W Wilnie i Lwowie, a teraz już nawet Kijowie, niczego się tak nie obawiają, jak taktycznego choćby porozumienia polsko-rosyjskiego, ułożenia modus vivendi w Europie Wschodniej. Aktualnie polskie i rosyjskie interesy nie znoszą się wzajemnie na Litwie czy Ukrainie, chyba że Rosja zechce te kraje w całości połknąć. Na to się jednak nie zanosi, więc Litwini i Ukraińcy skutecznie wyzyskują polski strach przed Rosją, szantażując nas Putinem – pisze Marcin Skalski.

Red. Rafałowi Ziemkiewiczowi nie można odmówić ani bezkompromisowości, ani odwagi. Jest to publicysta, który przeformatowuje myślenie o polityce i sprawach publicznych w pożądanym według mnie kierunku. Dlatego nie zarzucam mu asekuranctwa w kwestii oceny współczesnej Rosji, uważam jednak, że myli się co do motywów kierujących Władimirem Putinem.

Warto docenić, iż nonkonformistyczny komentator, za jakiego uważam red. Ziemkiewicza, i tak popełnił niemalże seppuku, podważając takie „prawdy objawione” w dotychczasowym dyskursie jak rzekoma bezinteresowność polityki Stanów Zjednoczonych wobec Polski czy stępione ponoć antypolskie ostrza nacjonalizmów ukraińskiego i litewskiego. Rafał Ziemkiewicz nieomal wypisał się z narodu polskiego, gdy zaproponował kreowanie przez Warszawę własnej polityki wobec Rosji. Warto docenić, iż red. Ziemkiewicz nie ma nic wspólnego z osobnikami, którzy dla koncepcji „wschodniej flanki” czy utopii Międzymorza gotowi by byli poświęcić własną ojczyznę.

Niemniej, dla Rafała Ziemkiewicza kierownictwo współczesnej Rosji ma być ostoją szowinizmu, którego ofiarą padają mniejsze narody. Należy zaznaczyć, że Federacja Rosyjska jest domem wielu narodów, etnosów czy plemion – historyczny los wielu z nich jest lepszy niż doświadczenie będące udziałem rdzennych mieszkańców chociażby Ameryki Północnej. Jednak etniczni Rosjanie w samej Rosji już teraz znajdują się pod ogromną presją narodów niesłowiańskich, co zresztą skłania kierownictwo tego państwa do ściągania m.in. Polaków z Kazachstanu na swoje terytorium. Szowinizm Rosjan kształtuje się z wzajemnością głównie wobec narodów kaukaskich i to przede wszystkim na tle konfliktów między rekrutami w armii czy odnośnie do imigrantów ekonomicznych. Obecnie narody nierosyjskie cechują się pięciokrotnie większą dzietnością niż Rosjanie, wśród tych pierwszych prym wiodą oczywiście muzułmanie [1]. Na Dalekim Wschodzie wyzwaniem dla polityki rosyjskiej jest z kolei migracja przedstawicieli rasy żółtej [2]. Jak twierdzi z kolei Radosław Pyffel z Centrum Studiów Polska-Azja, „nie może być jednocześnie Wielkich Chin i Wielkiej Rosji” [3], zaś Pekin wyklucza odbudowę rosyjskiego imperium [4].

W istocie Rosja nie stworzyła szczególnie wyjątkowej metody formułowania własnych oczekiwań co do tzw. bliskiej zagranicy. Bez względu na mniej lub bardziej przekonującą retorykę stosowaną przez mocarstwa, każdemu z nich chodzi mniej więcej o to samo – aby status żadnego z państw sąsiednich nie naruszał ich własnej mocarstwowej pozycji.

Polityka współczesnej Rosji musi zakładać ograniczoną suwerenność w środowisku międzynarodowym jej najbliższego otoczenia i nie jest to oczekiwanie szczególnie wyjątkowe co do sąsiadów. Koncepcja bliskiej zagranicy to pojęcie nieobce także amerykańskiej myśli politycznej. Aby to sobie uświadomić, wystarczy wyobrazić sobie ewentualną reakcję USA na rozmieszczenie instalacji redukujących amerykański potencjał nuklearny w Meksyku bądź Kanadzie przez Chiny lub właśnie Rosję.

W tym sensie właśnie Polska może obecnie interesować putinowską Rosję – na ile Warszawa zechce stać się „flanką” imperium rywalizującego z Federacją Rosyjską. Sam pomysł odgrywania tej roli nie jest niedorzeczny – pod warunkiem, że płatność byłaby przez Waszyngton uiszczana z góry. Niemniej, między oczekiwaniem, że w Polsce nie będzie instalacji redukujących potencjał rosyjski a zamiarem bezpośredniego zaatakowania Polski jest jeszcze wiele innych opcji. Pozwala to na traktowanie polityki pro-amerykańskiej jako niekoniecznie bezalternatywnej, a samej zaś Rosji – jako czegoś innego niż „egzystencjalne zagrożenie”. Jak pisze Ireneusz Topolski:

„Koncepcje polityki Rosji wobec państw Europy Wschodniej w pełni oddaje zasada oksymoronu – „partnerstwo imperialne”. Z jednej strony obszar ten jest traktowany jako „przestrzeń pomiędzy” Federacją Rosyjską a Unią Europejską i przedmiot wzajemnej rywalizacji. Z drugiej zaś w interesie Rosji leży „normalizowanie” relacji z trzema państwami Europy Wschodniej, co oznacza także wyrzeczenie się odtworzenia Imperium w „dawnej formie”, przy jednoczesnych działaniach w celu zachowania wpływów na Ukrainie, w Białorusi i Mołdawii [5] […] Celem priorytetowym Rosji wobec państw Europy Wschodniej pozostaje zapewnienie istotnych wpływów i obecności przede wszystkim w strategicznych sektorach gospodarki” [6].

Już w XIX wieku za gwarancje spokoju na „zachodniej flance” Imperium oferowano Polakom pewną formę autonomii narodowej, na pewno wówczas źle widzianą w Berlinie – a przecież pogorszenie ówczesnych stosunków prusko-rosyjskich było nam na rękę. Dwukrotna szarża na Moskala, tyleż heroiczna, co bezsensowna, pozbawiła Polaków nie tylko tej formy autonomii nad Wisłą, ale i pogrzebała rozwój sprawy polskiej na Ziemiach Zabranych czyli na Kresach, w związku z czym nie podążyliśmy ówcześnie drogą Finlandii. Na arenie międzynarodowej polskie aspiracje niepodległościowe były już tylko i wyłącznie spoiwem wspólnych interesów naszych zaborców i dopiero Wielka Wojna, która rozpoczęła się na Bałkanach, radykalnie odwróciła koniunkturę. Jednocześnie czas grał na naszą niekorzyść, czego skutkiem było powstanie nacjonalizmu nowo-litewskiego i galicyjskiego/zachodnioukraińskiego. W kwestii polskiej Rosja i Prusy, a potem Rosja i Niemcy były zaś ze sobą pogodzone.

Albo więc uznajemy Rosję – za Witoldem Waszczykowskim – za „egzystencjonalne zagrożenie”, albo nie wychodzimy z tego założenia i traktujemy Rosję jako państwo, które – tak jak każde inne – chce być otoczone łańcuchem krajów neutralnych, przede wszystkim nie wrogich.

To pierwsze założenie zakładałoby z kolei konieczność bezwzględnego wzmacniania „wschodniej flanki” za każdą cenę, byleby Rosja została sprowadzona do głębokiej defensywy. Wspomnianą ceną musi być siłą rzeczy wyciszenie wszelkich tarć na „flance”, zatem los kresowych nekropolii, kościołów traktowanych po macoszemu przez obecnych gospodarzy tamtych ziem, nie mówiąc o wciąż żyjących tam rodakach, musi być nam wtedy obojętny. Zmierzamy więc do tego, co suflują nam słusznie przecież krytykowani przez Ziemkiewicza giedroyciści: dyskryminacja Polaków na Litwie czy banderyzm na Ukrainie owszem, występują, może już nawet nie jako „margines”, ale przecież Putin dybie na nas wszystkich, więc komu droga niepodległość, niech z Kresami da sobie spokój. Mniejsza już nawet o to, co za taką abdykację z narodowej spuścizny mogą nam ofiarować Litwini czy Ukraińcy, nie mówiąc o ich realnym wkładzie w wymierzony w Moskwę alians. Chodzi o logikę, jaką można obrać, nawet jeśli postuluje się otwarcie jej porzucenie. Jeżeli za coś mam być wdzięczny giedroyciowskim sekciarzom, to chyba właśnie za to, że swoje wyobrażenia o polityce wschodniej traktują jako coś oczywistego, z czym nie trzeba się kryć. „Odda nie odda, warto zainwestować” – jak już kiedyś usłyszeliśmy.

Tymczasem, w Wilnie i Lwowie, a teraz już nawet Kijowie, niczego się tak nie obawiają, jak taktycznego choćby porozumienia polsko-rosyjskiego, ułożenia modus vivendi w Europie Wschodniej. Aktualnie polskie i rosyjskie interesy nie znoszą się wzajemnie na Litwie czy Ukrainie, chyba że Rosja zechce te kraje w całości połknąć. Na to się jednak nie zanosi, więc Litwini i Ukraińcy skutecznie wyzyskują polski strach przed Rosją, szantażując nas Putinem czy to przy okazji zbyt daleko posuniętego poparcia dla postulatów polskiej mniejszości na Litwie, czy to przy okazji podkreślania, że banderowscy zbrodniarze dokonali ludobójstwa na kresowych Polakach. To paradoks, ale i signum temporis, że taktycznymsojusznikiem polskości na dawnych Kresach jest Rosja, a konkretnie strach przed nią w Wilnie i Kijowie. Pod warunkiem oczywiście, że my ten strach wyzyskamy.

Tym się jednak różnimy od Rosjan w oczach Litwinów czy Ukraińców o nacjonalistycznym nastawieniu, że mimo występowania w oczach jednych i drugich jako historyczny wróg – na równi z Moskalem – my akurat nie jesteśmy szanowani. Rosja, Putin – rzecz jasna – traktowani są z nieufnością, ale Moskwa przynajmniej daje ku temu powody. My jesteśmy cieniem samych siebie, sumą własnych strachów przed dawno już nieaktualnym zagrożeniem, którego istnienie uzasadniamy sobie teoriami o „egzystencjonalnym zagrożeniu”. I na tym naszym kompleksie korzysta nie Rosja i Putin, którzy nie mają nad Wisłą aż tak istotnych interesów, jakby chcieli to widzieć zbyt późno urodzeni żołnierze wojny polsko-bolszewickiej. Korzystają ci, którzy pozwalają sobie na naszych Kresach na tak wiele antypolskich posunięć. Nawet zakładając, że Polska musi się w jakiś sposób „oflankować” wobec Rosji, to przecież najważniejszą zaporą są nasze własne polskie zasoby na Wschodzie, a nie siła obcych etnosów, które tożsamość kształtują w konfrontacji wobec Polski. „Dla nich największym wrogiem nie była Rosja bolszewicka lub „biała”, lecz Polska. Rosjanie i bolszewicy byli postrzegani jako potencjalni sojusznicy w przekreśleniu koncepcji budowy „Wielkiej Polski”. Agresywny antypolonizm tym ruchów, umiejętnie podsycany przez propagandę Niemiec, Rosjan i bolszewików, był w wielu wypadkach najważniejszym elementem ich odrodzenia narodowego” – pisał o Litwinach i Ukraińcach Rafał Gałuba w książce „Niech nas rozsądzi miecz i krew”, opisującej wojnę polsko-ukraińską o Galicję Wschodnią. Koncepcje federacyjne, „wschodnie flanki” czy Międzymorze „zmasakrował” już dawno Roman Dmowski, który słusznie skonstatował: „tam się nie ma z kim federować”. A jednak nadal są wśród nas tacy – na szczęście nie jest to red. Ziemkiewicz – którzy uparcie w to brną.

Na pocieszenie dodam – w swojej irracjonalności nie jesteśmy jedyni, bo i aż tak beznadziejnym narodem też nie jesteśmy. Wielu poważnych rosyjskich politologów doszukuje się w niezbyt przemyślanych polskich posunięciach – w rodzaju wspierania ówczesnej opozycji na Majdanie czy tworzenia polsko-litewsko-ukraińskiej brygady – prób odbudowy dawnej Rzeczypospolitej, a wręcz Polski od morza do morza, mimo że nasze działania przynosić mogą co najwyżej skutek odwrotny do zamierzonego, nie mówiąc o rozmachu odwrotnie proporcjonalnym do efektów. Bardzo bym chciał, by wspomniane obawy się ziściły, ale najpierw powinniśmy nauczyć się politycznego wyrachowania – na dobry początek choćby od samego Putina.

Marcin Skalski

————————————

[1] http://nczas.com/wiadomosci/europa/muzulmanie-zaludniaja-rosje/ , 31.08.16.

[2] I. Topolski, Stosunki rosyjsko-chińskie, [w:] Chiny w stosunkach międzynarodowych, K. Iwańczuk, A Ziętek (red.), Lublin 2003, s. 139-142.

[3] http://www.polska-azja.pl/r-pyffel-siedem-powodow-dla-ktorych-chiny-nie-popra-w-dluzszej-perspektywie-rosji/ , 31.08.16.

[4] Tamże.

[5] I. Topolski, Polityka Federacji Rosyjskiej wobec państw Europy Wschodniej, Lublin 2013, s. 193.

[6] Tamże, s. 192.

23 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. polski_pan
    polski_pan :

    Porozumienie z Rosja to niełatwy temat. Obecna władza posadzana ( być może słusznie) o alergie na Rosje buduje podwaliny pod takie porozumienie. Na warunkach rosyjskich jest ono dla nas nie do przyjecia, jeśli zmniejszymy nasza zależność od dostaw gazu a zwłaszcza ropy ( tu jesteśmy dla Rosji bardzo ważnym ale zaniedbywanym klientem ) to może (ale niekoniecznie ) takie porozumienie będzie możliwe. 50 mln ton ropy to dużo , aż dziw bierze że Rosja to lekceważy , może i przyjdzie czas że zaczna tego żałować.

  2. wilno
    wilno :

    To Polska musi straszyć litwinów i ukrainców, a teraz jakoś wszystko na odwrót, co jest zupełnie bez sensu, gdyby takie litwini naprawdę baliby się ruskich, to zrobiliby wszystko, czego ich Polacy tylko poprosiliby.

    • algirdaitis
      algirdaitis :

      Fakt, cos tu nie gra. Mialem nadzieje, ze Ruskie przyczynia sie do pogodzenia sie Litwinow i Polakow. Ale relacjami polsko-litewskimi zawladnela krzykliwa mniejszosc. W relacjach ludzkich jest o wiele lepiej. Ostatnio Litwini coraz bardziej odkrywaja wspolna z Polakami przeszlosc. W dolnym zamku wilenskim otworzono nowe muzeum. Jest wszystko o litewsko-polskiej Rzeczpospolitej. Zadnych zaklaman nie ma. Tez w drugim muzem po drugiej stronie katedry jest muzeum Litwy, gdzie jest cale mnostwo dokumentow w jezyku polskim, ktory uzywala magnateria litewska. W porownaniu do Ukrainy Litwa nie zaklamuje i nie usuwa na sile sladow wspolnego panstwa. Z Ukraina jest natomiast odwrotnie. Na Ukrainie niszczy sie wszystko, co ma zwiazek z polskoscia, z dawna Rzeczpospolita. A rzad Polski z rzadem Ukrainy graja na wielkich przyjaciol, podczas, gdy ludzie w Polsce sa wsciekli na banderyzm i ze rzad Polski nic z tym nie robi. Rowniez na Bialorusi jest sporo odrestaurowanych muzeow, dworkow, zameczkow z czasow Rzeczpospolitej, gdzie dawne zwiazki z Polska nie sa zatajane ani niszczone.

      Zreszta czy trzeba straszyc? Konsekwentnie i stanowczo i wytrwale rzadac swojego ale jednoczesnie tez w koncu zaakceptowac, ze miedzy dawna Rzeczpospolita nie ma znaku rownosci z Polska. Rzeczpospolita to byla Korona Polska (z Ukraina) plus Wielkiego Ksiestwo Litewskie (z Bialorusia). I o ile Lwow jest niezaprzeczalnie polskim miastem, tak Wilno zawsze bylo stolica Wielkiego Ksiestwa Litewskiego (poza krotkim okresem w II RP). Litwa i Ukraina to nieporownywalne przypadki. O ile Litwini razem z Polakami trzymali te panstwo Rzeczpospolita, to ukrainscy Rusini tylko burdy i powstania wszczynali i je niszczyli. Dopoki bedzie sie wrzeszczec Wilno do Polski, dopoty beda tarcia z Litwinami.

      Rozumiem, ze to moze bolec, bo Wilno jest przepiekne, wciaz tam mowi sie tez po polsku. Ma niepowtarzalny klimat. To chyba jedyne miasto, gdzie mozna poczuc wielonarodowy i wieloreligijny klimat naszej wspolnej dawnej Najjasniejszej Rzeczpospolitej. Uwielbiam Wilno. Ale dobrze, ze jest w Litwie znow. W Polsce byloby to tylko prowincjonalne miasto. Tak jest znow stolica. Tak lepiej dla niego samego. A Rzeczpospolita zawsze miala dwie stolice Krakow (pozniej Warszawe) i Wilno.

  3. tagore
    tagore :

    Strasznie dużo tekstu, jedynie Jelcyn chciał dogadać się z Polską co do kontynuacji sojuszu w niezbyt zdecydowany sposób na zasadzie “Królestwa Kongresowego”. W oczach rosyjskich polityków polskie społeczeństwo jest niekompatybilne z “rosyjskim duchem” i stąd taki dystans świadomie utrzymywany w stosunku do Polski.

    tagore

    • marcin_skalski
      marcin_skalski :

      Gdzie ja napisałem o “sojuszu” i dlaczego niezgodnie z prawdą przypisuje mi Pan słowa, pod którymi się nie podpisałem?

      Owszem, Rosja nie uważa Polski za część “russkiego mira” i pod tym względem ma do nas dystans, więc każdą politykę opartą o założenie, że Putin chce tu wysłać wojska, uważam za z gruntu głupią. Postuluję tylko zmianę tego zasadniczego założenia, a nie żaden “sojusz”. Od Rosjan też nie wymagam wyrozumiałości dla polskiej racji stanu, Rosja to Rosja, a Polska to Polska i nie ma powodu, byśmy sobie padali w ramiona, bo chyba nie na tym polega polityka.

      • tagore
        tagore :

        Słowo sojusz użyłem w związku z propozycją Jelcyna. Jak na razie Moskwa nie chce się z nami układać i poczucie bezpieczeństwa Polski może się okazać złudne. Jest artykuł Portnikowa na espresso ,którego kawałek nawiązujący do Pana tekstu zacytuję :”У цій ситуації Україні неминуче доведеться вибирати, з ким їй бути – із Парижем, Берліном, Брюсселем і Мадридом – або з Будапештом, Варшавою і Братиславою. Так, я забув додати: і Москвою. Звичайно ж, “і Москвою” .”
        Przed nami niedługo inauguracja budowy sojuszu międzymorza pod przewodem Ukrainy,
        czy jest coś ciekawszego?

        tagore

        • marcin_skalski
          marcin_skalski :

          Uważam, że wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, iż Rosja nie ma w Polsce żadnych interesów, których gotowa by była bronić przy użyciu armii. Natomiast brak sojuszu to nie to samo, co wrogość. Wcale nie oczekiwałbym od Moskwy tego, że nam coś takiego zaoferuje, a brak takiej oferty nie oznacza od razu dążenia do wojny z nami. Jeśli zaś jakiemuś politologowi wydaje się, że Ukraina może w tej chwili cokolwiek “wybierać”, to znaczy, że jest to nie do końca poważna postać. Nikt, poza prezydentem Polski, nie traktuje tego państwa serio, staje się ono coraz większym problemem, a jego rozwiązanie na pewno nie zapadnie w Kijowie. Ukraińcy wykazali się jeszcze większą głupotą polityczną, niż Polacy w przeszłości.

          • tagore
            tagore :

            Ukraińscy politycy patrzą z nieco innej perspektywy niż my i jak to nieźle opisała Alona Hetmańczuk
            opisując stosunki Ukraińsko Niemieckie. Niewątpliwie nie widzą ,że stoją na wycieraczce przed drzwiami ,mają przekonanie co do doskonałych perspektywach otwartych przed Ukrainą. A konsekwencje ich działań mogą niezależnie od ich efektów końcowych i naszej oceny być dla Polski poważnym problemem.
            Niewielu jest w Polsce gotowych przyjąć do wiadomości wrogą polskim interesom politykę Kijowa
            ,która nie długo może się stać realem.

            tagore

        • zan
          zan :

          Tagore odwraca kota ogonem. Przecież to zależny od USA rząd III RP wykazuje inicjatywę w zrywaniu stosunków. Wymieńmy: wydalanie dziennikarzy (Rosja tylko odpowiedziała), sankcje (Polska należy od awangardy zwolenników wojny na sankcje), karmienie przez Wyborczą społeczeństwa tekstami o “rosyjskiej ośmiornicy” która “oplata świat” albo przez Niezależną “separatystami, którzy roznoszą wszy” – celują w tym o dziwo ludzie na co dzień walczący z tzw. mową nienawiści! Opinię publiczną w Polsce doprowadzono do myślenia w kategoriach Putin=Hitler (z którym jak wiadomo lepiej się nie układać) — przecież nie po to tworzy się taki grunt aby oczekiwać gestu ze strony niedoceniającej niby nas Rosji. Jeśli jakiś obywatel III RP odrzuca retorykę wojenną to ściąga na siebie oskarżenia o rosyjską agenturalność. Wyjazd do Moskwy albo na Krym z marszu staje się podejrzany itd. Ciekaw jestem w JAKI SPOSÓB Rosja miałaby wyrazić wolę układania z Polską skoro w Polsce sama wola rozmowy z Rosją oznacza śmierć polityczną i medialną. Być może gdyby Rosja oddała Ukrainie Krym, Chodorkowskiego uczyniła prezydentem, przeprosiła pana Sorosa, a przypominanie o historycznych zbrodniach Rosji uczyniła rutynowym programem wizyt na wysokim szczeblu (ciekawe, że od Ukrainy nie wymagamy tego) itp. — to wówczas rząd III RP byłby gotów do rozmów. To są warunki w sposób oczywisty NIEWYKONALNE.

        • zan
          zan :

          Proszę nie żartować z tym Jelcynem. Jelcynowi nie zależało na Krymie (był o tę kwestie pytany), a za jego rządów reformy w Rosji robili amerykańscy “doradcy”. Wówczas to Rosja straciła kontrolę nad rosyjskim bankiem centralnym i WIĘKSZOŚCIĄ rozkradanej (przez ludzi umocowanych na Zachodzie) gospodarki. Przypisywać wiecznie pijanemu Jelcynowi jakieś przemyślane strategie to po prostu lunatykowanie. Obecny porządek geopolityczny był KONSEKWENTNIE forsowany od lat 70 przez amerykańską (globalistyczną) agenturę w bloku sowieckim. To dlatego dzieci elit PRL jeżdziły na stypendia na Zachód, a “kabareciarze” w rodzaju Laskowika czy Pietrzaka dostali zielone światło na rzeczy za które kilka lat wcześniej szło się do lochu. Z resztą śmierć takich osób jak Popiełuszko świadczy o tym, że nie każdy miał prawo bawić się w antykomunizm. Nawiasem…. polecam prace prof.A.Suttona opisujacego jak Wall Street komunizm wcześniej budowało. Jest to jedna wielka ustawka forsowana przez zorganizowane mafie.

          • zan
            zan :

            krótko: marionetkowy Jelcyn nie mógł na poważnie proponować Polsce żadnego sojuszu. Pan Tagore albo opacznie zrozumiał pewne dyplomatyczne wypowiedzi albo w ogóle trafił na moment w którym Jelcyn akurat wychodził z kilkudniowego cugu.

  4. leopoldliskula
    leopoldliskula :

    Polityka to gra interesów, a nie filantropia i tego polskie elity muszą się nauczyć najbardziej i najszybciej. A czy będzie to polityka związana na sojuszu z Rosją, czy Litwą i Ukrainą to jest mniej ważne grunt, żeby realizować polską rację stanu, a nie UE, USA czy Rosji itp, itd. Jedna i druga strategia nie byłaby łatwa, gdyż ma swoje zagrożenia i szanse, co nie znaczy, że nie jest warta ryzyka. A sojusznika/ partnera zawsze można zmienić…jeśli tylko, będzie nam się to opłacać.

  5. algirdaitis
    algirdaitis :

    Ruskie zawsze z nami w ciula grali, wciaz graja i beda grac. Nie widze tu zadnej innej opcji. Jest jasne, ze Rosjanom, Niemcom i Austriakom, zaborcom Rzeczpospolitej, udalo sie te nacjonalizmy na Litwie a w szczegolnosci na Ukrainie wzniecic i dalej Niemcy i Rosja graja na ta sama nute, bo oba panstwa boja sie odrodzenia Rzeczpospolitej i zrobia wszystko, zeby do tego nie doszlo. Zapominamy przy tym, ze w samej Polsce przed I wojna swiatowa wzroslo znaczenie polskiego nacjonalizmu. Nie tylko litewski czy ukrainski nacjonalizm byl kontraproduktywny ale rowniez polski. Czego przykladem jest sam Dmowski. To dzieki jego specjalista Polska okazala sie frajerem w Rydze i oddala Rosji bolszewickiej Minsk bialoruski i tereny za nia, mimo, ze tereny te byly zajete przez Wojsko Polskie. Przez tych polskich nacjonalistow i Dmowskiego zostawilismy u bolszewikow ponad 1,5 miliona Polakow i jeszcze wiecej Bialorusinow, ktorzy nie dopuszczali mysli, ze Bialorus moze byc poza Polska. Zdradzilismy nam najblizszych Bialorusinow w imie polskiego nacjonalizmu. Sowjeci potem zgladzili co najmniej pol miliona z tych Polakow. Wielu Bialorusinow uznalo to za zdrade Polski wobec Bialorusi i maja to za zle Polsce.

    Pan Skalski tez popelnia ten blad. Pisze o odbudowie wielkiej Rzeczpospolitej a wiec Polski od morza do morza. I to jest wlasnie to, co zraza Litwinow i Rusinow. Stawianie znaku rownowsci miedzy dawna Rzeczpospolita a Polska. Pojmowanie Rzeczpospolitej jako Polski. Robiac tak stawiamy poza nawias Litwe, Bialorus i Ukraine. (Jaka Polska od morza do morza? Nigdy takiej nie bylo? To Litwa byla od morza do morza. I to tez na krotki czas, kiedy wielki ksiaze litewski podbil tereny nad Morzem Czarnym wokol dzisiejszej Odessy i wcielil je do Wielkiego Ksiestwa Litewskiego).

    To blad. Polska zawlaszcza sobie cala historie Rzeczpospolitej a potem sie dziwi, ze taka Ukraina bierze banderowskich mordercow za swoich bohaterow. Skoro Rosja biala potem bolszewicka, potem Niemcy tak skutecznie wprowadzili na szowinizm litewski, ukrainski, to potrzebna tam jest teraz praca od podstaw, pokazujaca, ze Litwa, Bialorus i Ukraina tez sa spadkobiercami dawnej Rzeczpospolitej. Straszeniem (Litwy) i popuszczaniem w sprawach banderyzmu (Ukraina) nic tam nie uzyskamy. Tu potrzebna sa wspolne projekty. Nie jakas tam brygada polsko-litewsko-ukrainska. Ale wspolny film Polski, Litwy, Ukrainy, (idealnie jeszcze Bialorusi, choc teraz to niemozliwe) na przyklad o zwyciestwie wojsk polskich i litewskich pod wodza wielkiego hetmana litewskiego Konstantego Ostrogskiego (Rusina!!!! Spoczywajacego do dzis w Kijowie w Lawrze Pieczerskiej) pod Orsza w 1514 roku nad Moskwa. Jest tak wiele tematow, gdzie wspolny wysilek oreza polskiego, litewskiego i rusinskiego przynosil dla tejze Rzeczpospolitej wspolne zwyciestwa. Ale u nas zamiast tego kreci sie jakies gnioty typu Smolensk i marnuje pieniadze na rzeczy, ktore tylko doluja narod. Zamiast o zwyciestwach, to tylko o porazkach i wtopach. Ruskie i Niemce tylko sie ciesza patrzac na ta nasze nieporadnosc i glupote.

    P.S. Sama nazwa Kresy Wschodnie jest juz dosc wkurzajaca. Nie mowi sie przeciez Kresy Zachodnie, Kresy Poludniowe czy Polnocne. To nie Kresy. To Litwa i Rus bedace kiedys tak jak Korona Polska skladowymi Rzeczypospolitej. Dopoki sami z tym porzadku nie zrobimy i nie wyprostujemy tego nazewnictwa w Polsce, dopoty bedziemy mieli nieporozumienia i bedziemy mieli mity typu jak Polska od morza do morza.

      • zan
        zan :

        na pewno więcej robią niż Unia Europejska i NATO :). Wbrew papce propagandowej Zachodu, tzw. “międzymorze” to tylko pas proamerykańskich wasali otwierających front wojskowy, a na płaszczyźnie politycznej i społecznej to tylko republiki związkowe Unii Europejskiej czyli kraje tylko z nazwy. Rosja przeciwsatwiająca się Unii Europejskiej i NATO może Europie Wschodniej dać do ręki atut negocjacyjny. Dobrze rozgrywa to na przykład Orban. Powyciąga z obu stron ile się da. Tak buduje się niezależność.

        • wlkp
          wlkp :

          no to jest naciąganie i to mocne – bo ani Orban nie jest niezależny ( no może ma ze dwa oczka w łańcuchu więcej – ale jest w 100% zależny od Niemiec pod względem gospodarczym ), ani na płaszczyźnie politycznej nie jesteśmy w stanie wykorzystać konfliktu UE- Fr ( bo jesteśmy za mali aby być samodzielnym graczem ), ani nie mamy wielkiego ( pewnie mamy żaden ) wpływu na to czy wojna USA ( NATO) – Fr wybuchnie – a jeżeli wybuchnie – to i tak będzie się toczyć min. na naszym terytorium. Jedyną naszą szansą jest zawarcie silnych sojuszy z państwami naszego regionu i w ramach takiego sojuszu szukanie niezależności – i tylko taki organizm może asertywnie negocjować z każdym ( taki poziom Turcji – żadne mocarstwo – ale lokalnie trzeba się z nimi liczyć ). Tylko silny sojusz pozwoli również na powstrzymanie tego co mamy teraz – czyli sprytnego rozgrywania przez siły zewnętrzne wszelkich animozji pomiędzy krajami Europy środkowej i południowej. i na koniec – o tym jak łatwo się przebiegunować i zmienić układ pokazuje przykład Ukrainy – bez wojny nie da rady – to jako memento dla tych zmieniających świat przed kompem.

    • zan
      zan :

      Dla Polaka to Kresy, ponieważ leżą na historycznych kresach Rzeczpospolitej, natomiast Rzeczpospolita było to państwo POLSKIE, tzn. zdominowane przez Polaków. Miasta zakładali Polacy, w bitwach walczyli Polacy itd. Owszem, było dużo mniejszości etnicznych, ale bez ambicji kulturalnych i państwowych. Dopiero od końca XIX wieku na siłę tworzy się na tym obszarze jakieś narody, ze szczególnie kuriozalnym “narodem ukraińskim”. Na zachodzie nie było kresów, bo tam była polska kolebka o dużej gęstości zaludnienia i wyraźnej, stabilnej granicy. Po prostu nie rozumiesz, nie czujesz pojęcia “kresy”.

  6. donald
    donald :

    Polska rzadzi obecnie agentura amerykanska=Duda, Kaczynski, Waszczykowski, Macierewicz w razie potrzeby swojego amerykanskiego mocodawcy rzuca Polakow nawet na Rosje by wywolac lokalna wojne z Rosja o ile amerykanski hegemon da im takie polecenie.
    W momencie gdy potencjal wojskowy Chin moze przewyzszyc potencjal amerykanski juz w perspektywie 8-12 lat, gdy w perspektywie 20 lat regionalna potega moga stac sie Indie etc uklad o ktorym caly czas w Polsce sie gada ( Rosja, NIemcy a pomiedzy Polska) staje sie coraz bardziej nieaktualny.
    USA szykuja sie do gotowosci wojennej w sprawie Chin ( by byc gotowym by wojna wybuchla) i szukaja krajow wasalnych ( juz znalezli ukraine i Polske) ktore by w jakims stopniu zwiazaly Rosje na polecenie Washingtonu oczywiscie kosztem olbrzymich zniszczen tych krajow i kosztem setek tysiecy zabitych. Trzeba pamietac ze NaTo juz w latach 80-tych planowalo zdetonowanie dziesiatek bomb atomowych w Polsce by zatrzymac potencjalny drugi rzut wojsk ZSSR wiec to nic nowego.

    Rosja nie jest imperialna Rosja Carska, nie jest tez bylym Zwiazkiem radzieckim-straszenie Rosja jest na polecenie USA. W Polsce nie ma mniejszosci rosyjskiej, Rosja nie potrzebuje niczego od Polski. Rosja potrzebuje spokoju na swoich granicach a zajecie Krymu ( 70 procent ludnosci to Rosjanie a czesc pozostalych 30 procent tez woli Rosje) bylo geopolityczna koniecznoscia i sprawiedliwoscia.

  7. mop
    mop :

    Polska chce się zbroić, realizując- jako najbardziej zaufany i największy na wschodniej flance NATO sojusznik Stanów Zjednoczonych- amerykańską politykę globalnej hegemonii.
    Tylko czy polskie elity polityczne biorą pod uwagę fakt; co się stanie jeśli ich protektor zacznie bankrutować, pochłaniając świat w odmętach ekonomicznego chaosu i wojen?
    Czy my jako kraj musimy zostać przez kogokolwiek zaatakowani aby wraz z upadającym światowym imperium pójść jego śladem?
    To, że globalny hegemon- jeśli nie wywoła jakiegoś spektakularnego konfliktu na skalę światową- zbankrutuje, jest tylko kwestią czasu. A więc my, jako kraj powiązany bardzo ścisłymi relacjami finansowymi, gospodarczymi, wojskowymi i politycznymi z Zachodem, zostaniemy wraz z nim wciągnięci w otchłań, jest więcej niż prawdopodobne.
    I wcale nie muszą tu spadać bomby, ani nastąpić inwazja jakiś wrogich nam armii, aby osiągnąć podobny skutek. Wystarczy, że zostaną nam odcięte dostawy gazu, aby doprowadzić do ruiny polską gospodarkę, a większą część gospodarstw domowych pozbawić ogrzewania.
    Wyobraźmy sobie ile przedsiębiorstw jest uzależnionych od dostaw gazu i co się z nimi stanie, gdy jego dopływu zostaną pozbawione. Wyobraźmy sobie również miliony rodzin żyjących w blokach, gdzie głównym źródłem energii jest gaz. Czy rodziny te będą mogły sobie ugotować posiłek, czy też ogrzać swoje mieszkania gdy nie będzie gazu?
    Ktoś może odpowiedzieć, że jest jeszcze alternatywne źródło energii, którą jest energia elektryczna. Tylko, że już w chwili obecnej, dzięki polityce prowadzonej przez ostatnie ćwierćwiecze przez nasze postsolidarnościowe elity polityczne, produkcja energii elektrycznej nie wystarcza na bieżące potrzeby kraju.
    Więc co dalej?
    No tak mamy przecież potężne zasoby węgla, który możemy dostarczyć elektrownią aby w ten sposób zwiększyć produkcję prądu, tylko że jednocześnie trzeba by było wybudować kolejne elektrownie, a to trwać będzie jakiś czas i do tego kosztuje, bo nic nie ma w kapitalizmie za darmo. Oczywiście jest to tylko jeden problem, bo kolejnym są linie przesyłowe, które również wraz z budową nowych elektrowni i zwiększonym zapotrzebowaniem na energię elektryczną trzeba by było rozwinąć, a to są kolejne pieniądze i czas.
    Powiedzmy, że w ciągu pięciu lat udałoby się uzupełnić brakującą ilość energii, tylko w jaki sposób tą pięciolatkę przeżyłoby społeczeństwo, szkoły, przedszkola, szpitale, administracja publiczna itd.
    Pięć lat drastycznego niedoboru energii, to śmierć milionów ludzi, to upadek gospodarki i paraliż państwa.
    I to jest realny problem jaki pojawiać się już zaczyna w obliczu konfrontacyjnej linii politycznej z Rosją, a nie zagrożenie militarne z jej strony.
    Wystarczy więc, że w wyniku jakiejś spektakularnej prowokacji doprowadzi się do konfliktu z Rosją, aby ona w odwecie zablokowała dostawy gazu do Polski i przez nasz kraj na Zachód.
    Czy trzeba więc wojny na naszym terenie, aby osiągnąć taniej jeszcze bardziej tragiczny skutek zniszczenia kraju?
    Dlatego też obecne elity polityczne, które pociąga z sznurki światowy hegemon, w imię dobra tego kraju, niech otworzą wreszcie oczy i zaczną myśleć w interesie tego kraju i jego obywateli, bo idąc dalej obecną drogą prowadzą one nas prosto ku krawędzi przepaści.
    Dlatego też zamiast wydawać beztrosko wyciągnięte z naszych kieszeni setki miliardów dolarów na finansowanie nikomu nie przydatnego uzbrojenia i armię, niech raczej zmienią swoją politykę, zaś pieniądze ciężko wypracowane przez polskie społeczeństwo wydadzą zgodnie z jego życiowym interesem.
    Jak wiadomo pierwsze ćwierćwiecze „wolnej” Polski okazało się w wielu dziedzinach jej totalną porażką i obyśmy nie byli zmuszeni iść dalej tą drogą klęsk, bo dla wielu milionów naszych rodaków- i dla nas samych- będzie to ostatnie ćwierć wieku przeżyte w tym kraju i w ogóle na tym świecie.
    PS…
    Relacje gospodarcze z Rosją powinny być źródłem naszych dochodów. A i tak, wbrew temu, co głosi polskojęzyczny PiS o naszej uległości wobec Rosji, jesteśmy najbardziej antyrosyjscy w regionie. Czechy, Słowacja, Węgry wcale nie chcą być z nami w jednym szeregu, robią interesy z Rosjanami i tylko to się dla nich liczy. ===== “Miałeś, chamie, złoty róg, miałeś, chamie, czapkę z piór: czapkę wicher niesie, róg huka po lesie, ostał ci się ino sznur, ostał ci się ino sznur.” Stanisław Wyspiański ===== http://wps.neon24.pl.neon24.pl/post/116655,rusofob-to-patriota-czy-nieuk-i-idiota