„Nie wolno ludobójstwa usprawiedliwiać czymkolwiek, a zwłaszcza odwetem za brak realizacji narodowych ambicji ukraińskiego społeczeństwa” – stwierdził metropolita lwowski.

O trudnościach w wypracowaniu wspólnego listu pasterskiego Kościoła rzymskokatolickiego oraz Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego poinformował biskupów polskich, abp Mieczysław Mokrzycki.

6 marca metropolita lwowski zabrał głos podczas 361. zebrania plenarnego KEP w Warszawie.
Twierdzono, że„wołyńska tragedia” wynikła z jakichś „wzajemnych krzywd Ukraińców i Polaków”, które ją „uwarunkowały”. W projekcie greckokatolickim mowa była o „pozbawieniu Ukraińców praw do samostanowienia na własnej ziemi” oraz o „etnicznej czystce, czyli przymusowym wysiedleniu ludności polskiej z Wołynia”. Utrzymywano, że sprawa jest bardzo zawiła i, że przed historykami jest jeszcze dużo pracy, by ją wyjaśnić. Metropolita lwowski przypomniał polskim biskupom, że powodem napisania dokumentu jest 70. rocznica masowych mordów cywilnej ludności na Wołyniu, której apogeum przypadło na 1943 rok. Symbolem tego ludobójstwa była „Krwawa Niedziela” 11 lipca, kiedy formacje ukraińskich nacjonalistów zaatakowały prawie 100 miejscowości, gdzie mieszkała ludność katolicka, przeważnie polska.

W opinii ukraińskich biskupów obrządku łacińskiego autorzy tych projektów próbowali kontynuować dość popularną w środowiskach nacjonalistycznych na Ukrainie linię zmierzającą do relatywizacji zbrodni. Trudno na przykład mówić o wysiedleniu ludności polskiej z Wołynia, skoro według zgodnej opinii historyków obydwu krajów na samym Wołyniu zginęło wówczas ponad 60 tys. osób ludności cywilnej. „Jak w takiej sytuacji można mówić o wysiedleniu?” – pytał abp Mokrzycki. Jego zdaniem apel autorów projektów listu o chrześcijańską ocenę wydarzeń jest raczej czystą retoryką, skoro nie wspomniano o przyczynie tragedii – ideologii nacjonalizmu, zachęcającej do budowy jednolitego narodowo państwa bez obcych „najeźdźców”, do których zaliczano cywilną ludność polską, żydowską, ormiańską i inną. „Ideologia ta bazowała na etyce neopogańskiej zaprzeczającej idei chrześcijaństwa” – dodał metropolita lwowski.

W opinii biskupów obrządku łacińskiego niebezpieczne jest uciekanie się przez autorów projektu listu do różnych eufemizmów i unikanie właściwych i adekwatnych określeń: eksterminacja, ludobójstwo, czystki etniczne. Wiadomo, że masowe mordy cywilnej ludności polskiej (i nie tylko – bo także żydowskiej, ormiańskiej oraz ukraińskiej) – nie zaś walka z regularnym wojskiem – stanowiły metodycznie zaplanowaną akcję eliminacji polskiej społeczności z obszaru Wołynia i Małopolski Wschodniej przy użyciu wszelkich najbardziej wyrafinowanych i bezwzględnych metod. „Trzeba zatem nazwać po imieniu zabójstwa – zabójstwami, tortury – torturami, bestialstwo – bestialstwem” – podkreślił abp Mokrzycki. Niestety we wspomnianych projektach listu zabrakło wskazania rzeczywistych sprawców zbrodni: ukraińskich nacjonalistów. „Nie sposób przecież pisać o anonimowych siłach dokonujących zagłady polskiej ludności, by zrezygnować w myśl źle pojętej narodowej solidarności z uczciwości i rzetelności moralnej oraz historycznej” – podkreślił metropolita lwowski.

Kościół obrządku łacińskiego za absurdalny uznaje postawiony przez Kościół grecko-katolicki znak równości pomiędzy eksterminacją polskiego społeczeństwa a rzekomą winą polskich czynników państwowych za uniemożliwienie Ukraińcom powołania do życia własnego państwa. „Nie wolno ludobójstwa usprawiedliwiać czymkolwiek, a zwłaszcza odwetem za brak realizacji narodowych ambicji ukraińskiego społeczeństwa” – stwierdził metropolita lwowski. Przypomniał, że współpracujący z hitlerowcami Ukraińcy mordowali masowo także Żydów, którzy nie utrudniali przecież realizacji państwowotwórczych planów ukraińskich. Jego zdaniem nonsensem wydaje się proponowana przez Kościół grecko-katolicki formuła „wybaczamy i prosimy o wybaczenie”. „Czy którakolwiek ze stron – sygnatariuszy listu ma moralne prawo do takiej deklaracji? Musi tu znaleźć się wyraźne słowo: przepraszamy i prosimy o wybaczenie” – uważa przewodniczący Konferencji Episkopatu Ukrainy. Ubolewa jednocześnie, że apel o wprowadzenie modlitewnego wspomnienia we wszystkich świątyniach katolickich ofiar ludobójstwa w drugą niedzielę lipca i uporządkowanie miejsc spoczynku szczątków ofiar nie znalazł poparcia ze strony greckokatolickiej.

W tej sytuacji pojawia się pytanie – czy mamy właściwy klimat do przygotowania wspólnego listu? Czy istnieje wspólna płaszczyzna, byśmy mówili jednym głosem w tak ważnej sprawie? Obawiam się, że w taka inicjatywa wspólnego listu może stać się kolejną akcją „poprawną politycznie”, która nic nie wniesie w wyjaśnienie przyczyn wielkiego zła, które spowodowało śmierć ponad 120 tys. cywilów, a sam dokument będzie kompromitował Kościół stanowiąc świadectwo relatywizowania odpowiedzialności moralnej w przypadku wydarzeń, które mają aż nader jednoznaczny i oczywisty wydźwięk” – stwierdził abp Mokrzycki. Zaznaczył, że uwagi te przedstawione Kościołowi grecko-katolickiemu, który uznał je za nie do przyjęcia. W związku z tym jego przedstawiciele zdecydowali się na jednostronne wydanie swego listu.

W wypowiedzi dla KAI abp Mokrzycki zaznaczył, że planowane na drugą niedzielę lipca na terenie diecezji łuckiej uroczystości upamiętniające 70. rocznicę zbrodni wołyńskiej mają przede wszystkim uwrażliwić sumienia. Nic nie może bowiem usprawiedliwiać mordowania bezbronnej ludności cywilnej. Konieczne jest też upamiętnienie ofiar w ponad dwóch tysiącach miejscowości, gdzie dotąd nie ma żadnego znaku o pogrzebaniu pomordowanych cywilów. Co więcej w wielu miejscach kości ofiar nie są pochowane, są narażone na bezczeszczenie. Trzeba więc dokonać godnego pochówku tych osób. W siedemdziesiąt lat pod tej zbrodni, kiedy Ukraina cieszy się obecnie niepodległym bytem państwowym, konieczna jest też modlitwa zarówno za ofiary, jak sprawców tego mordu, oraz pokoju na tych ziemiach i na terenie całej Ukrainy– podkreśla metropolita lwowski. Pragniemy, aby to zło, jakie miało miejsce w przeszłości nigdy więcej się nie powtórzyło. Przewodniczący episkopatu Ukrainy obrządku łacińskiego zapowiedział wystosowanie odrębnego listu na temat zbrodni sprzed siedemdziesięciu lat.

KAI
5 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. sekowski
    sekowski :

    Im dalej od Przemyśla i Lwowa, tym stosun- ki polsko-ukraińskie pozbawione są uprzedzeń oraz nacjonalistycznych i szowinistycznych treści. Potwierdzeniem tych faktów jest wyda- rzenie, jakie miało miejsce 11 maja w Iwano- -Frankiwsku (dawnym Stanisławowie). W tym to właśnie mieście z wielką pompą i przy melo- diach polskich górali i ukraińskich hucułów otwarto Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego. Trudno nie zgodzić się z Emilią
    Chmielową, prezeską Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie, która na łamach „Kurie- ra Galicyjskiego” stwierdziła, że był to wielki dzień na Ukrainie, wielkie święto, otwierano bowiem pierwsze w tym kraju takie Centrum. Na tę okoliczność polskimi odznaczeniami uhonorowano mera Iwano-Frankiwska, Wikto- ra Anuszkewicziusa i gubernatora (wojewodę) iwanofrankiwskiego, Mychajła Wyszywaniuka. Tymczasem pochodząca z Lwowa Iryna Farion, posłanka nacjonalistycznej „Swobody”, na swoim blogu w serwisie prawda.com.ua oznajmiła, że Rzeczpospolita Polska okupuje 19,5 tys. kilometrów kwadratowych etnicznych ziem ukraińskich tzw. ziemie Zakerzonii (Łem- kowszczyznę, Podlasie, Nadsanie, Sokalszczy- znę, Rawszczyznę, Chełmszczyznę) i fakt ten stanowi wciąż niezagojoną ranę na ukraińsko- -narodowej duszy. Ponadto pani poseł chce zapobiegać „opolaczeniu” Ukrainców. Partia „Swoboda” odwołuje się do tradycji bande- rowskich, czyli do ideologii nacjonalistycznej OUN odpowiedzialnej za ludobójstwo Pola- ków na Kresach w czasie II wojny światowej. Termin „Zakerzonia” został wymyślony przez emigracyjnych, nacjonalistycznych historyków ukraińskich i według ich wykładni oznacza obszar na zachód od linii Curzona, pozostający historycznie ukraińskim terytorium etnicznym. Jak widać, koncepcja ta jest do dziś aktywnie wykorzystywana przez ukraińskich polity- ków nacjonalistycznych. Partia „Swoboda” otrzymała w ostatnich wyborach na Ukrainie
    ponad 10-procentowe poparcie społeczeństwa ukraińskiego. Wpis na blogu posłanki Iryny Farion można by potraktować jako marginalne zjawisko, ale towarzyszą mu inne wydarzenia, które budzą niepokój. Otóż końcem marca w Berehowem na Zakarpaciu odbył się zorganizowany przez „Swobodę” marsz, którego uczestnicy wykrzy- kiwali antywęgierskie hasła, w tym “Węgier- skie świnie”, “Węgrzy won z Zakarpacia” i “Śmierć Madziarom”. Sprawa wydaje się być bardzo poważna. Deputowany Parlamentu Europejskiego i członek węgierskiej partii nacjonalistycznej „Jobbik”, Béla Kovács, w liście otwartym do Olega Tiahnyboka – lidera ukraińskiej „Swobody” – stwierdził: „Niedo- puszczalnym jest, że członkowie „Swobody” czują taką głęboką i nieprzejednaną nienawiść do zakarpackiej społeczności węgierskiej. Oni usiłują przegnać społeczność, która nie wywo- dzi się od pozbawionych korzeni imigrantów, a z populacji zakarpackich wsi i miast, zało- żonych przez węgierskich przodków tysiąc lat temu. Usiłują zrobić z tej mniejszości naro- dowej wroga Ukrainy. Jednak członkowie tej
    mniejszości żyją nie z pomocy materialnej i dotacji, a z pracy własnych rąk”. Jak donosiły media, deputowany Parlamentu Europejskiego zaakcentował również swój protest przeciwko aktywistom „Swobody”, którzy “poniżają ludz- ką i moralną godność zakarpackich Węgrów”. Stwierdził, że “takie grupki nie mają czego szukać w parlamencie, w Europie i w chrze- ścijańskim świecie”. Szkoda, że podobnego stanowiska nie zaj- mują polscy politycy wobec różnego rodzaju nacjonalistycznych i szowinistycznych wystą- pień polityków „Swobody”. Niektórzy nawet, jak Paweł Kowal, były minister spraw zagra- nicznych, nie mają nawet krzty odwagi, aby po imieniu nazwać okrucieństwa jakich w czasie II wojny światowej dopuścili na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej ukraińscy nacjonaliści z OUN-UPA. W wywiadzie dla „Rzeczpospo- litej” stwierdził: „Trzeba uważać z upolitycz- nianiem kategorii ludobójstwa w odniesieniu do Wołynia”. Na koniec trochę optymizmu. Otóż po pięć- dziesięciu latach na fronton wciąż niezwróco- nego kościoła św. Marii Magdaleny we Lwowie powrócił krzyż. Krzyże z kościoła zostały usu- nięte po zamknięciu świątyni przez sowietów w 1962 roku. W ramach renowacji zabytków Rada Miejska Lwowa podjęła decyzję o odnowieniu i umieszczeniu jednego z pięciu krzyży na dachu kościoła. Dla lwowskich Polaków jest to jeszcze jeden powód do radości – wydarzenie miało miejsce właśnie 2 maja – w Dniu Polonii i Polaków za Granicą.

  2. piotrx
    piotrx :

    “Im dalej od Przemyśla i Lwowa”

    A jaki to ma związek z Przemyślem? – czy tutaj Ukraińcom sie dzieje jakaś krzywda? chyba że chodzi o działania czy żądania miejscowych środowisk ukraińskich /podobne jesli nie takie same jak tych ze Lwowa/ i ich duże wplywy we wladzach lokalnych. Natomiast nie można stawiac na jednej płaszczyznie z nimi dzialan miejscowych polskich srodowisk patriotycznych czy kresowych. Ale nalezy pamietac tez o “dziwnych” decyzjach władz centralnych, które często traktowały i traktują nadal Przemyśl i okolice jako “podarunek” dla środowisk ukraińskich np.decyzje Komisji Majątkowej z Warszawy czy kolejnych rządów , np organ „Nasze Słowo” finansowany przez polskie Ministerstwo Kultury który gloryfikuje UPA, a “nasz” rząd /czyli w praktyce podatnicy/ za to płaci. Ponizej wypowiedz z roku 2001.

    http://www.kki.pl/pioinf/przemysl/dzieje/rus/problem.html

    “(…) W koncepcji działaczy Związku Ukraińców w Polsce, jak też działaczy nacjonalistycznych zwłaszcza na tzw. „Zachodniej Ukrainie” oraz wśród emigracji zachodniej. Przemyśl stał się swoistą Mekką, gdzie teza – przemyskie – to ziemia ukraińska anektowana przez Państwo Polskie, nie jest tylko sloganem, ale przekształca się w rzeczywistość. Przez ostatnie 10 lat kolejne rządy z dziwnym niezrozumieniem traktowały Przemyśl jak podarunek dla wspomnianych środowisk, przemykając oczy na pewne wydarzenia w kontekście bardzo potrzebnej współpracy polsko-ukraińskiej na płaszczyźnie międzypaństwowej. A w Przemyślu dochodzi do powstawania pewnych faktów, które będą miały znaczenie zwłaszcza w wymiarze wieloletnim. I tak po kolei (…) Przejdźmy do stanu własnościowego. W Przemyślu mniejszość ukraińska, którą oficjalnie reprezentuje Związek Ukraińców w Polsce i Cerkiew Bizantyjsko-Ukraińska od początku lat 90-tych zaczęła upominać się o zwrot majątku, który tylko częściowo był ich własnością przed wojną. Są w nim obiekty, które rzeczywiście należały do mniejszości ukraińskiej, ale są i takie, które były tylko przez nią użytkowane. (…)A oto jak przebiegała wizyta polskich posłów z Sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą u mera Lwowa Kujbidy. Wszyscy -niezależnie od orientacji politycznej – ocenili zachowanie mera: „cynizm do bólu”! Potraktował nas po prostu w sposób ośmieszający. A jak to wygląda w Polsce? Kujbida jest przyjmowany przez Prezydenta, przez Marszałka Sejmu. I żadnej poprawy nie ma.”