Fundacja Młode Kresy to inicjatywa grona młodych Polaków, którzy przybyli do swojej narodowej ojczyzny z Litwy, Białorusi czy Ukrainy by uczyć się i pracować. Jedną z pierwszych akcji Fundacji była zbiórka darów dla Polaków pozostających w ukraińskim, przyfrontowym mieście Mariupol. Pojechał z nimi do potrzebujących rodaków między innymi Mirosław Kapcewicz prezes fundacji, wcześniej jeden z liderów polskiej młodzieży w Lidzie na Grodzieńszczyźnie. Przesłał naszemu portalowi relację z wyprawy do Donbasu.

Zaczęliśmy planować swój wyjazd do Donbasu i zbierać paczki żywnościowe dla Polaków z Mariupola jeszcze w październiku, kiedy nie było dokładnie wiadomo czy zostanie w końcu przeprowadzona ich ewakuacja do Polski. Jak się na szczęście okazało, po wyborach nowy rząd szybko wziął sprawę w swoje ręce i sprowadził 149 osób polskiego pochodzenia z terenu zagrożonego działaniami wojennymi. Powstało pytanie czy zaplanowana akcja wciąż jest aktualna, dlatego skontaktowałem się z prezesem Polsko-Ukraińskiego Stowarzyszenia Kulturalnego w Mariupolu – Andrzejem Iwaszko. Odpowiedź była twierdząca, z jego słów dowiedzieliśmy się, że w Mariupolu wciąż pozostają Polacy, przede wszystkim osoby starsze, które mają problemy zdrowotne i nie mogli razem ze wszystkimi wziąć udział w ewakuacji. Po tej informacji bez wahań podjęliśmy decyzję – jedziemy.

Dary czyli produkty żywnościowe zbierali wolontariusze naszej fundacji przy współpracy i wsparciu profesorów oraz studentów Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Akcja nie udałaby się bez wsparcia struktur Obozu Narodowo-Radykalnego z Lublina, który udzielił nam pomocy finansowej. Zaś wszystkie działania koordynowaliśmy ze wspomnianym prezesem Andrzejem Iwaszko.

Dla mnie osobiście był to pierwszy wyjazd na Ukrainę, dlatego miałem możliwość poczynić kilka osobistych a zarazem świeżych refleksji. Po pierwsze jako dla Polaka z Kresów było dla mnie bardzo ważne i jednocześnie symboliczne, że mogę wypełnić swój obowiązek moralny, odwiedzić przed Świętami Bożego Narodzenia moich rodaków, osoby starsze, które znajdują się w naprawdę trudnej sytuacji egzystencjalnej i potrzebują pomocy. Po drugie jako Polak chciałem też na własne oczy zobaczyć jaki jest stosunek zwykłych Ukraińców do Polski i Polaków. Czy naprawdę jest w społeczeństwie ukraińskim duży procent tak zwanych banderowców, dla których Polak z zasady jest wrogiem, czy jednak uważają nas za przyjaciół, czy może są obojętni wobec nas. Po trzecie w końcu jako obywatel Białorusi chciałem zobaczyć ukraińskie realia, porównać je z białoruskimi i wyciągnąć wnioski jakich błędów nie powinien popełnić naród białoruski, żeby rosyjska agresja nie dotknęła i mojego kraju urodzenia.

Podróż do Mariupola

Do Mariupola jechałem wraz z dwoma wolontariuszami Fundacji Arturem Pachutą i Maciejem Woźniakiem. Żeby bez większych kłopotów dotrzeć z paczkami do Mariupola, postanowiliśmy nie jechać własnym samochodem, lecz skorzystać z usług ukraińskiej kolei państwowej. Załadowaliśmy paczki do pociągu, który codziennie kursuje ze Lwowa do Mariupola, czas podróży tym pociągiem wynosi ponad 28 godzin. Od razu rzuciła mi się w oczy duża liczba żołnierzy na lwowskim dworcu, oczekujących właśnie na nasz pociąg. Jak się okazało większość z nich jechała właśnie do Mariupola na rotację, część wysiadała w innych miastach położonych na wschodzie Ukrainy.

W rozmowach między sobą większość z nich skarżyła się na fatalny stan ukraińskiej armii, na korupcję oraz na złodziejstwo. Usłyszałem od jednego ukraińskego żołnierza pogląd, że ukraińska armia jeszcze jakoś funkcjonuje tylko dzięki wolontariuszom i pieniądzom oligarchy Ihora Kołomojskiego. To jaka jest skala kradzieży w ukraińskim wojsku dobrze pokazuje historia opowiedziana przez tego samego żołnierza. Jak twierdził, po tym gdy wolontariusze społeczni przywieźli do wojskowej jednostki osiem pił spalinowych siedem zostało rozkradzinych tego samego dnia. Inny żołnierz opowiadał, że wśród wojskowych obecnie panują takie nastroje, że mogą doprowadzić do kolejnego, trzeciego majdanu. Jednak przed buntem, jak wynikało z jego słów, żołnierzy ukraińskich powstrzymuje patriotyzm oraz strach że tym razem mógłby to być ostatni dla niepodległej Ukrainy majdan.

Kolejna rzecz która zwróciła moją uwagę to fakt, że większość żołnierzy była w wieku od 40 do 50 lat. Młodych było niewielu. Ze słów starszego żołnierza określającego się pseudonimem “Dziad” wynikało, że w taki sposób ojcowie często ratują swoje dzieci przed mobilizacją – idą w szeregi armii zamiast nich.

Miejscowa parafia katolicka. Spotkania z Polakami

Po długiej ale ciekawej podróży, o godzinie 22:30 pociąg przybył do Mariupola. Ciekawe jest to, że dworzec kolejowy znajduję się nad samym Morzem Azowskim, żeby go zobaczyć trzeba tylko wyjść na most przy dworcu. Morze było jedną z nielicznych atrakcji które można zobaczyć w tym mieście. Ogólnie rzecz biorąc Mariupol to duże portowe oraz przemysłowe miasto, ciężko go było nazwać atrakcyjnym dla turystów jeszcze przed wojną, nie mówiąc o dniu dzisiejszym.

Na nocleg przyjął nas ksiądz Paweł z miejscowej rzymsko-katolickiej parafii Matki Boskiej Częstochowskiej. Obecnie Msze Święte odbywają się w plebanii która znajduje się we wschodniej części miasta. Ze słów jednej z parafianek wynikało, że podczas ostrzału miasta w styczniu 2015 r. pocisk spadł niedalego plebanii, na szczęście nic poważnego się nie stało. Parafia katolicka w Mariupolu liczy około 100 wiernych, liturgia odbywa się w języku rosyjskim i ukraińskim. Niedługo zbudowany będzie nowy kościół, który ma odpowiadać potrzebom społeczności katolickiej Mariupola.

Po zakończeniu Mszy Świętej w niedzielę, razem z księdzem Pawłem udaliśmy się z darami do miejscowych Polaków. Pierwszą osobą którą odwiedziliśmy była pani Jadwiga. Na progu mieszkania spotkał nas jej syn, ponieważ pani Jadwiga nie jest już w stanie wstawać z łóżka wyłącznie o własnych siłach. Ma 92 lata, urodziła się na terenie dzisiejszej zachodniej Ukrainy, wyjechała do Mariupola podczas drugiej wojny światowej. Mimo tego, że kobieta większość swego życia spędziła na wschodzie Ukrainy świetnie mówi po polsku, a nawet pamięta modlitwy i pieśni kościelne w języku łacińskim, których została nauczona jeszcze gdy była dzieckiem. Historia rodziny pani Jadwigi jest bardzo tragiczna – została prawie w całości wymordowana przez odziały UPA. W trakcie opowieści o swoich rodzinnych stronach, o swojej rodzinie i dzieciństwie pani Jadwiga, często ze łzami w oczach, powtarzała – Lwów był polski.

Później odwiedziliśmy panią Bronisławę, która urodziła się pod Iwiami, obecnie na terenie zachodniej Białorusi. Po drugiej wojnie światowej wyjechała do Mariupola. Dzisiaj ma poważne kłopoty zdrowotne – jest po wylewie. Owiedziliśmy także pana Michała urodzonego na terenie województwa krakowskiego w 1938 roku, którego ciężka cukrzyca doprowadziła do amputacji nogi. Na sam koniec spotkaliśmy się z panią Emilą która ma ponad 90 lat i na szczęście jak na swój wiek czuję się dobrze. Rozmowa z nami wprawiła ją w świetny humor. Nie ma wątpienia, że pomoc która została uzbierana będzie bardzo istotna dla odwiedzonych przez nas osób, ponieważ oprócz problemów zdrowotnych strasi Polacy z Mariupola mają też kłopoty materialne. Emerytury są bardzo niskie, stanowią mniej więcej 1400 hrywien czyli równowartość około 250 złotych! Jak sami mówią, gdyby nie pomoc dzieci, z tych pieniędzy byłoby im bardzo trudno się utrzymać.

Wnioski

Przed wyjazdem na Ukrainę przejrzałem opisy badań socjologicznych w których pytano ukraińskich respondentów jakie państwo i naród uważają za najbardziej przyjazne. Polacy zajęli pierwsze miejsce w rankingu, Białorusini drugie. Z drugiej strony nie raz czytałem w mediach niepokojące wiadomości o nasilających się procesach gloryfikacji Bandery, Szuchewicza oraz UPA. Rzeczywiście przeraziła mnie ilość czerwono-czarnych flag we Lwowie, można było je spotkać prawie na każdym kroku. Ulice imienia Bandery oraz dowódców UPA, graffity promujące radykalne nacjonalistyczne hasła we Lwowie, takie są niestety realia na dzień dzisiejszy na zachodniej Ukrainie, które robią negatywne wrażenie.

Muszę jednak zauważyć że podczas naszego pobytu na Ukrainie, nie spotkaliśmy się z żadnymi oznakami wrogości. We Lwowie ludzie na różnego rodzaju pytania zadawane przeze mnie po polsku, próbowali odpowiadać mi również w języku polskim. Spacerując po Lwowie kilka razy widziałem połączone polskie i ukraińskie flagi i wstążeczki w samochodach. W rozmowach z podróżującymi żołnierzami kilka razy poruszałem kwestie rzezi wołyńskiej. Wypowiedzi mnie osobiście trochę zdziwiły i jednocześnie ucieszyły, ponieważ w większości opowiadali się oni za dialogiem pomiędzy Polską a Ukrainą oraz osądzali negatywnie zbrodnicze działania oddziałów UPA. Moim zdaniem historyczny problem pomiędzy Polską a Ukrainą leży na płaszczyźnie przemilczania bestialstwa UPA wobec Polaków przez ukraińskie władze. Większość moich rozmówców niestety kompletnie nic nie wiedziała o tych wydarzeniach z lat 40′ XX wieku.

Lwów

Mariupol

Plebania w Mariupolu

Msza Święta w Mariupolu

Odwiedziny u pana Michała

U pani Bronisławy

U pani Emilii

U pani Jadwigi

Mirosław Kapcewicz
Fundacja Młode Kresy

4 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. wilno
    wilno :

    Skąd u nich może być wrogość do Polaków, jeżeli to oni dokonali czystek etnincznych we własnych celach, a nie my, do tego nie obowiązkowo jest potrzebna nienawiść czy wrogość. Problem ukrainy polega na tym, że dokonali zbrodni, teraz wychwalają tych zbrodniarzy i robią to samo już z innym narodem, choć na razie w mniejszej skali.

    • krok
      krok :

      Już powoli dociera do polskich polityków, że przemilczane zbrodnie będą wracały z podwójną mocą. Moi znajomi wszyscy tą zbrodnię znają i chcą, by o tym się mówiło. Widzą, że przemilczanie nie prowadzi do niczego dobrego. Tak jak w Niemieckie gazety celowo ukrywały fakty gwałtów, których dokonywali islamscy imigranci. Teraz społeczeństwo jest wściekłe na media i się jeszcze bardziej radykalizuje.

    • wlkp
      wlkp :

      jest i taki ciekawy fragment – i teraz co – na Białorusi też są zmanipulowani …”Po trzecie w końcu jako obywatel Białorusi chciałem zobaczyć ukraińskie realia, porównać je z białoruskimi i wyciągnąć wnioski jakich błędów nie powinien popełnić naród białoruski, żeby rosyjska agresja nie dotknęła i mojego kraju urodzenia.”