Po pierwsze, polityka Warszawy wobec Pragi była nie zbyt, ale za mało agresywna. Po drugie, Polska nie za daleko, ale nie dość daleko posunęła się we współpracy z Niemcami. Po trzecie, Zaolzie było w całym tym zagadnieniu bodaj najmniej istotne – jednocześnie bowiem decydowały się sprawy o daleko większym znaczeniu.

Polityka Polski wobec kryzysu czechosłowackiego z 1938 roku jest i w naszej historiografii, i – tym bardziej – w powszechnej świadomości przedmiotem jednoznacznej, choć ambiwalentnej oceny. Z jednej strony przyłączenie Zaolzia, zdradziecko zajętego przez Czechów osiemnaście lat wcześniej, trudno uznać za dyplomatyczną porażkę. Z drugiej jednak strony udział w rozbiorze sąsiada miał byćposunięciem „niemoralnym”, a co więcej – nacisk na Pragę podjęto wespół z ohydnym reżimem hitlerowskim, który wkrótce już miał zwrócić się przeciwko Rzeczypospolitej. O ile więc Józefowi Beckowi przyznaje się zasługę przyłączenia do państwa obszaru cennego gospodarczo i zamieszkanego przez rodaków, o tyle potępia się go za przyjęcie roli „monachijskiego szakala” i zlekceważenie rosnącej siły Niemiec[1].

Ocenie takiej sprzyja niewątpliwie spojrzenie z perspektywy ex post.Zarówno Polska jak i Czechosłowacja były ofiarami agresji III Rzeszy, obie przeciw niej walczyły (z diametralnie różnym natężeniem, ale jednak), wobec czego wręcz narzuca się przekonanie, że już przed wojną istniała płaszczyzna współpracy, tym bardziej, że argumenty te można zawsze wesprzeć dywagacjami o słowiańskiej wspólnocie interesów bądź stale w polskim myśleniu o polityce obecnym marzeniem o zjednoczeniu małych i średnich narodów Europy Środkowej w organizm zdolny opierać się Niemcom i Rosji.

Poddając krytyce politykę Becka wobec Pragi warto jednak pamiętać, że sekwencja dalszychwydarzeń nie była wówczas znana, co więcej – nic jeszcze nie zapowiadało, że to właśnie Polska stanie się kolejnym obiektem agresji Berlina, wreszcie – istnieje zbiór ważkich argumentów (paradoksalnie – wcale z ideą współpracy środkowoeuropejskiej niesprzecznych) przemawiających za agresywną postawą II RP wobec południowego sąsiada. Nie znaczy to bynajmniej, aby były to argumenty na obronę polityki Becka– wręcz przeciwnie, w ich świetle utartą ocenę postawy Polski wobec kwestii Czechosłowacji należałoby w ogóle odwrócić do góry nogami:

Po pierwsze, polityka Warszawy wobec Pragi była nie zbyt, ale za mało agresywna.

Po drugie, Polska nie za daleko, ale nie dość daleko posunęła się we współpracy z Niemcami.

Po trzecie, Zaolzie było w całym tym zagadnieniu bodaj najmniej istotne – jednocześnie bowiem decydowały się sprawy o daleko większym znaczeniu.

Argumenty te mają pewien dodatkowy walor – zostały sformułowane przed kryzysem czechosłowackim 1938 roku, a więc mogły być wzięte pod uwagę zarówno przez recenzentów, jak i przez twórców polityki zagranicznej II RP. Znajdziemy je w publicystyce małej, ale coraz mocniej docenianej szkoły myślenia politycznego, związanej z wileńskim „Słowem”. Jej czołowymi przedstawicielami byli Władysław Studnicki i Stanisław Cat-Mackiewicz; zaliczyć do niej można również Adolfa Bocheńskiego, związanego co prawda w większym stopniu z „Buntem Młodych” (późniejszą „Polityką”). W tekście niniejszym nie zabraknie też odwołań do zamieszczanych na łamach „Słowa” tekstów innych autorów, m.in. Ksawerego Pruszyńskiego i Kazimierza Smogorzewskiego. Postawa całej grupy, a szczególnie trójki jej czołowych przedstawicieli, wobec Czechosłowacji była nierozerwalnie związana z pewną szerszą koncepcją polityczną, ale o tym na końcu.

Państwo rewizjonistyczne

Zacznijmy od kilku uwag ogólnych. Wbrew dominującemu nie tylko wśród polityków II RP, ale także w naszej tradycji myślenia o dwudziestoleciu międzywojennym przekonaniu, jakoby Polska, jako beneficjent traktatu wersalskiego, powinna była go bronić w całej rozciągłości, publicyści „Słowa” postrzegali Polskę jako państwo rewizjonistyczne. Powód był prosty – w ówczesnym układzie sił Polska nie mogła się ostać, ponieważ była zbyt słaba, aby oprzeć się koalicji niemiecko-rosyjskiej.Chociaż aktualnie – tłumaczył w 1937 roku Adolf Bocheński – ekspansja potężnych sąsiadów kieruje się w inne strony, a między Berlinem a Moskwą panuje antagonizm, to można przyjąć za pewnik, że prędzej czy później obie stolice wrócą do polityki antypolskiej i naiwnością byłoby sądzić, że różnice ideologiczne powstrzymają je przed współpracą w nowym rozbiorze[2].Utrzymywanie status quo, jako niezapewniającego długotrwałego bezpieczeństwa, nie mogło być najwyższym nakazem polskiej racji stanu.

W jaki sposób Polska mogła poprawić swoje położenie? Ekspansja terytorialna nie dawała nadziei na znaczące wzmocnienie państwa.Wobec siły nacjonalizmów w ówczesnej Europie miała ona bowiem sens tylko wtedy, kiedy chodziło o przyłączanie obszarów zamieszkanych przez naród panujący w danym państwie – a tu możliwości Rzeczypospolitej, już obarczonej wysokim odsetkiem mniejszości narodowych, były bardzo ograniczone. Z drugiej strony te same siły, która blokowały Polsce możliwość ekspansji, pozwalałyna zmianę układu sił w regioniepoprzez rozbicie państw niejednolitych narodowościowo, których rozkład i tak, jak to określał Bocheński, leżał na „linii rozwoju dziejów”[3].

Jednym z tych państw była Czechosłowacja; twór stworzony w Wersalu – przekonywał Studnicki – wbrew zasadom historycznym, geograficznym czy etnograficznym, aby osłabić Niemcy a wzmocnić pozycje Rosji i Francji w Europie Środkowej[4]. Jej okrojenia nie można więcpod względem moralnym – starał się stłumić naturalny w Polsce odruch sprzeciwu wobec rozbioru państwa –utożsamiać z okrojeniem Węgier, którym zabrano ich historyczne krainy, czy rozbiorami Rzeczypospolitej. Uzupełniał to zapewnieniem, że nie chce zniewolenia Czechów, ale uwolnienia uciskanych przez nich narodowości[5].

Tego typu argumenty mogły być wykorzystane do propagandowej osłony akcji antyczechosłowackiej, nie mogą jednak jeszcze uzasadniać samego jej podjęcia. Bezpieczeństwu Polski zagrażała bowiemnie Czechosłowacja, ale Niemcy i Rosja, a przede wszystkim, jak już wspomniano, potencjalny sojusz rosyjsko-niemiecki. Wydawałoby się, że interesy Warszawy i Pragi są w tej kwestii zbieżne; wszak porozumienie Berlina i Moskwy zagraża podmiotowości politycznej wszystkich małych i średnich narodów Europy Środkowo-Wschodniej, a niemieckie pretensje terytorialne do polskiego „korytarza” i Sudetenlandu mogły być naturalną płaszczyzną sojuszu obronnego. Wobec tego nie posuniemy się w naszych rozważaniach dalej bez udzielenia odpowiedzi na pytanie: czy nie warto byłoby więc przymknąć okanazabór Zaolzia i szykany wobec zamieszkujących go Polaków, a w zamian pozyskać cennego sprzymierzeńca?

Sojusznik bezwartościowy

Odpowiedź na to pytanie brzmi: „Nie” – przekonywali publicyści „Słowa” – ponieważ Czechosłowacja żadnym sprzymierzeńcem Polski być nie mogła, ani przeciw Rosji, ani przeciw Niemcom.

Jedna z przyczyn leżała w czechosłowackich stosunkach wewnętrznych, a Bocheński obrazował ją następującą anegdotą:

Pewnego razu ulicami Pragi przejeżdżał oddział czołgów. Obecny wśród gawiedzi stary „sokół” czeski bojowymi okrzykami witał każdy nadjeżdżający tank. Wtem jednak z jednego z nich wychylił się żołnierz i przemówił do niego… po węgiersku, wobec czego stary entuzjasta natychmiast umilkł.

„Zdarzyło się, iż był to Węgier – pisałBocheński – ale normalnym biegiem rzeczy powinien to być Niemiec. Gdy mówimy o zagadnieniu stosunków czesko-niemieckich, nie możemy nigdy zapomnieć, że na dwóch Czechów wypada w tym państwie jeden człowiek narodowości niemieckiej”[6]. Wobec tego nie można dziwić się przerażeniu, z jakim w Pradze myślano o jakimkolwiek konflikcie z Berlinem. Zdaniem publicystów „Słowa” państwo z tak dużą mniejszością niemiecką nie mogło pozwolić sobie na starcie z Rzeszą, co stawiało pod znakiem zapytania wszelkie koncepcje antyniemieckiej kooperacji polsko-czechosłowackiej. Dla Polski alians taki byłby kompletnie bezwartościowy.„Sojusznik to ten – pisał Mackiewicz, – który może dać pomoc, a nie ten, którego trzeba ratować”– równie dobrze Polska mogłaby się wiązać sojuszem z Etiopią[7]. Co więcej, jak przekonywał Bocheński, powrót antagonizmu polsko-niemieckiego Czechosłowacja z pewnością będzie chciała wykorzystać dla uzyskania czasowego choćby odprężenia stosunków z Berlinem, a każde niepowodzenie Warszawy przywita z radością, jako zwiększające wpływy Rosji w regionie[8]. Tu przechodzimy do drugiej przyczyny, dla której sojusz polsko-czechosłowacki był niemożliwy, tym razem związanej z polityką zewnętrzną.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Czesi tradycyjnie skłaniali się ku Rosji, niezależnie od tego, kto rządził na Kremlu, co zresztą, jak zauważał Bocheński, było całkowicie zrozumiałe: mając bowiem do wyboru (w swym konflikcie z Niemcami) sojusznika słabszego i silniejszego, w naturalny sposób stawiali na tego drugiego.Dopiero rozbicie ZSRR na kilka organizmów państwowych mogłoby skłonić Pragę do reorientacji jej polityki wobec Polski[9]. Dopóki jednak na wschodzie istniał potężny organizm rosyjski (czy sowiecki), nie tylko nie było mowy o współpracy polsko-czechosłowackiej, ale na dodatek niesłabnące w Pradze pragnienie uzyskania wspólnej granicy z Rosją stanowiło zagrożenie integralności terytorialnej państwa polskiego[10], co Studnicki obrazował oddającą jego zdaniem istotę problemu alternatywą: albo częściowy rozbiór Polski (utrata Małopolski Wschodniej), albo częściowy rozbiór Czechosłowacji[11].

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Mimo pewnych wspólnych zagrożeń racje stanu sąsiadów dzieliła głęboka sprzeczność, a na czechosłowackiej scenie politycznej publicyści „Słowa” nie dostrzegali żadnego poważnego nurtu filopolskiego[12].Studnicki i Cat zwracali dodatkowo uwagę, że państwo czechosłowackie stanowi w Europie Środkowej klamrę spinającą bardzo szkodliwy dla Polski sojusz francusko-rosyjski, stanowiąc przeszkodę – jak twierdził ten pierwszy – dla zintegrowania regionu i obrony cywilizacji przed rosyjskim barbarzyństwem[13]. Istnienie takiego tworu stanowiło emanację interesów mocarstw i fałszowało – dodawał Bocheński – prawdziwy interes państw Europy Środkowej, który polegał nie na trzymaniu w szachu Węgier, ale na obronie przed zakusami dwóch ciążących nad regionem potęg: Niemiec i Rosji[14].

Los Czechosłowacji jest przesądzony

Z tych względów obrona integralności terytorialnej południowego sąsiada nie była dla publicystów „Słowa” warta kropli krwi ani jednego polskiego żołnierza.Wyśmiewali sugestie, jakoby zagrożona przez Anschluss Polska powinna szukać oparcia w Pradze – ich zdaniem było dokładnie odwrotnie[15]. Występowanie w obronie Czechosłowacji uznano za tym bardziej absurdalne, że nie mieli zamiaru tego robić nawet oficjalni sojusznicy Pragi.

W 1938 roku żaden z publicystów nie miał złudzeń co do szans na pomoc Zachodu dla południowego sąsiada[16]. Francja – uznali – właściwie bez walki oddała swoje wpływy w Europie Środkowej, co było pokłosiem długotrwałej błędnej polityki, polegającej między innymi na popieraniu Czechosłowacji zamiast Polski i Węgier, które stanowić mogły znacznie solidniejszą zaporę dla niemieckiej ekspansji[17]. Londyn – przewidywano – z uwagi na groźbę zerwania więzi z dominiami i niechęć do zamykania Niemcom dróg ekspansji lądowej, uchyli się od wojny, do której nie jest nota bene gotowy, i pójdzie raczej na podział stref wpływów z Berlinem[18]. Państwa Małej Ententy – przekonywał Studnicki – skłaniały się ku Niemcom ze względów gospodarczych[19]. Wreszcie ZSRR – pisali Bocheński i Cat – chciałby wojny wewnątrzeuropejskiej, ale bez własnego(do czasu) udziału, stąd presję Moskwy uznawano na łamach „Słowa” za blef Stalina[20]. Ewentualna pomoc Sowietów dla Czechosłowacji byłaby trudna ze względu na brak wspólnej granicy i niewątpliwy opór, jaki by Armii Czerwonej stawiły Polska i Rumunia, co czyniło je de facto sprzymierzeńcami III Rzeszy. Sami Niemcy także musieliby wspomóc wymienione państwa w razie agresji sowieckiej, co razem stanowiło zdaniem Studnickiego solidniejszą podstawę współpracy niż jakiekolwiek podpisane traktaty[21].

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Wydarzeniem, które – jak uznano na łamach „Słowa” – przesądziło kwestię Czechosłowacji, był Anschluss. Studnicki z dużym wyprzedzeniem przewidywał, że włączenie Austrii do Rzeszy, które uważał za nieuniknione, postawi na porządku dziennym sprawę terytorialnego okrojenia Czechosłowacji, którawobec zjednoczonych Niemiec będzie bezbronna[22].Anschluss oraz pozyskanie ziem zamieszkanych przez Niemców sudeckich oznaczać musiały znaczne wzmocnienie Rzeszy, co bez jednoczesnej rekompensaty dla Polski i Węgier byłoby dla tych ostatnich groźne. Udział w rozbiorze Czechosłowacji miał być szansą na utrzymanie pewnej równowagi w Europie Środkowej[23]. Studnicki przewidywał też, że okrojenie Czechosłowacji będzie możliwe bez wojny, wyłącznie dzięki solidarnej blokadzie ekonomicznej sąsiadów, przy czym Polska powinna nakłonić do tego także Rumunię[24].

Od marca 1938 roku sięgnięcie przez Niemców po ziemie zamieszkane przez pobratymców było już – zdaniem publicystów wileńskiego dziennika – tylko kwestią czasu, i to niedługiego[25]. Wzmagający się niemiecki nacisk na Pragę uważali przy tym za usprawiedliwioną konsekwencję perfidii Czechów, a w publicystyce tego okresu dali upust wszelkim starym i nowym pretensjom wobec południowych sąsiadów. Na łamach „Słowa” wypominano Czechom zadawnioną wrogość wobec Polski, chęć ograniczenia jej terytorium, zdradziecką napaść w 1919 i wymuszenie bolesnych ustępstw w najtrudniejszych momentach 1920 roku, zagarnięcie obcych narodowo terenów (nie tylko polskich), odrzucanie płynących z Warszawy propozycji porozumienia, niedotrzymywanie obietnic,szkodzenie Polsce u mocarstw Zachodu, prześladowanie mniejszości narodowych, w tym przede wszystkim mniejszości polskiej[26]. Tym zagadnieniom i usprawiedliwionej nimi niechęci Polaków, ale też Niemców i Słowaków, do Czechów, poświęcił Studnicki obszerne fragmenty opublikowanej w lecie 1938 roku książki Kwestia Czechosłowacji a racja stanu Polski[27]. Przy tym Pradze zarzucano, że mimo całego swego cynizmu jej polityka była polityką głupią. Wśród jej błędów wymieniano sojusz z pragnącym wojny w Europie ZSRR, prowokujące Niemców podkreślanie swojego strategicznego położenia, sprzeciw wobec koncepcji unii naddunajskiej i restauracji Habsburgów, wreszcie działalność antypolską, prowadzącą do sytuacji, w której skłócona z Warszawą i Budapesztem Czechosłowacja nie przedstawiała wartości dla Francji[28].

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Przyjąwszy za pewnik bierność Zachodu, publicyści „Słowa” uznali pozycje czechosłowackie za stracone, dostrzegając jednocześnie w zaistniałej na arenie międzynarodowej konfiguracji szansę na poprawienie strategicznej i gospodarczej pozycji Rzeczypospolitej. W ich koncepcjach Niemcy, jako protagonista wydarzeń, miały być dźwignią, która umożliwi podniesienie pozycji Polski w sposób, na który ona sama nie miałaby dość sił. Wymagało to jednak – przekonywał Studnicki – ścisłej politycznej i gospodarczej współpracy z Berlinem[29].

„Śląsk Zaolziański, czy wspólna granica z Węgrami?”

Kwestię czechosłowacką w publicystyce „Słowa”, względnie w publikacjach książkowych Studnickiego i Bocheńskiego, podzielić możemy na sześć zasadniczych aspektów. Były to: Sudety, Śląsk Zaolziański, Słowacja, Ruś Zakarpacka, sprawa granicy polsko-węgierskiej a takżekwestiaprzyszłości okrojonego, narodowego już państwa czeskiego.

Żaden z publicystów nie wątpił, że tereny zamieszkane przez Niemców odejdą do Rzeszy, i nikt nie będzie w stanie temu przeszkodzić. Zmartwieniem ich było, aby pozostałe zmiany terytorialne na ziemiach państwa czechosłowackiego odpowiadały polskiej racji stanu.

Śląsk Zaolziański nie stanowił przy tym, mimo całego szacunku dla zamieszkujących go Polaków i jego zasobów surowcowych, najistotniejszej kwestii[30]. W oczach publicystów „Słowa” podstawowy interes Polski w sprawie czechosłowackiej polegał bowiem nie na przyłączeniu nowych terytoriów, ale na ukształtowaniu optymalnego w ówczesnych warunkach układu sił w Europie Środkowej, poprawiającego pośrednio pozycję Rzeczypospolitej. Stawką, o jaką, w świetle ich publicystki, powinien grać Beck, było wzmocnienie wpływów polskich w Budapeszcie, Bukareszcie i Berlinie, przy jednoczesnym zapobieżeniu nadmiernemu wzmocnieniu Niemiec oraz poprawie własnego położenia strategicznego i gospodarczego. Zaolzie miało być zajęte niejako „przy okazji”.

Na plan pierwszy w wysuwana była kwestia przywrócenia historycznej granicy z Węgrami, tradycyjnym sojusznikiem Polski[31]. To właśnie była sprawa wagi strategicznej, mogąca zdecydować o pozycji Rzeczypospolitej w regionie. Wedle Studnickiego oparcie południowej granicy na życzliwie wobec Warszawy usposobionym państwie węgierskim wzmocniłoby Polskę tak wobec ZSRR, jak i wobec Niemiec, w o wiele większym stopniu niż proponowane Beckowi, w zamian za poparcie Pragi, stałe miejsce w Radzie coraz mniej znaczącej Ligi Narodów[32]. Zwracając największą spośród ideowych przyjaciół uwagę na czynniki ekonomiczne, nestor grupy pisał także o potencjalnych korzyściach z uzyskania dostępu do rynku węgierskiego, a dalej Adriatyku i Bałkanów[33].

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Cat z kolei dostrzegał pewien proces historyczny, który jego zdaniem przeoczył EdvardBeneš – Mackiewicz uważał, że po okresie parcelacji państw, mającym swoje apogeum w traktatach powojennych, przyszła era komasacji[34]. Nawet potężna Francja – pisał – uzgadnia swą politykę z Wielką Brytanią, i to w większym nawet stopniu niż dominia tej ostatniej. Czesi – przekonywał dalej – gdyby posadzili na tronie Habsburga i dążyli do unii z Węgrami oraz Austrią, uniknęliby zarówno Anschlussu, jak i odcięcia Sudetów[35]. Przykłady Etiopii, Czechosłowacji czy Litwy, zmuszonej przyjąć ultimatum Warszawy, uważał za przestrogę przed niebezpieczeństwami, na jakie narażone były państwa słabe, a szansę na uniknięcie takiego losu widział w zjednoczeniu z innym państwem dla stworzenia siły, z którą musiałyby liczyć się nawet mocarstwa. Polska nie jest – argumentował – małym państewkiem schowanym na jakimś półwyspie, aby mogła unikać nadciągającego huraganu, a jej partnerem mogą być Węgry[36].

Cat przypominał, że już Anschluss dał Niemcom o wiele większe korzyści niż polski wątpliwy sukces nawiązania stosunków z Litwą. Podobnie będzie – obawiał się – z rozbiorem Czechosłowacji. Niemcy, włączając do Rzeszy ziemie zamieszkane przez pobratymców, wzmocnią się nieporównanie bardziej niż Polska włączając ziemie zamieszkane przez Polaków. Ewentualne zajęcie Zaolzia, przekonywał we wrześniu 1938 roku, nie mogło być nawet porównywane do sprawy uzyskania granicy z Węgrami, które ze względu na swój stosunek do ZSRR, posiadanie mniejszości niemieckiej oraz brak sprzecznych interesów najlepiej nadają się na stałego sojusznika[37]. Miał nadzieję, że Beckowi uda się, zgodnie z trendem komasacji państw, zrealizować ten postulat oraz uzgodnić politykę Warszawy z Budapesztem[38]. Ścisłe współdziałanie polsko-węgierskie było jego zdaniem warunkiem utrzymania równoprawnychstosunków z coraz potężniejsząRzeszą i obrony interesów obu narodów wobec mocarstw Zachodu. Likwidacja czechosłowackiej forpoczty ZSRR w Europie cieszyła go, ale stały wzrost siłyNiemiec, któreuważał za potencjalnego sojusznika w walce z bolszewizmem, budził obawy, że marnująca kolejne szanse na wzmocnienie Polska okaże się w tym antysowieckim przedsięwzięciu partnerem zbyt słabym, aby mieć cokolwiek do powiedzenia[39].

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Wszyscy trzej czołowi publicyści grupy zgadzali się, że w interesie Polski leży przyłączenie Rusi Zakarpackiej do Węgier.Ze względu na ilość Ukraińców w granicach Rzeczypospolitej absurdem byłoby zasilanie tej mniejszości mocno na dodatek skomunizowanymi Rusinami z drugiej strony Karpat[40]. Bocheńskiego i Studnickiego poróżniła natomiast sprawa Słowacji. Ten pierwszy uznał, że niepodległość Słowacji leży w interesie Polski, w związku z czym postulował oddanie Węgrom węgierskich partii kraju, co zlikwidowałoby, przewidywał, przyczynę ich proniemieckości, a uwolnienie Słowacji etnograficznej usunęłoby antagonizm czesko-węgierski, umożliwiając stworzenie z tych państw opartego o Polskę bloku wstrzymującego ekspansję niemiecką w Europie Środkowej[41]. Polemizował z nim Studnicki, przyjmujący za korzystne przyłączenie Słowacji do Węgier, których linia polityczna jest łatwa do przewidzenia a propolskość gwarantowana. Bezpieczniej w tej sytuacji stawiać na pewnych Węgrów niż Słowaków, których ewentualna samodzielna polityka pozostawała niewiadomą, i nie można było wykluczyć, czy nie będzie proczeska lub prorosyjska[42]. Co więcej, Budapeszt nie będzie miał swobody w polityce zagranicznej, dopóki stolica państwa będzie położona czterdzieści kilka kilometrów od granicy, jak to absurdalnie i ahistorycznie ustalono w Wersalu. Wreszcie, przyłączenie do Węgier uważał za korzystne gospodarczo dla Słowacji[43]. Krytykował postulat Bocheńskiego, aby przez przyłączenie do Węgier jedynie terenów o przeważającej ludności węgierskiej zlikwidować powód ich zbliżenia z Niemcami. Jego zdaniem rozwiązanie takie nie zadowoliłoby Węgrów, a Słowację pozbawiło dostępu do Dunaju i geograficznie wykoślawiło. W związku z tym za najlepsze rozwiązanie Studnicki uważał nadanie Słowacji, poza południowymi okręgami zamieszkanymi przez Węgrów, autonomii w ramach państwa węgierskiego, gwarantowanej przez Polskę i Niemcy[44]. Cat przychylał się w tej kwestii raczej do zdania swego mistrza Studnickiego, choć, dużo sceptyczniej oceniając ówczesną sytuację, ograniczał się do postulatu, aby przynajmniej Ruś Zakarpacka trafiła do Węgier[45].

Publicyści „Słowa” zwracali wreszcie uwagę na dodatkowe korzyści, jakie da okrojenie Czechosłowacji i przewidywane przez nich utworzenie narodowo jednolitego państwa czeskiego. Ich zdaniem odebranie Czechom Słowacji i Rusi Zakarpackiej pozbawi ich nadziei na uzyskanie wspólnej granicy z ZSRR, a zerwanie bezwartościowego, jak się okazuje, sojuszu francusko-sowieckiego zmusi Pragę do oparcia się o Polskę, względnie o blok polsko-węgierski, przy czym Studnickiemu chodziło przede wszystkim o współpracę gospodarczą[46]. Bocheński natomiast już wcześniej snuł wizję stworzenia w środkowej Europie, oczywiście po okrojeniu Czechosłowacji, bloku polsko-rumuńskiego przeciw Rosji oraz polsko-węgiersko-czeskiego przeciw Niemcom. Jego zdaniem Praga mogła stać się sojusznikiem Warszawy przeciw Berlinowi dopiero wtedy, kiedy to Czesi będą mieli pretensje terytorialne do Niemców, a nie odwrotnie[47]. Studnicki dodawał jeszcze, że likwidacja granicy rumuńsko-czechosłowackiej wzmocni w Bukareszcie wpływy polskie kosztem czeskich[48], zwiększając szanse na wypełnienie innego ważnegodla polskiej polityki zagranicznej zadania, tj. wyciszania antagonizmu węgiersko-rumuńskiego i uzgadniania polityki Budapesztu i Bukaresztu[49].

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Postulaty wobec Pałacu Brühlowskiego

Optymalne rozwiązanie narastającego kryzysu wyglądałoby więc w sposób następujący: Rzesza wchłania tereny zamieszkane przez Niemców, Polska – Zaolzie, Ruś Zakarpacka i Słowacja (ta ostatnia z większym lub mniejszym zakresem autonomii) wracają do Węgier, przy czym gdyby przyszło wybierać między realizacją polskich i węgierskich postulatów terytorialnych, publicyści „Słowa” za priorytetowe uważali przywrócenie granicy polsko-węgierskiej. Jednocześnie liczyli się także z niekorzystnym obrotem wypadków, tj. wchłonięciem Czechosłowacji w całości przez III Rzeszę, względnie przyłączeniem Sudetów do Niemiec oraz zwasalizowaniem przez Berlin reszty państwa czechosłowackiego, co pogorszyłoby katastrofalnie międzynarodową pozycję Polski, odcinając ją od Węgier i Bałkanów, wydłużając niebezpiecznie granicę polsko-niemiecką, nie wspominając już o połączeniu Niemiec z Ukrainą, co stanowić mogło wstęp do nowego rozbioru Rzeczypospolitej[50].Studnickiuważał jednak, że uwzględnienie interesów Polski i Węgier, jako partnerów w stałej, a nie tylko doraźnej współpracy, leży w niemieckiej racji stanu[51].Podobnego zdania był Smogorzewski, który zalecał Niemcom umiar i przestrzegał przed powtórzeniem błędów II Rzeszy, co mogłoby skłonić mocarstwa Zachodu do ponownego ich ujarzmienia. Również Cat liczył, że Hitler pójdzie drogą Bismarcka, a nie Napoleona, i zamiast walczyć z całą Europą będzie potrafił wskazać jej wspólny cel, jakim miałaby być oczywiście walka z komunizmem[52].

Niemniej doprowadzenie do korzystnego rozwiązania wymagało aktywności ze strony polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, co było zgodnym postulatem Bocheńskiego i Studnickiego (mocniej akcentowanym przez tego ostatniego), a do którego przychylał się także, choć z większa dozą sceptycyzmu, Mackiewicz. Bierność polityki zagranicznej, przekonywali dwaj pierwsi, kosztowała już Polskę zmarnowanie znakomitych koniunktur międzynarodowych w XVIII i XIX wieku (przywoływali wojnę północną, wojnę siedmioletnią, sojusz polsko-pruski 1790 roku, wojnę krymską)[53]. Bez inicjatywy – ostrzegali, – rozgrywka czechosłowacka może zostać w podobny sposób przegrana przez Warszawę. Przeprowadzenia odpowiednich działań Studnicki chciał w ramach porozumienia polsko-niemieckiego, przy jednoczesnym współdziałaniu z Węgrami i Włochami, którym podobnie jak Polsce powinno zależeć na tym, aby nie dopuścić do zbytniego wzmocnienia Rzeszy w Europie Środkowej. Z tego powodu krytykował Becka za bezproduktywne, jego zdaniem, wojaże po Skandynawii i krajach bałtyckich, zamiast, uzasadnionych kluczowym dla Polski znaczeniem sprawy czechosłowackiej, wycieczek do Berlina i Budapesztu[54].

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Pod koniec lipca 1938 roku Studnicki postulował zorganizowanie wspólnej z Niemcami i Węgrami blokady gospodarczej Czechosłowacji, która uniemożliwiłaby jej przygotowania do ewentualnej wojny i w ciągu kilku miesięcy zmusiła do kapitulacji[55]. Półtora miesiąca później apelował o zbrojną neutralność Polski wobec konfliktu niemiecko-czeskiego, dla niedopuszczenia przemarszu wojsk sowieckich. Za wielki atut Niemców uważał możliwość domagania się plebiscytu, którego wynik był pewny, i stąd niemożliwy do przyjęcia przez rząd w Pradze. Ze względu na usunięcie przez Czechów kilkudziesięciu tysięcy Polaków z Zaolzia nie plebiscyt, ale zlokalizowany konflikt czesko-niemiecki (którego bardzo obawiał się Cat[56]) był zdaniem Studnickiego najpewniejszym sposobem na zrealizowanie polskich postulatów[57]. Także Bocheński popierał podjęcie zdecydowanych kroków wobec Czechosłowacji. Pokojowość mocarstw Zachodu uważał za podstawę sukcesów polityki Hitlera i domagał się wykorzystania faktu psychicznej gotowości Polaków do wojny poprzez podjęcie wspólnego z Węgrami wojskowego nacisku na Pragę[58].

Mackiewicz był największym sceptykiem z całej trójki. Podobnie jak Studnicki i Bocheński dostrzegał wspólnotę interesów polskich i węgierskich wobec Czechosłowacji, ale jego zdaniem w chwili ostatecznej rozgrywki Hitlera z Pragą Polska była dyplomatycznie nieprzygotowana. Przyczyną była nie tylko opieszałość Pałacu Brühlowskiego w uzgodnieniu strategii wspólnych działań z Budapesztem. Zdaniem Cata w roku 1938 Polska płaciła za kilkuletnie zaniechania i brak konsekwencji w realizacji tzw. „linii 26 stycznia 1934 roku”[59]. Antyczechosłowackich argumentów publicystów „Słowa” nie sposób omawiać bez uwzględnienia tego kontekstu.

„Germanofile”

Postulowany udział w rozbiorze Czechosłowacji miał być elementem szerszej koncepcji – strategicznej współpracy polsko-niemieckiej.

Początki tej idei sięgają 1915 roku i wrażenia, jakie na podróżującym po Królestwie Polskim Studnickim, dotąd przedstawicielu orientacji austriackiej, zrobiły groby żołnierzy niemieckich poległych w wojnie z Rosją. Po krótkim okresie powodzenia, zwieńczonym ogłoszeniem Aktu 5 listopada 1916 roku, entuzjazm dla współpracy z Niemcami w społeczeństwie polskim osłabł, a Studnicki znalazł się w politycznej izolacji. Dopiero w drugiej połowie lat 20. jego koncepcja zyskała zwolenników w osobach fundatorów i redaktora wileńskiego „Słowa”. Mackiewicz, rozczarowany funkcjonowaniem sojuszu polsko-francuskiego, zaczął głosić konieczność odprężenia stosunków z Berlinem, co początkowo miało być tylko formą nacisku na Paryż. Na przełomie lat 20. i 30. wezwanie to stało się podstawowym postulatem „Słowa” w polityce zagranicznej. Po okresie ocieplenia polsko-niemieckiego w pierwszym roku rządów Adolfa Hitlera, ukoronowanym podpisaniem deklaracji o niestosowaniu przemocy 26 stycznia 1934 roku wydawało się, że Pałac Brühlowski podjął się realizacji „linii «Słowa»”.

Koncepcja propagowana przez „germanofilów” – jak określać możemy publicystów związanych ze „Słowem” – podlegała ewolucji, na której szersze przedstawienie nie ma tutaj miejsca. W jej ramach na poparcie idei współpracy polsko-niemieckiej sformułowano szereg argumentów, z których najważniejsze da się streścić w sposób następujący[60]:

– Polski, zdaniem „germanofilów”, nie stać na utrzymywanie antagonizmu jednocześnie z Niemcami i ZSRR, ponieważ prowokuje to w naturalny sposób sojusz Berlina i Moskwy, któremu Polska ani sama nie będzie w stanie się oprzeć, ani też nie znajdzie sojuszników, którzy mogliby ją przed nim obronić. Co więcej, w polityce zagranicznej, podobnie jak w strategii, obowiązuje zasada koncentracji na jednym przeciwniku – podstawową wytyczną polskiej racji stanu winno być więc dążenie, aby sprawy sporne załatwiać z jednym, a nie z dwoma przeciwnikami naraz. W tej sytuacji konieczne jest wygaszenie antagonizmu na przynajmniej jednej z granic.Zdaniem publicystów „Słowa” niższym kosztemmożna było osiągnąć kompromis z zachodnim sąsiadem – zarówno ze względu na mniejszy zasięg niemieckich, niż sowieckich, roszczeń terytorialnych, jak i na fakt, że ideologia III Rzeszy, w przeciwieństwie do bolszewizmu, nie stawiała sobie za cel zmiany ustroju politycznego Rzeczypospolitej.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

– Po drugie, publicyści „Słowa” uważali, że należy dążyć do podtrzymania antagonizmu niemiecko-sowieckiego, który (co miało być stałym fenomenem dziejowym) zapewnia Polsce najlepszą możliwą koniunkturę i oddala największe zagrożenie – porozumienie Berlina i Moskwy. Jak wywiedziono z teoretycznego modelu, trwałość antagonizmu uzależniona jest od siły strony agresywnej; im mocniejsza natomiast będzie strona nastawiona ugodowo, tym większa szansa na zażegnanie antagonizmu[61]. Ergo – wobec konfliktu niemiecko-sowieckiego Polska powinna opowiedzieć się po stronie agresywnej, a tą w latach 30. była niewątpliwie Rzesza.

– Po trzecie wreszcie, strategicznym celem polskiej polityki zagranicznej powinno być zlikwidowanie zagrożenia, jakie stanowił potencjalny sojusz niemiecko-sowiecki, co można było osiągnąć przez trwałe osłabienie jednego z sąsiadów, a najlepiej – rozbicie go na szereg organizmów państwowych wzajemnie się neutralizujących[62]. Wobec wspomnianej już siły nacjonalizmów możliwość taka istniała nie w jednolitej narodowościowo Rzeszy, ale w obejmującym liczne mniejszości ZSRR. Warszawa powinna więc zająć przychylne stanowisko wobec wszelkich czynników działających na rzecz rozpadu wschodniego sąsiada, w tym także wobec ewentualnej wojny niemiecko-sowieckiej.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Trzeba powiedzieć, że „germanofile” nie doceniali różnicy potencjałów Polski i Niemiec, wyobrażając sobie, że współpraca będzie możliwa jako porozumienie równorzędnych partnerów. Dotyczy to zwłaszcza Mackiewicza i Bocheńskiego. Studnicki brał pod uwagę możliwość zwasalizowania Polski przez Niemcy i gotów był pogodzić się z taką ewentualnością, co nie wynikało bynajmniej z deficytu patriotyzmu. Nestor grupy uważał po prostu, że stosunkowosłabsze państwa nie mogą uniknąć takiego losu – nawet Francja musiała poddać się wpływom brytyjskim, nawet Włochy stały się wasalem Niemiec[63]. Jego zdaniem przyjęcie protekcji Rzeszy otwierało przed Warszawą najlepsze (z możliwych w tamtych realiach) perspektywy, ponieważ ze względów geopolitycznych dla Niemiec właśnie, jako sojusznik, przedstawiała największą wartość. „Dla Anglii Polska w najlepszym razie jest podrzędnym pionkiem na szachownicy politycznej – pisał. – Dla Niemiec jesteśmy pierwszorzędną figurą.”[64]

Niemniej zarówno Studnickijak i Mackiewicz dostrzegali niebezpieczeństwo zbyt dalekiego uzależnienia Polski od zachodniego sąsiada. Postrzegając politykę jako dziedzinę dynamiczną, optymalne zabezpieczenie przed tym zagrożeniem widzieli w trwałej kooperacji politycznej i gospodarczej, obejmującej „krępowanie” Rzeszy więzami multilateralnymiw ramach politycznego (Mackiewiczowa koncepcja „nowego Björkö”[65]) lub gospodarczego bloku państw europejskich („blok środkowoeuropejski” Studnickiego[66]). Obok tego przed dominacją Berlina miało Polskę chronić podjęcie współpracy w realizacji dwóch innych, węziej zakrojonych projektów, które swoją drogą miały wzmocnić względną i bezwzględną siłę Rzeczypospolitej. Jednym z nich była krucjata antysowiecka, drugim – rozbiór Czechosłowacji.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Punktem wyjścia do tej współpracy powinno być jednak kompleksowe uregulowanie wszystkich spraw spornych. Jeszcze przed zbliżeniem polsko-niemieckim Mackiewicz postulował, aby potencjalne porozumienie z wtedy jeszcze Republiką Weimarską uwzględniało m.in. kwestie mniejszości narodowych, Gdańska, tranzytu przez Pomorze, a także uzgodnienie polityki wobec Anschlussu[67]– wymieniał więc zagadnienia, które, pozostawione bez załatwienia, po kilku latach stały się pretekstem do wojny. Wezwania te powtarzał i po dojściu Hitlera do władzy, i po podpisaniu deklaracji o niestosowaniu przemocy[68]. Na przełomie 1935 i 1936 roku wysunął pod adresem MSZ postulat trwałego uregulowania stosunków z Gdańskiem, tj. usunięcia protektoratu Ligi Narodów, z którego Polska nie miała żadnego pożytku, pogodzenia się z niemieckim charakterem narodowym Wolnego Miasta i zabezpieczenia polskich interesów gospodarczych[69].W 1937 ubolewał nad brakiem działań na rzecz przekonania społeczeństwa polskiego o celowości porozumienia z Niemcami, co raziło w zestawieniu z „festiwalem polonofilstwa”, jaki na polecenie Hitlera organizowano w III Rzeszy. Polityka zbliżenia z Niemcami, konkludował, była robiona ukradkiem i z niejakim wstydem, co jego zdaniem nie pozwalało wyciągać z niej pełnych korzyści i było na dłuższą metę bardzo ryzykowne[70].

Już po Anschlussie, a w przededniu kryzysu czechosłowackiego stwierdzał, że lata 1933–1934, które uważał za najdogodniejszy okres do rozstrzygnięcia spraw spornych po polskiej myśli, zostały zmarnowane. Jeżeli nie wierzyło się w możliwość trwałego porozumienia z Rzeszą – argumentował – to w ogóle nie należało takiej polityki zaczynać. Posunięciom Becka zarzucał brak konsekwencji, stanowiącej waruneksine qua nonefektywnej polityki[71]. Zdaniem Mackiewicza Polska przespała okres dobrej koniunktury, a w 1938 roku dała się zaskoczyć wzrostowi dynamiki wydarzeń na arenie międzynarodowej.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Po Monachium

Kwestię czechosłowacką Studnicki uważał za test intencji niemieckich: uwzględnienie interesów Polski i Węgier w rozgrywce z Pragą oznaczałoby, jego zdaniem, że Berlin liczy się z partnerami przyszłego bloku środkowoeuropejskiego. Zagarnięcie całej Czechosłowacji musiałoby być jednak uznane za posunięcie antypolskie i antywęgierskie[72]. Mimo, że wynik testu był negatywny, po Monachium Studnicki pozostawał optymistą. Uważał, że sprawa północnej granicy Węgier nie jest jeszcze zamknięta, a rzecznikiem korzystnego jej rozwiązania może być Mussolini. Wciąż liczył na dowód poszanowania przez Berlin interesów słabszych partnerów, przypominając jednocześnie, że wobec uzależnienia losów Słowacji i Rusi od decyzji Hitlera szkodliwe jest sugerowanie, jakoby granica polsko-węgierska miała być czynnikiem antyniemieckim. Postulował, wręcz przeciwnie, przekonywanie Niemców, że granica ta leży właśnie w ich interesie, i przypominał o korzyściach, jakie daje Rzeszy oddzielenie polskim murem od ZSRR.Zgodnie ze swoją starą diagnozą przekonywał, że obiektywne czynniki ekonomiczne, tj. przede wszystkim kompensacyjność gospodarki Niemiec z gospodarkami państw Europy Środkowej oraz uzależnienie tych ostatnich od niemieckiego rynku zbytu, skłaniają do zbliżenia gospodarczego i politycznego[73].

Niemniej Studnicki zdawał sobie sprawę, że relacje polsko-niemieckie przechodzą kryzys, a zaraz po Monachium wysunął pod adresem zachodniego sąsiada postulat podjęcia działań na rzecz pozyskania zaufania państw regionu, które mogły być zaniepokojone wciąż rosnącą siłą III Rzeszy[74]. Niezwrócenie Węgrom ich historycznych terytoriów kazało powątpiewać w szczerość intencji niemieckich, chociaż jednocześnie część winy składał na bierność polskiej i węgierskiej dyplomacji[75]. Wobec zmarnowanych uprzednio koniunktur, szukając wciąż drogi dla uzgodnienia polityki polskiej i niemieckiej, w przededniu aneksji Czech i Moraw szansę na przejęcie inicjatywy widział w pozyskaniu Rumunii i wspólnym wystąpieniu Warszawy, Bukaresztu i Budapesztu, które mogłoby zmusić Berlin do respektowania interesów mniejszych państw przyszłego bloku gospodarczego[76].

Powrót Rusi Zakarpackiej do Węgier w marcu 1939 roku przyjął z zadowoleniem, podobnie jak utworzenie państwa słowackiego, które ze względów gospodarczych i kulturowych – przewidywał – będzie związane z Polską i Węgrami. Mimo braku sympatii do Czechów likwidację ich państwa narodowego uznał jednak za błąd Niemców, podważający zaufanie do nich wśród państw Europy Środkowej, które Rzesza powinna wspierać dla własnej pomyślności gospodarczej i zabezpieczenia regionu przed zagrożeniem sowieckim[77].

Przekonany o zbieżności interesów Polski i Niemiec do końca przestrzegał oba narody przed konfliktem, który może być na rękę tylko Sowietom. W swej walce o porozumienie polsko-niemieckie stawał się jednak powoli na powrót osamotniony.

Mackiewicz dużo krytyczniej oceniał sytuację po konferencji monachijskiej i przyjęciu polskiego ultimatum przez Pragę. Jego zdaniem Studnicki nie doceniał katastrofy politycznej, jak spotkała Polskę w 1938 roku, a społeczeństwo bodaj w ogóle nie zdawało sobie z niej sprawy. Zmarnowanie szansy na poprawę międzynarodowej sytuacji państwa kładł na karb opieszałości, braku inicjatywy i zdecydowania polskiej dyplomacji[78].

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Cat postulował spojrzenie na wydarzenia ostatnich miesięcy przez pryzmat panującej w tym okresie koniunktury oraz zasady relatywizmu politycznego: siłę państwa, przekonywał, mierzy się stosunkiem jego sił do sił sąsiadów[79], a ocena rozwoju sytuacji musi uwzględniać to, co było możliwie do osiągnięcia lub utracenia. W tym świetle bilansem roku 1938, mimo zajęcia Zaolzia, było osłabienie państwa. Wielkie przesuwanie granic, do jakiego doszło w Europie, niezmiernie wzmocniło Niemcy, Polsce natomiast nie udało się zrealizować sprawy najważniejszej – osiągnięcia wspólnej granicy z Węgrami, a co gorsza dostała ognisko irredenty ukraińskiej na Rusi Zakarpackiej. Naruszenie równowagi między Niemcami a Polską uznawał za katastrofę, niezależnie od tego, czy Niemcy miały być wrogiem, czy sprzymierzeńcem[80].

W relacjach polsko-niemieckich dostrzegał kryzys i domagał się przede wszystkim wyjścia z niego, a nie snucia dalekosiężnych planów, co poróżniło go ze Studnickim. Mackiewicz przestrzegał, że, choć uważany jest za germanofila i hitlerofila, obawia się wplątania Polski w sytuację, kiedy Niemcy staną się jej jedynym możliwym sojusznikiem –protest przeciwko takiemu właśnie ukształtowaniu stosunków polsko-francuskich leżał przecież u podstaw proniemieckości „Słowa”[81]. Jeszcze przed Monachium obawiał się, że niebezpieczeństwo niemieckie, którego Polska nie potrafiła zminimalizować w czasach odpowiedniej po temu koniunktury, po przyłączeniu Sudetów do Rzeszy może nabrać realnych wymiarów, czemu przeciwdziałać można jedynie przez załagodzenie kwestii spornych oraz wytyczenie obu państwom wspólnego celu[82]. Wobec upadku wpływów francuskich w Europie Środkowej, coraz mniejszych nadziei na uzyskanie granicy z Węgrami oraz postawy Niemców wobec Rusi Zakarpackiej współpracę z Berlinem uznawał za coraz bardziej problematyczną[83].

Mackiewicz podtrzymywał opinię, że odprężenie stosunków z Niemcami było posunięciem słusznym. Kolejnym krokiem powinno było być jednak jak najszybsze załatwienie spraw spornych z zachodnim sąsiadem. Dalej powinien był nastąpić podział stref wpływów i kompleksowe uzgodnienie stanowiska wobec Anschlussu, Sudetów, Rusi, Słowacji, Kłajpedy[84]. Ubolewał nad zmarnowaniem lat 1933–1934, kiedy koniunktura do rozmów z Niemcami, słabymi i otoczonymi wrogami, była znakomita[85]. Jeszcze w czasie kryzysu sudeckiego można było, jego zdaniem, łatwo od Niemców uzyskać zgodę na granicę z Węgrami[86].

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Od 1933 roku polityka zagraniczna Polski zbliżyła się do koncepcji „Słowa”, ale redaktor odżegnywał się od utożsamiania działalności Becka z linią gazety. Trzeba odróżnić – polemizował jeszcze przed Monachium z tekstem Bocheńskiego[87]– słuszną zasadę od nieudolnego wykonania. Zdaniem Cata odprężenie stosunków z Polską oddało Hitlerowi ogromne usługi, pozwoliło na Anschluss i osaczenie Czechosłowacji[88]. Ale i wartość Rzeczypospolitej była dla niego inna w 1933 roku, kiedy miał jeszcze przeciwko sobie Włochy, niż w 1938 roku, gdy ma Austrię, Sudety, oś z Rzymem, zwycięskiego Franco i rozbrojony pacyfizmem Zachód. Mackiewicz doceniał odzyskanie Zaolzia, a w sprawie granicy z Węgrami dostrzegał błędy dyplomacji Horthy’ego. Przyznawał, że Beck uratował Polskę od awantur, jakie zgotowałby Front Morges, że ocenił też właściwie wartość sojuszu z Francją, która zapewne chętnie zmobilizowałaby Polskę w obronie Czechosłowacji, po czym zostawiła sam na sam z III Rzeszą i ZSRR[89]. Niemniej bilans jego polityki uważał za niepomyślny, a zestawianie pseudosukcesów pułkownika z rzeczywistymi osiągnięciami kanclerza Rzeszy za niepoważne.

Mackiewicz zarzucał Beckowi jednostronne pójście na rękę Niemcom: od 1936 roku Pałac Brühlowski prowadził politykę zgodną z Auswärtiges Amt, ułatwił m.in. Anschluss i okrojenie Czechosłowacji, w efekcie czegow Europie Polska uchodzi za sojusznika Rzeszy[90]. Nie uzyskano jednak w zamian spełnienia polskich postulatów.Odzyskania Zaolzia i nawiązania stosunków z Litwą nie sposób obronić jako sukcesów politycznych. Nie zlikwidowano spraw spornych między Polską a Niemcami, nie uzyskano granicy z Węgrami, nie wyznaczono wspólnych celów, nie zrobiono nic, aby dla idei porozumienia z Berlinem pozyskać społeczeństwo polskie. Na kilkuletniej współpracy skorzystali przede wszystkim Niemcy[91].

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

W styczniu 1939 roku Mackiewiczazszokowaławypowiedź Becka o równowadze między Niemcami a ZSRR. Skoro już minister zdecydował się na jazdę tramwajem niemieckim – przekonywał redaktor – powinien był trzymać się linii „Słowa”, jeżeli natomiast nie chciał brać udziału w antysowieckich planach Hitlera, lub Niemcy nie byli wobec niego uczciwi, trzeba było bronić pozycji francuskich w Europie Środkowej[92]. Oskarżał ministra o deklarowanie neutralności w momencie, kiedy Polska neutralna być nie może, kiedy nie może pozwolić sobie na uchylenie się od europejskiej gry. Beck wysiadł z tramwaju współpracy z Niemcami– konkludował Cat – albo zbyt wcześnie, albo zbyt późno, w każdym razie na przystanku: „przegrana”[93].

Likwidacja Czechosłowacji wywarła duże wrażenie na i tak mocno zaniepokojonym Mackiewiczu. Powrotu Rusi do Węgier w obecnej sytuacji i przy zwasalizowaniu Słowacji przez III Rzeszę nie uważał już za sukces. Domagał się skoordynowania posunięć Warszawy z Budapesztem i Kownem, opanowania zbrodniczej megalomanii i demagogii w kraju, gwałtownego zwiększenia zbrojeń oraz dokonania pokojowego i przyjacielskiego, ale stanowczego podziału sfer wpływów i zainteresowań z Niemcami[94].

22 marca 1939 roku Mackiewicz podjął próbę podsumowania polityki Becka na tle koncepcji porozumienia polsko-niemieckiego propagowanej na łamach „Słowa”. Koncepcja ta – pisał, –przewidywała działania na rzecz powołania porozumienia francusko-niemiecko-polskiego, skierowanego przeciw ZSRR dla rozbicia go i zdobycia jego kosztem terenów kolonizacyjnych. Minister Beck – zdaniem Cata – zbliżył się do tej koncepcji, wbrew przeciwnej doktrynie politycznej, uznającej Niemcy za największe zagrożenie; wspierając jednak Berlin na arenie międzynarodowej nie potrafił uzyskać w zamian ani niepodległej Słowacji, ani przekazania jej Węgrom, stracił też najprawdopodobniej Litwę. Bilansem współpracy polsko-niemieckiej lat 1933–1938 w oczach jej sztandarowego teoretyka był rozpad systemu francuskiego w Europie Środkowej, osłabienie ZSRR i wydźwignięcie Niemiec na pierwsze miejsce w Europie. Za porażkę polskiej polityki zagranicznej ostatnich lat winił cały rząd, niezdolny do wypracowania jednolitej linii polityki zagranicznej,ale przede wszystkim Becka, który asystując wzmocnieniu Rzeszy unikał jednocześnie, jak podejrzewał Cat – z obawy przed polską opinią publiczną, rozstrzygnięcia spraw drażliwych, wystawiając tym samym państwo na wielkie niebezpieczeństwo. Niemcy stały się dla Polski zbyt silnym partnerem. Co gorsza, Hitler nie był już zainteresowany porozumieniem kontynentalnym i marszem na wschód, ale przeciwnie – zwrócił się przeciw Zachodowi. Wobec tego – podsumowywał Mackiewicz – koncepcja współpracy polsko-niemieckiej lansowana na łamach „Słowa” nie ma już racji bytu[95].

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Wieczorem tego samego dnia Stanisław Mackiewicz został aresztowany i odstawiony do obozu odosobnienia w Berezie Kartuskiej, co w symboliczny sposób zamknęło wieloletnie zabiegi wileńskiego dziennika o porozumienie polsko-niemieckie. Ostatnim niezłomnym obrońcą tej idei pozostał Studnicki, który nie pogodził się z jej klęską nawet po Wrześniu.

Podsumowanie

rwający do dziś spór o szanse i zagrożenia związane z ideąsojuszu polsko-niemieckiegosprowadzony został w zasadzie do dylematu: czy należało, czy też nie należało przyjmować żądań niemieckich i brać udziału w krucjacie antysowieckiej?Można mieć wrażenie, że całe zagadnienie zaczyna się dopiero 24 października 1938 roku, kiedy to Ribbentrop przedstawił ambasadorowi Lipskiemu propozycje całkowitego uregulowania wzajemnych relacji. Tymczasem jeśli spojrzymy na tękwestię przez pryzmat ówczesnej koncepcji współpracy polsko-niemieckiej, to jesienią 1938 roku mieliśmy już do czynienia ze zmierzchem idei. Jej powodzenie nie zależało od udzielenia odpowiedzi na trywialne pytanie: „tak czy nie?”, ale od konsekwentnej realizacji rozpisanego na dłuższy okres planu, do której należało przystąpić w okresie dobrej koniunktury, zapoczątkowanej zerwaniem przez Hitlera współpracy niemiecko-sowieckiej.

Osiągnięte u progu tego okresu porozumienie z Berlinem nie powinno być, zdaniem publicystów „Słowa”, końcem drogi, ale raczej nowym otwarciem, pozwalającym na rozwinięcie dyplomatycznej ofensywy dla zapewnienia Polsce trwalszego bezpieczeństwa. Tymczasem po śmierci Piłsudskiego i wbrew jego przestrogom Beck uznał, że prowizorium wyznaczone deklaracją z 1934 roku z czasem przekształci się w układ trwały[96]. W efekcie, zamiast podjąć działania na rzecz kompleksowego uregulowania wzajemnych stosunków oraz uzyskania szerszego poparcia społecznego dla „linii 26 stycznia”, politykę porozumienia z Berlinem opatrywano gestami mającymi upewnić krajową i międzynarodową opinię o braku ścisłego sojuszu. Sztandarowym przykładem było zachowanie ministra w czasie kryzysu czechosłowackiego, kiedy to instruował podwładnych, że „w interesie Polski leży unikanie wywoływania wrażenia, iż w zaostrzającej się sytuacji politycznej w Europie «jesteśmy w jakiejś kombinacji z Niemcami»”[97].

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Udział w okrojeniu Czechosłowacji, obok dalekiej od realizacji (abstrahując nawet od faktu, że polskie władze nigdy nie traktowały jej poważnie) koncepcji rozbicia ZSRR, był kluczowym elementem koncepcji współpracy polsko-niemieckiej sformułowanej przez publicystów „Słowa”. Wbrew ich postulatom i nadziejom nie scementował on jednak sojuszu polsko-niemieckiego. Przeciwnie – okazał się największą klęską koncepcji proniemieckiej i przygotowała jej upadek w 1939 roku.

Zarówno sam rozbiór południowego sąsiada, jak i jego pokojowy przebieg zostaływ gronie „germanofilów” trafnie przewidziane.Sformułowane przez nich argumenty na rzecz udziału w tym „przedsięwzięciu” wydają się być niedoceniane w refleksji nad polską polityką wobec kryzysu 1938 roku. Najważniejsze z nich nie tracą wartości nawet po wyciagnięciu ich z kontekstu idei szerszej współpracy polsko-niemieckiej.

Częściowy rozbiór Węgier i utworzenie państwa czechosłowackiego w takim a nie innym kształcie, nie wspominając już o przyznaniu muZaolzia, były sprzeczne z polską racją stanu i nie istniały żadne powody, aby nie starać się tej sytuacji zmienić – sformułowana jeszcze na początku lat 20. przez Konstantego Skirmunta doktryna „obrony traktatów”[98](oparta na założeniu, że naruszenie traktatów powojennych w jakimkolwiek punkcie może być „precedensem” ułatwiającym rewizję skierowaną przeciw Polsce) była niedorzeczna[99].Czechosłowacja nie tylko nie tylko nie rokowała na wartościowego sojusznika Polski, ale spekulowała na jej rozbicie i uzyskanie wspólnej granicy z ZSRR. Nikt nie neguje, że wina za fiasko ewentualnej współpracy polsko-czeskiej leżała po stronie Pragi, a Warszawa nie tylko nie była w stanie obronić integralności terytorialnej Czechosłowacji, ale i działanie takie byłoby wręcz absurdalne[100].

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

W polskim interesie leżało okrojenie Czechosłowacji, i to powinno być zawsze punktem wyjścia do oceny wydarzeń z okresu kryzysu 1938 roku. Przeprowadzenie rozbioru w pożądany przez Polskę sposób było niewątpliwie trudne, niemniej nie wydaje się to być wystarczającym argumentem za uznaniem bierności wobec kryzysu za najwłaściwsze rozwiązanie – nie zapobiegłaby ona przecież negatywnym skutkom niemieckiej ofensywy dyplomatycznej, nie dając jednocześnie szans na wyciągniecie własnych korzyści. Nie należałoby też przeceniać „kompromitacji” Polski w oczach Zachodu– wszak rzeczywista postawa Warszawy wobec Pragijesienią 1938 roku nie powstrzymała Londynuprzed udzieleniem„monachijskiemu szakalowi”„gwarancji”. Wizerunek państwa jest niewątpliwie rzeczą ważną (gdyby tak nie było, nikt nie marnowałby środków na działania propagandowe), nie powinno się jednak robić z tej kwestii jakiegoś fetyszu. Pozycja Polski we wszelkich ewentualnych układach, czy to z Londynem i Paryżem, czy z Berlinem byłaby tym mocniejsza, im większe korzyści udałoby się uzyskać wcześniej kosztem Czechosłowacji, a nie im „ładniej” zachowanoby się wobec południowego sąsiada.

Beckowi udało się zresztą pogodzić złe strony obu tych rozwiązań. Demonstracyjna „samodzielność” polityki polskiej wobec Pragi nie pozwoliła ani osiągnąć celu strategicznego, jakim było uzyskanie granicy z Węgrami, ani uniknąć odium sojusznika Rzeszy w oczach Zachodu, zadrażniając jednocześnie stosunki z potężnym sąsiadem, co mogło postawić przed Auswärtiges Amt konieczność sprawdzenia lojalności polskiego partnera i być impulsem do październikowej rozmowy Ribbentropa z Lipskim[101], której dalszymi reperkusjami były kryzys relacji polsko-niemieckich i wejście na drogę prowadzącą ku wojnie. Wojnie, która, zgodnie z przestrogami Studnickiego, dla obu narodów, choć walczyły w przeciwnych obozach, skończyła się bezprecedensowych rozmiarów katastrofą.

Jan Sadkiewicz

Artykuł pierwotnie ukazał się w dwumiesięczniku “Arcana”

Przypisy:


[1]H. Batowski, Między dwiema wojnami 1919–1939. Zarys historii dyplomatycznej, Kraków 2007, s. 323; S. Żerko, Stosunki polsko-niemieckie 1938–1939, Poznań 1998, s. 464;J. Krasuski, Tragiczna niepodległość. Polityka zagraniczna Polski w latach 1919–1945, Poznań 2000, s. 241.

[2]A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, Kraków-Warszawa 2009, s. 28-31, 43.

[3]Ibidem, s. 148.

[4]W. Studnicki, Polska wobec sprawy Czechosłowacji, „Słowo” z 2 kwietnia 1938. Zob. także: K. Szychowski, Notatki polemiczne, „Słowo” z 11 października 1938.

[5]W. Studnicki, Kwestia Czechosłowacji a racja stanu Polski, Komorów 2009 (reprint wydania: Warszawa 1938), s. 97; idem, Polska i wojna, „Słowo” z 23 lipca 1938.

[6]A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, s. 139.

[7]Cat, Edward Benesz, „Słowo” z 11 października 1938; W. Studnicki, Polska i wojna, „Słowo” z 23 lipca 1938; idem, O stanowisko Polski w konflikcie niemiecko-czeskim, „Słowo” z 10 września 1938; idem, Kwestia Czechosłowacji…, s. 62; A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, s. 139, 140.

[8]A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, s. 148.

[9]Cat, Sprawa czeska, „Słowo” z 22 maja 1938; idem, Właściwa rola marsz. Śmigłego-Rydza, „Słowo” z 10 września 1938; W. Studnicki, Polska i wojna, „Słowo” z 23 lipca 1938; idem, O stanowisko Polski w konflikcie niemiecko-czeskim, „Słowo” z 10 września 1938; A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, s. 143, 148.

[10]A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, s. 145; W. Studnicki, Stosunki polsko-rumuńskie, „Słowo” z 28 kwietnia 1937; idem, Chcą sprowadzić politykę polską na manowce, „Słowo” z 29 maja 1938.

[11]Idem, Kwestia Czechosłowacji…, s. 6; idem, Parę słów o propagandzie filoczeskiej, „Słowo” z 13 sierpnia 1938.

[12]A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, s. 146; W. Studnicki, Kwestia Czechosłowacji…, s. 58.

[13]Cat, Czechosłowacja, jako klamra francusko-sowieckiego sojuszu, „Słowo” z 27 września 1938; W. Studnicki, Kto i za co wielbi Masaryka, „Słowo” z 30 września 1937; idem, Polska wobec sprawy Czechosłowacji, „Słowo” z 2 kwietnia 1938; idem, Kwestia Czechosłowacji…, s. 62,

[14]A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, s. 156, 157. Zob. także: Cat, Edward Benesz, „Słowo” z 11 października 1938.

[15]A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, s. 148, 149; Cat, Edward Benesz, „Słowo” z 11 października 1938; K.P. [K. Pruszyński], O czem nie mówią Czechofile?, „Słowo” z 3 kwietnia 1938; W. Studnicki, Parę słów o propagandzie filoczeskiej, „Słowo” z 13 sierpnia 1938.

[16]K.P. [K. Pruszyński], O czem nie mówią Czechofile?, „Słowo” z 3 kwietnia 1938; idem, Jak Francja widzi dziś Pragę?, „Słowo” z 8 kwietnia 1938; idem, Nowe zbliżenia w Europie 1938 r., „Słowo” z 6 stycznia 1938; K. Smogorzewski, Sojusze Czechosłowacji, „Słowo” z 9 maja 1938 (przedruk z: „Gazeta Polska”); idem, Polska i Czechosłowacja, „Słowo” z 10 czerwca 1938 (przedruk z: „Gazeta Polska”); W. Studnicki, Chcą sprowadzić politykę polską na manowce, „Słowo” z 29 maja 1938; idem, Kwestia Czechosłowacji…, s. 82, 84–91.

[17]Cat, Łańcuch błędów polityki francuskiej, „Słowo” z 13 maja 1938; Sep., Polityka zagraniczna Francji, „Słowo” z 30 marca 1938; W. Studnicki, Polska wobec sprawy Czechosłowacji, „Słowo” z 2 kwietnia 1938.

[18]Cat, Co się dzieje?, „Słowo” z 26 września 1938; W. Studnicki, Stosunki francusko-angielskie, „Słowo” z 1 sierpnia 1938; H. Tarnowski,Analogje, „Słowo” z 26 sierpnia 1938.

[19]W. Studnicki, Polska wobec sprawy Czechosłowacji, „Słowo” z 2 kwietnia 1938.

[20]A. Bocheński, Hitler i pułkownik Beck, „Słowo” z 22 września 1938; Cat, W naprężonym oczekiwaniu, „Słowo” z 24 września 1938.

[21]W. Studnicki, Polska a Rumunia, „Słowo” z 20 kwietnia 1938; idem, Kwestia Czechosłowacji…, s. 80.

[22]Idem, System polityczny Europy a Polska,w: idem, Pisma wybrane, tom II: Polityka międzynarodowa Polski w okresie międzywojennym, Toruń 2001, s. 223–225; idem, Kto i za co wielbi Masaryka, „Słowo” z 30 września 1937.

[23]Idem, System polityczny Europy…, s. 226.

[24]Ibidem, s. 245.

[25]W. Studnicki, Łańcuch błędów polityki francuskiej, „Słowo” z 13 maja 1938; Sep., Polityka zagraniczna Francji, „Słowo” z 30 marca 1938; K. Smogorzewski, Sojusze Czechosłowacji, „Słowo” z 9 maja 1938 (przedruk z: „Gazeta Polska”); W. Studnicki, Polska wobec sprawy Czechosłowacji, „Słowo” z 2 kwietnia 1938.

[26]Cat, Sprawa czeska, „Słowo” z 22 maja 1938; K. Smogorzewski, Polska i Czechosłowacja, „Słowo” z 10 czerwca 1938 (przedruk z: „Gazeta Polska”); Sto., Są jednak sentymenty w polityce, „Słowo” z 24 kwietnia 1938; W. Studnicki, 1938 rok koryguje błędy 1918 roku, „Słowo” z 16 kwietnia 1938; idem, Chcą sprowadzić politykę polską na manowce, „Słowo” z 29 maja 1938; idem, Bojkot Czechosłowacji, „Słowo” z 28 lipca 1938; idem, Parę słów o propagandzie filoczeskiej, „Słowo” z 13 sierpnia 1938. Zob. także: idem, System polityczny Europy…, s. 234, 235.

[27]Idem, Kwestia Czechosłowacji…, s. 11–13, 26–39, 40–52, 54, 55, 59, 60 i in.

[28]K. Smogorzewski, Polityka Berlina wobec Czechosłowacji, „Słowo” z 17 września 1938 (przedruk z: „Gazeta Polska”); Cat, Edward Benesz, „Słowo” z 11 października 1938.

[29]W. Studnicki, Kwestia Czechosłowacji…, s. 96-98.

[30]A. Bocheński, Hitler i pułkownik Beck, „Słowo” z 22 września 1938; Cat, Wspólna granica z Węgrami, „Słowo” z 23 września 1938; idem, Wspólna granica z Węgrami, „Słowo” z 23 września 1938; idem, Czechosłowacja, jako klamra francusko-sowieckiego sojuszu, „Słowo” z 27 września 1938; idem, Śląsk zaolziański, czy wspólna granica z Węgrami, „Słowo” z 2 października 1938; W. Studnicki, Kwestia Rusi Zakarpackiej i Słowaczyzny, „Słowo” z 12 kwietnia 1938; idem, 1938 rok koryguje błędy 1918 roku, „Słowo” z 16 kwietnia 1938.

[31]A. Bocheński, Hitler i pułkownik Beck, „Słowo” z 22 września 1938; Cat, Co się dzieje?, „Słowo” z 26 września 1938; idem, Czechosłowacja, jako klamra francusko-sowieckiego sojuszu, „Słowo” z 27 września 1938; W. Studnicki, 1938 rok koryguje błędy 1918 roku, „Słowo” z 16 kwietnia 1938; idem, Polska wobec sprawy Czechosłowacji, „Słowo” z 2 kwietnia 1938; idem, Kwestia Czechosłowacji…, s. 66–68, 73.

[32]Idem, Polska i wojna, „Słowo” z 23 lipca 1938; idem, O stanowisko Polski w konflikcie niemiecko-czeskim, „Słowo” z 10 września 1938; idem, Kwestia słowacka, a racja stanu Polski, „Słowo” z 29 września 1938.

[33]Idem, Konsekwencje Anschlussu, „Słowo” z 29 marca 1938; idem, Kwestia Rusi Zakarpackiej i Słowaczyzny, „Słowo” z 12 kwietnia 1938; idem, Zasadnicze problematy polityki międzynarodowej, „Słowo” z 5 czerwca 1938; idem, Kwestia Czechosłowacji…, s. 23, 24.

[34]Cat, Właściwa rola marsz. Śmigłego-Rydza, „Słowo” z 10 września 1938; idem, Edward Benesz, „Słowo” z 11 października 1938. Cat zresztą już dużo wcześniej zwracał uwagę na proces konsolidacji mocarstw, zob. Mackiewicz S., Tezy i aforyzmy o polskiej polityce zagranicznej, „Wiadomości Literackie” z 12 lutego 1933.

[35]Cat, Notatki polemiczne, „Słowo” z 22 września 1938; idem, Wspólna granica z Węgrami, „Słowo” z 23 września 1938.

[36]Idem, Wspólna granica z Węgrami, „Słowo” z 23 września 1938; idem, Czechosłowacja, jako klamra francusko-sowieckiego sojuszu, „Słowo” z 27 września 1938; idem, Odżył pakt czterech, „Słowo” z 30 września 1938; idem, Śląsk zaolziański, czy wspólna granica z Węgrami, „Słowo” z 2 października 1938.

[37]Idem, Właściwa rola marsz. Śmigłego-Rydza, „Słowo” z 10 września 1938.

[38]Idem, Notatki polemiczne, „Słowo” z 22 września 1938.

[39]Idem, Wspólna granica z Węgrami, „Słowo” z 23 września 1938.

[40]A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, s. 171, 172; idem, Hitler i pułkownik Beck, „Słowo” z 22 września 1938; Cat, Wspólna granica z Węgrami, „Słowo” z 23 września 1938; idem, Śląsk zaolziański, czy wspólna granica z Węgrami, „Słowo” z 2 października 1938; W. Studnicki, Kwestia Rusi Zakarpackiej i Słowaczyzny, „Słowo” z 12 kwietnia 1938.

[41]A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, s. 157, 159, 172; idem, Hitler i pułkownik Beck, „Słowo” z 22 września 1938.

[42]W. Studnicki, Kwestia Rusi Zakarpackiej i Słowaczyzny, „Słowo” z 12 kwietnia 1938; idem, Kwestia słowacka, a racja stanu Polski, „Słowo” z 29 września 1938; idem, Kwestia Czechosłowacji…, s. 17, 18.

[43]Idem, Kwestia słowacka, a racja stanu Polski, „Słowo” z 29 września 1938; idem, Kwestia Czechosłowacji…, s. 16, 17, 22, 23.

[44]Idem, Kwestia Rusi Zakarpackiej i Słowaczyzny, „Słowo” z 12 kwietnia 1938; idem, Kwestia słowacka, a racja stanu Polski, „Słowo” z 29 września 1938; idem, Kwestia Czechosłowacji…, s. 19, 74.

[45]Cat, Wspólna granica z Węgrami, „Słowo” z 23 września 1938; idem, Śląsk zaolziański, czy wspólna granica z Węgrami, „Słowo” z 2 października 1938.

[46]A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, s. 145, 171, 173; idem, Hitler i pułkownik Beck, „Słowo” z 22 września 1938; Cat, Czechosłowacja, jako klamra francusko-sowieckiego sojuszu, „Słowo” z 27 września 1938; idem, Odżył pakt czterech, „Słowo” z 30 września 1938; W. Studnicki, Konsekwencje Anschlussu, „Słowo” z 29 marca 1938; idem, Polska i wojna, „Słowo” z 23 lipca 1938; Sz. [S. Meysztowicz], W perspektywie tygodnia 4. X – 11. X 1938 r., „Słowo” z 11 października 1938.

[47]A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, s. 149, 171.

[48]W. Studnicki, Kwestia Rusi Zakarpackiej i Słowaczyzny, „Słowo” z 12 kwietnia 1938; idem, Czy tak wszystko jasne w polityce zewnętrznej, „Słowo” z 29 sierpnia 1938; idem, Kwestia Czechosłowacji…, s. 25.

[49]Idem, Stosunki polsko-rumuńskie, „Słowo” z 28 kwietnia 1937; idem, Konsekwencje przewrotu rumuńskiego, „Słowo” z 12 stycznia 1938.

[50]A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, s. 147; Cat, Łańcuch błędów polityki francuskiej, „Słowo” z 13 maja 1938; Sep., Polityka zagraniczna Francji, „Słowo” z 30 marca 1938; W. Studnicki, Konsekwencje Anschlussu, „Słowo” z 29 marca 1938; idem, Polska wobec sprawy Czechosłowacji, „Słowo” z 2 kwietnia 1938; idem, Chcą sprowadzić politykę polską na manowce, „Słowo” z 29 maja 1938.

[51]W. Studnicki, Kwestia Rusi Zakarpackiej i Słowaczyzny, „Słowo” z 12 kwietnia 1938; idem, Kwestia Czechosłowacji…, s. 52, 53.

[52]K. Smogorzewski, Polityka Berlina wobec Czechosłowacji, „Słowo” z 17 września 1938 (przedruk z: „Gazeta Polska”); Cat, Notatki polemiczne, „Słowo” z 22 września 1938.

[53]A. Bocheński, Hitler i pułkownik Beck, „Słowo” z 22 września 1938; W. Studnicki, Kwestia Rusi Zakarpackiej i Słowaczyzny, „Słowo” z 12 kwietnia 1938; idem, 1938 rok koryguje błędy 1918 roku, „Słowo” z 16 kwietnia 1938; idem, Chcą sprowadzić politykę polską na manowce, „Słowo” z 29 maja 1938; idem, Polska i wojna, „Słowo” z 23 lipca 1938; idem, Kwestia Czechosłowacji…, s. 5.

[54]W. Studnicki, Konsekwencje Anschlussu, „Słowo” z 29 marca 1938; idem, Polska wobec sprawy Czechosłowacji, „Słowo” z 2 kwietnia 1938; idem, Rzekoma aktywność naszej polityki, „Słowo” z 17 lipca 1938; idem, Czy tak wszystko jasne w polityce zewnętrznej, „Słowo” z 29 sierpnia 1938.

[55]Idem, Bojkot Czechosłowacji, „Słowo” z 28 lipca 1938.

[56]„Nie bałbym się wojny: Polska, Niemcy przeciw Bolszewii, bałbym się wojny wewnętrzno-europejskiej, na której nic nie zarabiamy, a ryzykujemy wszystko[podkr. oryg.]” – Cat, Odżył pakt czterech, „Słowo” z 30 września 1938; zob. także: idem, Co się dzieje?, „Słowo” z 26 września 1938.

[57]W. Studnicki, O stanowisko Polski w konflikcie niemiecko-czeskim, „Słowo” z 10 września 1938.

[58]A. Bocheński, Hitler i pułkownik Beck, „Słowo” z 22 września 1938.

[59]Cat, Sprawa czeska, „Słowo” z 22 maja 1938; idem, Właściwa rola marsz. Śmigłego-Rydza, „Słowo” z 10 września 1938.

[60]Szerzej na ten temat zob.: J. Sadkiewicz, „Ci, którzy przekonać nie umieją”. Idea porozumienia polsko-niemieckiego w publicystyce Władysława Studnickiego i wileńskiego „Słowa” (do 1939), Kraków 2012.

[61]A. Bocheński,Między Niemcami a Rosją, s. 37.

[62]Ibidem, s. 46-47.

[63]W. Studnicki, Podstawy systemu politycznego świata, „Słowo” z 11 marca 1939.

[64]Idem, Zasadnicze problematy polityki międzynarodowej, „Słowo” z 5 czerwca 1938.

[65]Mackiewicz uważał porozumienie francusko-niemiecko-polskie za system zapewniający Europie pokój, bezpieczeństwo i rozwój. Na potrzeby swojej publicystyki nazywał je powrotem do koncepcji „sojuszu kontynentalnego”, jaki w 1905 rokuna wyspie Björkö Wilhelm II miał zaproponować Mikołajowi II. Zob. m.in.: Cat, Starajmy się, aby doszło do francusko-niemieckiego porozumienia, „Słowo” z 29 grudnia 1935; J. Sadkiewicz, „Ci, którzy przekonać nie umieją”…, s. 98, 99, 179-187.

[66]Idée fixe Studnickiego było stworzenie gospodarczego bloku państw Europy Środkowej, w którym Polska, jako drugie co do siły państwo po Rzeszy, nie musiała by się obawiać ich dominacji. Koncepcję tę wyłożył przede wszystkim w wydanej w 1935 książce System polityczny Europy a Polska, w okrojonym kształcie wznowionej w:W. Studnicki, Pisma wybrane, tom II: Polityka międzynarodowa Polski w okresie międzywojennym, Toruń 2001, s. 17-262.

[67]Cat, Polska a przyszłość Europy, „Słowo” z 14 maja 1932; idem, Na bliższą i dalszą metę, „Słowo” z 18 października 1932.

[68]Idem, Tezy i aforyzmy, „Słowo” z 21 marca 1933; Idem, Kroniki Sejmowe. Expose ministra Becka. Krótki i długi dystans, „Słowo” z 6 lutego 1934.

[69]Idem, Zadania dyplomacji polskiej. Minister Beck, „Słowo” z 23 grudnia 1935; idem, Załatwienie sprawy gdańskiej, „Słowo” z 28 grudnia 1935; idem, W odpowiedzi „Dzien. Narodowemu”, „Słowo” z 21 stycznia 1936.

[70]Idem,Sympatje do Polski w Niemczech, „Słowo” z 9 lipca 1937.

[71]Idem, Zagadka, czy nie zagadka, „Słowo” z 25 sierpnia 1938.

[72]W. Studnicki, Kwestia Rusi Zakarpackiej i Słowaczyzny, „Słowo” z 12 kwietnia 1938; idem, Kwestia Czechosłowacji…, s. 52, 53.

[73]Idem, Wspólną granicę z Węgrami jeszcze osiągnąć możemy, „Słowo” z 5 października 1938; idem, W nowej sytuacji międzynarodowej, „Słowo” z 20października 1938; idem, Słodkie złudzenie czy twarda rzeczywistość, „Słowo” z 11 grudnia 1938; idem, Pod adresem Niemiec, „Słowo” z 28 stycznia 1939.

[74]Idem, Wspólną granicę z Węgrami jeszcze osiągnąć możemy, „Słowo” z 5 października 1938.

[75]Idem, Z nami lub przeciwko nam, „Słowo” z 27 stycznia 1939; idem, Pod adresem Niemiec, „Słowo” z 28 stycznia 1939.

[76]Idem, Wspólne interesy i wspólne zadania polsko-rumuńskie, „Słowo” z 7 marca 1939.

[77]Idem, Wobec nowej sytuacji, „Słowo” z 18 marca 1939.

[78]Cat, Nad czem się nie zastanawia tryumfująca dziś ulica, „Słowo” z 3 października 1938.

[79]Zasada relatywizmu politycznego, nazywana też przez Cata „lex Bocheński” ze względu na zasługi młodego publicysty w jej popularyzowaniu, była jedną z podstaw koncepcji formułowanych przez „germanofilów”. Bocheński definiował ją w sposób następujący: „potęga państwa jest odwrotnie proporcjonalna do siły państw i narodów, z którymi ma ono sprawy sporne”, zwracając nawet Mackiewiczowi uwagę, aby nie ograniczać jej tylko do „sąsiadów” – zob. A. Bocheński, Granice relatywizmu politycznego, Ośrodek Myśli Politycznej, [http://www.polskietradycje.pl/article.php?artykul=268], (oryg. „Bunt Młodych”, nr 25-26: 1935).

[80]Cat, Kropki nad i, „Słowo” z 15 grudnia 1938; idem, Katastrofa polityczna Polski w 1938 r., „Słowo” z 24 lutego 1939.

[81]Idem, Nad czem się nie zastanawia tryumfująca dziś ulica, „Słowo” z 3 października 1938.

[82]Idem, Właściwa rola marsz. Śmigłego-Rydza, „Słowo” z 10 września 1938.

[83]Idem, Nad czem się nie zastanawia tryumfująca dziś ulica, „Słowo” z 3 października 1938; idem, Konstatacje, „Słowo” z 9 grudnia 1938; idem, Odpowiedzi ministrów, „Słowo” z 25 stycznia 1939; idem, Katastrofa polityczna Polski w 1938 r., „Słowo” z 24 lutego 1939.

[84]Idem, Właściwa rola marsz. Śmigłego-Rydza, „Słowo” z 10 września 1938; idem, Konstatacje, „Słowo” z 9 grudnia 1938; idem, Albo trzeba było iść na Rosję albo bronić francuskich pozycji w Europie środkowej, „Słowo” z 28 grudnia 1938; idem, Min. Ribbentrop a Ruś Węgierska, „Słowo” z 28 stycznia 1939; idem, Katastrofa polityczna Polski w 1938 r., „Słowo” z 24 lutego 1939; idem, W obronie koniecznej, „Słowo” z 26 lutego 1939.

[85]Dzień polityki zagranicznej w Łodzi, „Słowo” z 4 marca 1939.

[86]Idem, Odpowiedzi ministrów, „Słowo” z 25 stycznia 1939. W duchu tego rozumowania Cata kilka miesięcy później Ksawery Pruszyński odnotował, że mimo słabej pozycji Włoch w tandemie z III Rzeszą, mimo że zostały one wepchnięte do Osi przez Zachód i zyskały na sojuszu mniej niż Niemcy, Mussolini potrafił wykorzystać postępującą w lecie 1939 roku izolację Hitlera dla uregulowania po swojej myśli sprawy mniejszości niemieckiej w południowym Tyrolu, korzystając z pozycji „jedynego możliwego sojusznika” Rzeszy; zob. K. Pruszyński, Dyplomacja włoska jest godna hrabiego Cavoura, „Słowo” z 12 lipca 1939.

[87]A. Bocheński, Hitler i pułkownik Beck, „Słowo” z 22 września 1938.

[88]Cat, Notatki polemiczne, „Słowo” z 22 września 1938.

[89]Ibidem; idem, Konstatacje, „Słowo” z 9 grudnia 1938.

[90]Idem, Kropki nad i, „Słowo” z 15 grudnia 1938; idem, Albo trzeba było iść na Rosję albo bronić francuskich pozycji w Europie środkowej, „Słowo” z 28 grudnia 1938; idem, Odpowiedzi ministrów, „Słowo” z 25 stycznia 1939;Dzień polityki zagranicznej w Łodzi, „Słowo” z 4 marca 1939.

[91]Cat, Minister polski w chwili kryzysu czeskiego, „Słowo” z 8 września 1938; idem, Właściwa rola marsz. Śmigłego-Rydza, „Słowo” z 10 września 1938; idem, Konstatacje, „Słowo” z 9 grudnia 1938; idem, Pytania bez odpowiedzi, „Słowo” z 29 grudnia 1938; idem, W sprawach polsko-niemieckich czas pracuje przeciwko nam, „Słowo” z 29 stycznia 1939; idem, W obronie koniecznej, „Słowo” z 26 lutego 1939.

[92]Idem, Odpowiedzi ministrów, „Słowo” z 25 stycznia 1939; zob. także: idem, Albo trzeba było iść na Rosję albo bronić francuskich pozycji w Europie środkowej, „Słowo” z 28 grudnia 1938.

[93]Idem, Kiedy p. Beck wysiada z tramwaju, „Słowo” z 1 i 2 stycznia 1939; idem, Min. Ribbentrop a Ruś Węgierska, „Słowo” z 28 stycznia 1939.

[94]Idem, Czechy i Morawy zajęte przez Hitlera, „Słowo” z 16 marca 1939; idem, Notatki polemiczne, „Słowo” z 17 marca 1939; idem, Los Polaków spoczywa w rękach Prezydenta, „Słowo” z 18 marca 1939; idem, Notatki polemiczne, „Słowo” z 18 marca 1939..

[95]Cat, Dwie doktryny polityczne w Polsce a praktyka polityczna min. Becka, „Słowo” z 22 marca 1939.

[96]S. Żerko, Stosunki polsko-niemieckie…, s. 18.

[97]Ibidem, s. 70.

[98]A.L. Sowa, U progu wojny, Kraków 1997, s. 192.

[99]„Cała historia od początku istnienia państw aż do roku 1937, roi się od precedensów łamania traktatów. Nie można przypuścić, aby człowiek będący przy zdrowych żądał, aby w obawie przed dodaniem do tych wszystkich precedensów jeszcze jednego, podporządkowywać najkardynalniejsze wskazania polskiej narodowej racji stanu” – A. Bocheński, Między Niemcami a Rosją, s. 44, 45.

[100]J. Krasuski J., Tragiczna niepodległość, s. 241, 242; A.L. Sowa, U progu wojny, s. 213, 216, 217, 231; S. Żerko, Jak Polska grała z Hitlerem, http://wyborcza.pl/1,101285,6977779,Jak_Polska_grala_z_Hitlerem.html?as=3&startsz=x[odczyt: 28.02.2011]; idem, Stosunki polsko-niemieckie…, s. 464.

[101]G. Górski, Wrzesień 1939. Rozważania alternatywne, Warszawa 2000, s. 38, 39.

4 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. csaba
    csaba :

    Tym bardziej ciekawy artykół, szczegółnie z węgierskimi oczami, że obecna sytuacja nieco przypomina ówczesną. Teraz Putyn jest troche w pozycji Hitlera i Moskwa sugeruje zmiany granic także dla potencjalnych sojuszników. Autor nie porusza dwóch elementów, a własciwie to jest jeden. Z jednej strony, że czym był bolszewizm, czy naprawdę “Rosja” wytworzyła to, a z drugiej błędnie zakłada, że każdy lider reprezentował państwowe, narodowe interesy własnego państwa, a najwyżej robił błędy. Hitler z pewnością NIE reprezentował państwowe interesy Niemiec. Gdyby był przawdziwim patriotą, wtedy miałby sens sposób myślenia koła “Słowa”. Ale to juz prowadzi na teren teorii spiskowych. Druga wojna światowa, jak pierwsza była gigantycznym i piekielnym przedstawienem teatralnym, i jednocześnie piekielnym rytuałem z milionami ofiar. Dziś jest podobnie…

  2. krzysztofl
    krzysztofl :

    Z perspektywy owczesnych politykow sojusz Polski z UK i Francja nie byl az taki zly. Razem te panstwa stanowily potencjal silniejszy od kazdego sojuszu na arenie miedzynarodowej(I jakby nie patrzac, wojne z nimi Niemcy przegraly sromotnie).
    Z perspektywy historii widac ze najlepszym rozwiazaniem dla Polski bylby jednak sojusz z ZSRR lub jeszcze lepiej Biala Rosja albo akomodacja z Carem. Pozwoliloby to potwierdzenie kontroli nad rdzennymi Polskimi terytoriami i ochrone przez agresja Niemiec.
    Sojusz z Niemcami ze wzgledow kulturowych i historycznych byl i jest niemozliwy. Esencja niemieckiej tozszamosci narodowej byl wowczas kult walki ze wschodem i przekonanie o wyzszosci nad Slowianami i Polakami w szczegolnosci. Mimo pol wieku po wojnie, nadal te sentymenty widac w Niemieckiej publicystyce. Polska w “sojuszu” z Niemcami bylaby okrojona do zredukowanej Kongresowki ktorej ludnosc by stopniowo albo germanizowano albo mordowano.

  3. martinoff_salon24pl
    martinoff_salon24pl :

    Fakt, Zaolzie było w tym zagadnieniu mało istotne, ale poprzez zajęcie Zaolzia utraciliśmy ileś tam tysięcy samolotów czeskich, które potem posłużyły Niemcom w ataku na Polskę. A przecież Czesi mogli te samoloty skierować do Polski, gdyby Polska była postrzegana jako sojusznik. Pisał o tym Szacki – dowódca Brygady Świętokrzyskiej, który mówił o 600 zołnierzach czeskich którzy nie pogodzili się z zajęciem Czech przez Niemcy i przeszli przez granice do Polski. A mogliśmy ich mieć tysiące z nowoczesnym sprzętem, tak jak Anglicy mieli tysiące Polaków.