą. Mogiła znajduje się na wzniesieniu nad drogą, niedaleko mostu na Piwonii. Na niej ustawiono lastrykowy krzyż ze stosowną tablicą. Obok stoi stary, chylący się do ziemi drewniany krzyż. Zachodzące słońce ostatnimi promieniami dociera między oba znaki zbawienia. Nasz znicz jarzy się mały ogieńkiem na pamięć pochowanym tutaj. Po krótkiej modlitwie trzeba ruszać i to jak najprędzej, bo zaktywizowały się komary.

Wracamy w poczuciu kolejnego dobrze spędzonego dnia dodatkowo wzbogaconego jeszcze o cenne, nowe znajomości.

Krzysztof Wojciechowski

Uzupełnieniem artykułu jest galeria:

http://kresy.pl/zobacz-kresy,fotorelacje?zobacz/powstancza-lubelszczyzna-lasy-parczewskie-i-okolice

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply