Dzikie życie po Czarnobylu

Podobno rozmowa dwu sędziwych polskich arystokratek (gdzieś na emigracji) w maju 1986 r. przebiegała tak: “Moja droga Zofio, ponoć coś strasznego wydarzyło się w Czarnobylu, jakiś wybuch, katastrofa”, “W Czarnobylu? O, to dobra Chodkiewiczów, u nich tam zawsze był bałagan”.

Wesoła ta anegdotka mówi jednak o wydarzeniu na wskroś tragicznym, określanym mianem największej technogennej katastrofy XX wieku. Niebawem minie ćwierć wieku od tego wydarzenia, a już mamy kolejną, być może nie mniej groźną. Jednocześnie zaś polski rząd nie pytając społeczeństwa o zdanie chce „zaserwować” nam aż dwie elektrownie atomowe. Jakkolwiek paradoksalnie by to nie zabrzmiało: dobry to czas, by wspomnieć katastrofę czarnobylską.

Dzień 26 kwietnia 1986 roku nie wyróżniał się niczym szczególnym. Na wschodzie Polski padał drobny deszczyk, a rolnicy sadzili ziemniaki na „wypoczętych” po zimie zagonach. Również kolejne dni nie zwiastowały niczego wielkiego, jedynie nie wiedzieć czemu w drodze na pochód 1-majowy (pierwszy i zarazem ostatni na jakim w życiu byłem) kazano wszystkim pić ohydną w smaku fioletową ciecz – płyn Lugola. Dopiero na początku maja zaczęły pojawiać się informacje tyleż rewelacyjne co wręcz niewiarygodne, że gdzieś w Związku Radzieckim nastąpiła jakaś wielka awaria. A że był to dopiero początek „głasnoti” (Michaił Gorbaczow doszedł do władzy nieco ponad rok wcześniej) to i informację o wydarzeniu dawkowano społeczeństwu „nie nachalnie”. Tymczasem w nocy z 25-go na 26 kwietnia w Czarnobylu na ukraińskim Polesiu miała miejsce największa technogenna katastrofa XX wieku. W wyniku błędu obsługi czwartego reaktora tamtejszej elektrowni atomowej, oraz nieporadnych prób przeprowadzenia eksperymentu technicznego, rozerwana została ważąca 2000 ton pokrywa owego reaktora, do powietrza wraz z wybuchem uwolnione zostały radioaktywne izotopy paliwa jądrowego, głównie cezu, jodu i strontu. Radioaktywne chmury wraz z wiatrem przemieszczały się na tereny położone o wiele setek kilometrów od miejsca wybuchu. Prócz tego przez 9 dni płonął grafit z prętów stanowiących rdzeń reaktora. Skażony został obszar szacowany na ponad 145 tys. km2 powierzchni położony na Białorusi, Ukrainie i w Rosji (wówczas wszystkie te kraje były republikami Związku Radzieckiego). Z najsilniej skażonej strefy wysiedlono ok. 400 000 ludzi. Na obszarach położonych najbliżej reaktora stworzono tzw. strefy alienacji i strefy przymusowego wysiedlenia, gdzie praktycznie ludzka aktywność zamarła. Do dziś wielu ekspertów spiera się czy skala skażeń istotnie była tak duża, ile było rzeczywistych ofiar, czy trzeba było wysiedlać tak wielu ludzi. W zależności od tego czy dane pochodzą od agencji energetyki atomowej czy od „ekologów” ich wartości są daleko rozbieżne. Nie o tym jednak będzie niniejsza praca. Przyroda bowiem funkcjonuje niezależnie od ludzkich sporów i ludzkich o niej wyobrażeniach. Zaś w okolicach dawnej elektrowni w Czarnobylu, w tzw. zonie, ma miejsce niespotykany eksperyment przyrodniczy. Oto na wielkich połaciach terenu w wyniku m.in. wysiedlenia niemal całej zamieszkującej tam ludności, presja antropogeniczna spadła praktycznie do zera. Ochrona tych obszarów czy to prawna czy jedynie administracyjna powoduje, że od ponad 20 lat przyroda na nich odradza się i to w formie bujnej, obfitej i różnorodnej.

Na Białorusi

Przeważająca część (70%) najbardziej skażonej strefy znalazła się w granicach Białorusi (wówczas Białoruskiej SSR). Na tym obszarze zostało wysiedlonych 485 wiosek z czego 70 praktycznie zrównano z ziemią i zasypano piaskiem. Tereny położone najbliżej reaktora (w odległości do 30 km) nie były tak gęsto zamieszkane jak na Ukrainie, dominował tutaj krajobraz leśny i rolniczy, znaczną powierzchnię zajmowały łąki powstałe na zmeliorowanych obszarach zalewowych Prypeci i mniejszych cieków wodnych. Sama „królowa poleskich rzek” wraz ze swą doliną, starorzeczami i odnogami zajmuje ok. 1/3 powierzchni tej strefy. Główna zona to na Białorusi ok. 250 tys. ha. Na obszarze tym funkcjonowało przed wybuchem 54 sowchozy i kołchozy, poza tym znajdowało się tutaj 84 wioski i przysiółki zamieszkiwane przez ok. 22 tys. ludzi. Po wybuchu prawie cały obszar został wysiedlony i ogrodzony setkami kilometrów drutu kolczastego, ludność legalnie pozostała tylko w nielicznych miejscowościach np. Tulgowicze. Teren ten przeszedł we władanie dzikiej przyrody. Już w dwa lata po awarii, w 1988 r. w białoruskiej części 30-kilometrowej strefy elektrowni atomowej w Czarnobylu, na powierzchni 131,1 tys. ha utworzony został Poleski Radiacyjno-Ekologiczny Zapowiednik pozostający pod nadzorem Ministerstwa ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. Obiekt ten nie ma odpowiednika w świecie. Utworzono go z zamiarem prowadzeni w strefie badań (również ekologicznych) skutków katastrofy czarnobylskiej i ich wpływu na świat żywy oraz testowania metod rekultywacji skażonych ziem. W 1993 roku jego obszar powiększono do 215,5 tys. ha (ponad 1 % powierzchni kraju). Obecnie obejmuje on trzy rejony (powiaty): chojnicki, kamarynski i nara?lański. Leży w granicach 16 leśnictw. Centrum administracyjne położone jest w mieście Chojniki, część naukowa i baza badawczo-eksperymentalna – w wysiedlonej wiosce Babčyn, a dział monitoringu radiacyjno-ekologicznego – w stacji badawczej Masany, przy granicy z Ukrainą, 10 km od elektrowni. W zapowiedniku pracuje 700 osób. Prócz badań określających stan ekosystemów, liczebność zwierzyny itp. we wszystkich 16 leśnictwach, prowadzi się planowe zalesienia (do chwili obecnej zalesiono ok. 600 ha) a także całodobowy monitoring przeciwpożarowy. Pożar w strefie może bowiem spowodować rozprzestrzenianie się wraz z wiatrem, radioaktywnych izotopów skumulowanych w roślinach, na duże powierzchnie. Odradzanie się przyrody w zonie obserwowane jest niemal od pierwszych tygodni po wybuchu. Ustąpienie czynnika ludzkiego spowodowało przede wszystkim niezakłóconą sukcesję roślinności, otwarte terenu na powrót zarastały dzikimi roślinami, najpierw trawami, a następnie krzewami i drzewami. Obszary zmeliorowane na skutek braku konserwacji urządzeń melioracyjnych powtórnie zabagniały się. „Pomogła” w tym bliskość wielkiej rzeki i jej corocznych wiosennych wylewów na ogromnych powierzchniach. W ślad za roślinnością również i świat zwierzęcy odradzał się. Nieliczne miejscowe populacje dzikich gatunków zaczęły zwiększać swoją liczebność a poza tym z okolicznych terenów migrowały tutaj w poszukiwaniu spokoju i bazy karmowej nowe osobniki. W efekcie wzrosła znacznie liczebność kopytnych, zwłaszcza roślinożerców: łosie, jelenie, sarny czy dziki, które przemieszczają się tutaj watahami po kilkadziesiąt sztuk. Doskonałą bazę karmową dla tych ostatnich stanowią porzucone sady z owocującymi drzewami. Zwiększenie liczebności kopytnych pociągnęło za sobą również rozmnożenie się drapieżników, zwłaszcza wilków. Przed katastrofą oceniano, że teren ten zamieszkuje 7 wilczych watah, dziś jest ich bez mała 20 a liczebność drapieżników szacuje się na 200 sztuk. Wilki uśmiercają rocznie ok. 1,5 tys. kopytnych a mimo to populacja tak jednych jak i drugich nie maleje. Poza tym występuje w zapowiedniku ryś, zaś w ostatnich latach zaobserwowano ślady niedźwiedzia (po raz pierwszy od przynajmniej 200 lat, na tym terenie). Wśród innych drapieżników warto wymienić gatunki obce dla Białorusi, jednak tutaj żyjące, to jenot i szop pracz. W przypadku tego ostatniego, jest to jedyne jego miejsce występowania na Białorusi. Spotykany jest tutaj również rzadki na Białorusi gryzoń – orzesznica. W „jubileuszowym” 1996 roku, roku dziesięciolecia czarnobylskiej katastrofy, sprowadzono tu 16 żubrów aby utworzyć na Białorusi jeszcze jedno wolno żyjące stado. Obecnie w zonie jest ponad 40 żubrów. W ciągu 9 lat urodziło się 30 cieląt. Zapowiednik jest miejscem najliczniejszego występowania żółwia błotnego – gatunku wymienionego w Czerwonej Księdze Białorusi jako ginący.

Teren zapowiednika to istny „ptasi raj”. Centralna jego część (Prypeć z jej doliną, starorzeczami łąkami i lasami łęgowymi) o powierzchni ponad 52 tys. ha jest potencjalną ostoją ptasią o znaczeniu europejskim (Important Bird Area). Stwierdzono tutaj gniazdowanie gatunków ginących w skali świata – orlik grubodzioby (ok. 5 par), czy też na Białorusi – kulon, który gazduje na znacznych powierzchniach pozbawionych roślinności wydm piaskowych w dolinie Prypeci. Lista i liczebność poszczególnych rzadkich gatunków ptaków gniazdujących w strefie przyprawia o zawrót głowy niejednego ornitologa: bocian czarny – 50 par, gadożer – 15 par, orlik krzykliwy – 30 par, bielik – 10 par. Poza tym w czasie przelotów na rozlewiskach Prypeci zatrzymują się stada ptaków wodno-błotnych liczące po kilkadziesiąt tysięcy osobników, na zimowych żerowiskach spotyka się do 60-ciu bielików i do 10 orłów przednich. Wiosenne tokowiska cietrzewi gromadzą po 100 osobników. Poza tym teren zapowiednika to miejsce występowania: puchacza, czapli białej i siwej, kobuza, błotniaka łąkowego, dubelta, rybitwy białoczelnej i wielu innych gatunków. To tutaj stwierdzono jeden pierwszych w Białorusi lęgów łabędzia krzykliwego. Tylko ptaków związanych z siedzibami człowieka jest coraz mnie. Bocianów białych tylko jedna para zamieszkuje zonę. Teren ten jest też potencjalną ostoją ramsarską. O przyrodzie zony czarnobylskiej w granicach Białorusi opowiada cykl filmów dra Igora Byszniowa, białoruskiego przyrodnika, filmowca i fotografika, pt.: „Czarnobylskie dżungle. 20 lat bez człowieka”. Od kilku już lat filmuje on i fotografuje przyrodę zony ukazując jej osobliwości oraz to jak funkcjonuje. Jego fotografie zdobią liczne wydawnictwa przyrodnicze na Białorusi.

Na Ukrainie

Tereny położne na Ukrainie do czasu katastrofy były wykorzystywane gospodarczo, znajdowały się tutaj wioski i kołchozy oraz dwa duże miasta: Czarnobyl i licząca ponad 50 tys. mieszkańców Prypeć. O stopniu presji na przyrodę tego obszaru najdobitniej świadczą słowa jednego z miejscowych kłusowników, który wspomina, że kiedy w 1985 roku wybrał się na polowanie, to po przejściu 15 km nie spotkał żadnej „zwierzyny” większej od wróbla. Sytuacja radykalnie zmieniła się po katastrofie, bo w wyniku usuwania jej skutków wysiedlono w kolejnych latach ok. 160 tys. ludzi w tym całe miasto Prypeć. Tutaj podobnie jak na Białorusi na obszarze około 200 tys. ha niemal ustąpiła presja ludzka na przyrodę. Co prawda jak do tej pory nie stworzono w ukraińskiej części zony obszaru chronionego, jednak warunki jego funkcjonowania określono wyraźnie w specjalnym akcie prawnym („Ustawa o prawnym statusie obszaru, który uległ skażeniu radioaktywnemu w rezultacie katastrofy czarnobylskiej”). Proces dziczenia ukraińskiej części zony ma swoje charakterystyczne momenty. Jednym z nich jest nienaturalne rozmnożenie się gryzoni, których zagęszczenie w 1987 roku wyniosło 800 do 2100 osobników na hektar. Było ono skutkiem zasobności bazy pokarmowej (porzucone pola obsiane na wiosnę w 1986 roku). Z czasem ich liczebność spadła. Zwiększenie się powierzchni trawiastych skutkowało wzrostem liczebności trawożernych kopytnych: saren, jeleni. Element „egzotyczny” stanowiły tabuny zdziczałych koni domowych porzuconych przez gospodarzy. Jednak z czasem mieszkańcy okolicznych wiosek część z nich odłowili, a ostatnie odstrzelono. Za to dla zwiększenia bioróżnorodności tego terenu oraz wykorzystania wielkich trawiastych obszarów, w 1998 roku w rezerwacie biosfery Askania Nowa opracowano „Program utworzenia wolno żyjącej populacji konia Przewalskiego w strefie czarnobylskiej elektrowni atomowej”. Rok później przywieziono pierwsze konie do strefy. Wg staniu na 2005 rok populacja tego gatunku liczy 65 osobników w tym 48 urodzonych na wolności. Ilość łosi w strefie szacuje się na ponad 3 tys., podobnie jeleni. Poza tym według liczeń ukraińskich ekologów w zonie bytuje ok. 1,5 tys. bobrów, 1,2 lisów, 300 jenotów oraz 15 rysi. Poza tym podobnie jak na Białorusi ukraińska część zony jest obszarem cennym dla ptaków. Z rzadszych występują tu: rybołów, ostrygojad, terekia, bocian czarny, gadożer i wiele innych. W okresie zimowym obserwuje się skupienia bielików do 50 sztuk. Na uwagę zasługują również owady, zwłaszcza gatunki wpisane do Czerwonej Księgi Ukrainy: jelonek rogacz, prażnik dębowy, paź królowej.

W ostatnich latach jednak liczebność wielu zwierząt spada. Przyczyny tego zjawiska mają w większości charakter antropogeniczny: łowiectwo i kłusownictwo. Dopuszcza się w części zony polowania komercyjne np. na wilki polowano nawet z helikopterów. Poza tym, jak podkreślają niezależni ekolodzy, kłusownictwo ma znaczny wpływ na spadek liczebności takich gatunków jak: zające, lisy, sarny i jelenie. W latach 2003-05 znajdowano resztki skłusowanych koni Przewalskiego. Ich populacja w zonie nie zwiększa się, mimo braku naturalnych wrogów (tabuny koni nie obawiają się nawet watah wilków).

W 2000 roku został opracowany program pt.: „Odtworzenie naturalnego kompleksu faunistycznego i różnorodności biologicznej Polesia Ukraińskiego w strefie alienacji i obowiązkowego wysiedlenia” zwany potocznie Programem „Fauna”. Jednym z założeń Programu jest utworzenie na najmniej skażonej części zony parku krajobrazowego. Mimo jednak tak zachęcającego tytuły i zda się wzniosłych celów jest on krytykowany przez niezależnych ukraińskich ekologów. Bowiem wśród jego działań, jest też „zarządzanie populacjami podstawowych gatunków zwierząt (kopytnych i drapieżników)”. Zaś pod słowem „zarządzanie” kryje się zmniejszenie populacji wilka pięciokrotnie – rzecz jasna przez odstrzał. Innymi słowy jest to zniweczenie równowagi ekologicznej jaka się wykształciła na terenie strefy. Inne plany zawarte w Programie przywodzą na myśl pomysły hitlerowskich uczonych (lub byłego polskiego ministra środowiska), a których namiastki obserwujemy zdaje się w Kadzidłowie. Planuje się bowiem wypuszczenie na teren zony koni domowych z cechami tarpana w celu ich „dedomestyfikacji” oraz jednoczesne wypuszczenie żubrów i bydła Hecka co miałoby skutkować odrodzeniem się tura (!). Ekolodzy wskazują na liczne niebezpieczeństwa dla rodzimej fauny związane z prowadzeniem tego rodzaju eksperymentów w wolnych populacjach. Jest nim przede wszystkim hybrydyzacja międzygatunkowa, co przeczy idei ochrony ginących gatunków takich jak żubr czy koń Przewalskiego. Póki co jednak Program ów z uwagi na niezgodność z kilka aktami prawnymi Ukrainy został wstrzymany. Zaś niezależni ekolodzy jako najlepszą metodę ochrony przyrody w obszarze zony proponują ustanowienie tam zapowiednika (wzorem Białorusi), bowiem nawet obecny szczególny status tego obszaru nie zapewnia jego skutecznej ochrony.

Pisząc o części ukraińskiej warto wspomnieć o Centrum Monitoringu Radioekologicznego Strefy, które prężnie funkcjonowało do 2000 roku w Czarnobylu. Później znaczna część naukowców przeniosła się do Sławutyczy, miasta zbudowanego od podstaw m.in. dla przesiedleńców z Prypeci. W czarnobylskim Centrum pozostało tylko 4 pracowników. Jednak to naukowcy z Centrum prowadzili jedne z pierwszych badań ekologicznych na terenie zony, liczenia poszczególnych gatunków, a nawet badania nad migracjami ptaków (nadajniki satelitarne zakładane bielikom).

Strefa skażenia obejmowała również skrawek Rosji. Z terenów przy granicy z Ukrainą i Białorusią wysiedlono około 50 tys. ludzi. Jednak z uwagi na peryferyjne położenie tego obszaru nie odgrywa on większej roli w procesie naturalnego odradzania się przyrody w strefie czarnobylskiej.

Byle nie człowiek

Czarnobylski, mimowolny eksperyment przyrodniczy jeszcze się nie zakończył, można powiedzieć, że dopiero się zaczął. Jednak już po upływie tych 25 lat, które są tylko mgnieniem w cyklach przyrody, można sformułować pewne wnioski czy refleksje. Nie mają one natury przyrodniczej (ta jest stale badana) a raczej filozoficzną. Obojętnie czy prawdziwe jest twierdzenie, że człowiek jest koroną stworzenia, i bez względu na to jak silnie owym przeświadczeniem będziemy się upajać, chcemy tego czy nie chcemy, tak naprawdę jesteśmy tylko jednym, z gatunków. Igor Byszniow w swoim filmie zadał pytanie „Czy jesteśmy przyrodzie w ogóle potrzebni?”. Odpowiedź nasuwa się sama – stworzenie, bez tej „korony” doskonale daje sobie radę, może się bez niej obejść. Co więcej okazuje się, patrząc na odradzające się, kipiące wręcz, dzikie życie w zonie czarnobylskiej, że nie ma większej „katastrofy” dla niego niż człowiek. Nawet radiacja jest „do zniesienia”. Rzecz jasna wywody te nie powinny prowadzić do wniosku, iż najlepiej jakby ludzi nie było. Nie, powinny raczej skłonić do zastanowienia się nad rolą człowieka (jako istoty rozumnej) w przyrodzie, a jeszcze bardziej nad jego stosunkiem do niej. Refleksja ta prowadzi uparcie do powtarzanego wielokrotnie przez różnych mądrych ludzi stwierdzenia, że to przede wszystkim przyroda nam jest potrzeba a nie na odwrót. Że tak naprawdę nie jesteśmy w stanie jej unicestwić zupełnie, nie potrafimy rozerwać pajęczyny życia tak, aby się nie odrodziło. Ale z pewnością możemy unicestwić samych siebie. Bo nawet zona, (używając słów Byszniowa) jest domem „dla kopciuszka, dla jeża, żubra, dzika, ale … nie dla człowieka.”

Krzysztof Wojciechowski

Artykuł ukazał się pierwotnie w czasopiśmie „Dzikie Życie”, miesięczniku wydawanym przez Stowarzyszenie Pracownia na rzecz Wszystkich Istot:

[link=http://pracownia.org.pl/dzikie-zycie]

Warto może jeszcze na koniec przytoczyć kilka cytatów ze wspomnianego filmu dra Igora Byszniowa:

„Obserwuję ptasich mieszkańców grobli prowadzącej ku Prypeci i fotografuję ze wzniesienia rozciągające się poniżej łąki zalewowe. Wilk pojawia się na drodze niezauważony, dosłownie niczym wielki, szary pies, 20 metrów ode mnie. Spojrzenie ma spokojne i nieco ponure. Stoi i patrzy mi prosto w oczy. U dzikich zwierząt spojrzenie wprost oznacza wyzwanie. Oczywiście, że go nie podejmę. Nie ja tutaj rządzę, ale on, wilk. Ostrożnie wycofuję się, nie odwracając się jeszcze przez 20 metrów, i odchodzę – wilk zostaje.”

„Już dawno śmiejemy się z takich pytań: „Widzieliście w Strefie trzygłowe żmije czy wilki z dwoma ogonami?”. Jeśli nawet są tutaj zwierzęta-mutanty to nie jest to główna osobliwość Strefy. Wszędzie tu spotykamy piękne ptaki i inne zwierzęta, piękną rzekę, piękny świat. W nim nie ma tylko jednej istoty – człowieka. Lecz czy w ogóle jest tu potrzebny?”

„Spotkanie z żółwiem tutaj nie dziwi. Na Białorusi jest go najwięcej w strefie katastrofy. Dzięki tragedii, jak paradoksalnie brzmi to zestawienie słów, w Poleskim Zapowiedniku utworzył się rezerwat dla ochrony żółwi błotnych – swoisty żółwiowy „czarnobylski raj”. Gatunek ten wpisany jest do Czerwonej Księgi Zwierząt Białorusi jako ginący. Wszędzie cierpi z powodu osuszających melioracji, a tutaj zamiast osuszenia, wiele miejsc zabagnia się. Żółwie nie tolerując ludzkiej ingerencji w przyrodę, są bardzo wyczulone na czynnik niepokojenia, ale jaki może być niepokój ze strony człowieka tam gdzie go nie ma? Żółwie – współczesne dinozaurom – przetrwały tysiące katastrof w swej historii, w tym i czarnobylską. Nawiasem mówiąc określenie „czarnobylski raj” śmiało można odnieść do bardzo licznych gatunków zwierząt – w strefie mają się one dziś bardzo dobrze. A przecież minęło raptem 18 lat od odejścia stąd człowieka. Jest o czym rozmyślać. Czy w ogóle jesteśmy potrzebni przyrodzie?”

Krzysztof Wojciechowski

7 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

    • tutejszy
      tutejszy :

      a tymczasem jest dokładnie odwrotnie, jest to europejska Amazonia i przyroda ma się tam lepiej nawet niż na niezmeliorowanych kawałkach Polesia. Rzecz jasna przyczyna dzięki której tak się stało sprawia, że nawet przyrodnik inaczej patrzy na tą piekną przyrodę zony. No i jeszcze ten smutny wniosek, że powodując tego typu katastrofy szkodzimy w pierwszej kolejności sobie. A w związku z tym chroniąc przyrodę chronimy ja przede wszystkim dla siebie, lub inaczej, chronimy siebie w niej, nawet jeśli zaczynamy od ochrony \”żabek, ptaszków i motylków,\” jak to niekiedy nie bez przekąsu słyszymy.

  1. lech
    lech :

    Artykuł rzeczywiście ciekawy, choć przyznać muszę, że małe co nie co objawienia liznąłem i dzięki temu z ufnością widzę przyszłość wielkopolski.Nie jestem złośliwy, bynajmniej.Świadom “zagrożenia” i fachowości budowniczych tego co ma powstać w Klempiczu daje rokowania pozytywne, a że wirus zwany człowiek odstąpi z mych rodzinnych stron to tylko ziemi na dobre wyjść może.
    Może nie?
    Gdy te normalne wilki powrócą, to i UFOki inaczej na nas spoglądać będą. 😉

  2. jumanyga
    jumanyga :

    Ciekawy artykuł, ale dla zainteresowanych przyrodą nie nowość. Co do tego że “szkodzimy najpierw sobie” to w wyniku zrzutu bomby to byśmy zabili ludzi, jak i resztę stworzeń. Ale w krótkim czasie po wybuchu podobnie jak zwierzęta możemy powrócić. Amerykanie bodajże badali poziom promieniowania na pustyni w różnych odstępach czasu po detonacji, już parę godzin PO poziom promieniowania drastycznie spada…

    Poziom promieniowania mały, ale zastanawia mnie ile tego kumuluje roślinność tam rosnąca. Zapewne ludzie po przeczytaniu po raz n-ty artykułu że tam można dobrze żyć zaczną napierać aby znowu zwrócić te tereny ludzkości. Ciekawe czy np. po takim wykarczowaniu lasów, przy rozkładzie korzeni drzew co i w jakich ilościach byłoby uwalniane. Pan tutejszy zajmuje się bodajże również energią odnawialną, więc np. wierzbą wiciową. Jest ona doskonałym kumulatorem metali ciężkich w bryle korzeniowej, i do czasu rośnięcia przez ok 25 lat ziemia jest czysta. Ale po zamarciu krzewów lub usunięciu plantacji te substancje znów są uwalniane do gleby. I albo nowe młode znów je pochłoną albo znów mamy skażony teren…

    Ukraińcy i Białorusini staną przed wyborem co zrobić z tymi terenami, co się bardziej będzie opłacać zostawienie tego jako miejsce chronione (które bodajże kiedyś będzie całkowicie “czyste”) czy przywrócenie cywilizacji i zmierzenie się z różnymi problemami które prawdopodobnie z tego wynikną. Zresztą na podstawie 25 lat to niewiele można powiedzieć o ustanowieniu się tam przyrody, narazie jest to nadal pierwszy etap sukcesji.

    Człowiek nie jest w stanie zaszkodzić przyrodzie, ale głoszona prawda jest często inna. Na przykład definiowanie roślin “inwazyjnych”. Czy na przykład ogłoszona w naszych lasach Robinia akacjowa jako chwast wypierający rodzime drzewa. To że z naszego ogródka trudno ją wyrzucić (może wypuszczać pędy z 2cm odcinka pozostawionego korzenia w glebie), nie znaczy że stanowi zagrożenie dla naszych lasów. Jest to drzewo pierwszej sukcesji, rosnące na niemal każdej glebie, szybko rosnące, ale po około 30 latach ustaje jej wzrost na 27m. Po jakimś czasie nasze dęby ją wyprzedzą, zacienią i to dorodne drzewo zamrze, a żadna jej siewka nie wykiełkuje w takim lesie. A takie przeniesienie Robinii z Ameryki do Europy nie jest też naturalnym przykładem zoochorii? Człowiek będąc częścią przyrody nie może jej szkodzić. Nawet jeśli obrócimy Ziemię w Księżyc… nadal przyroda będzie. Przyroda – Termin ten obejmuje zjawiska świata fizycznego – zarówno nieożywionego, jak życia – w ogóle, bez szczególnego uwzględniania lub z wyłączeniem produktów działalności ludzkiej i ludzkiego oddziaływania na przyrodę.

    Po wybuchy w Czarnobylu w promieniu 1,5km wszystkie drzewa i zwierzęta zginęły, ale nowe pokolenie roślinności do razu zaczeło rosnąć. Po detonacji bomby nad Hiroshimą, wszystko zginęło prócz… Miłorzęba dwuklapowego który mimo że utracił liście to od razu zaczął puszczać nowe.

    Podana ilość łosi jest wręcz niewiarygodna, nie pamiętam jak się ma wielkość Parku Białowieskiego do zony ale w PB należy dokarmiać łosie bo inaczej w zimie by poniszczyły drzewa. Jeśli w zonie jest 3 tys łosi i las nadal stoi to ma ładny hektar 🙂

    “chcemy tego czy nie chcemy, tak naprawdę jesteśmy tylko jednym, z gatunków” Ale w odróżnieniu od tych “innych” my wyewoluowaliśmy (?) moralność 😛

    Ciekawy i zgrabnie napisany artykuł. Brawo i dziękuję.

    Dodaję parę fotek z Czarnobyla, z filmu “Life after people” z 2008 roku (jest tam fragment poświęcony Czarnobylowi). Proszę spojrzeć na ostatnie dwa, to nowo wybudowany stadion na którym nie zdążyli rozegrać żadnego meczu. Przydało by się przejechać kosiarką i jak znalazł na Ojro 2012 😀

    • tutejszy
      tutejszy :

      Roślinność to kumuluje, to oczywiste, wierzbę stosuje się do fitoremediacji, ale wiadomo że w zależności od tego gdzie wyrastała nie każdą biomasę z wierzby dopuszcza się do spalania w zwykłych kotłowniach. Podobnie jest tutaj: największym zagrożeniem w zonie są pożary, dlatego na samej Białorusi kilkaset osób tam czuwa. Bo pożar to właśnie popiół i wiatr.

      Na razie władze Białorusi nie pozwalają na osiedlanie się tam (Ukrainy również), choć ostatnio Łukaszenka coś nagabywał o powtórnym zagospodarowaniu tych terenów. Oczywiście nie ma to żadnego gospodarczego uzasadnienia (więcej można zarobić prowadząc tam turystykę przyrodniczą albo jakąś ekstremalną), bo teren to zaledwie 1 % powierzchni kraju, czego jak czego ale pastwisk i łąk na Białorusi nie brak. Ale oczywiście prezydent raczej nikogo nie będzie pytał o zgodę czy opinię …
      Podobnie jest na Ukrainie, tam zona to nawet nie 1% powierzchni kraju, bo Ukraina jak wiadomo to 3 Białorusie. Myślę, że najlepiej jest zostawić teren jak jest, bo jak słusznie Pan zauważył 25 lat to nic w życiu przyrody. Lepiej jest potraktować ten obszar jak wielkie laboratorium pod gołym niebem, jak będzie – czas pokaże.

      Problem gatunków inwazyjnych jest złożony. Oczywiście ocena ich szkodliwości zależy od przyjętego kryterium. Istotnie akacja u nas np. nie wydaje mi się by specjalnie szkodziła, ale już sadzenie „lasów” w strefie stepowej na Ukrainie przynosi wymierne szkody, tak gospodarcze jak i przyrodnicze. Polecam artykuł kolegów z Kijowa i Dniepropietrowska:
      http://pracownia.org.pl/dzikie-zycie-numery-archiwalne,2298

      Co do łosi to w BPN akurat nie jest ich wiele, znacznie więcej jest jeleni. A powierzchnia zony jest jakieś 21 razy większa niż BPN a poza tym las tam dopiero wchodzi, a młodniki to najlepsze stołówki dla łosi.

      Oczywiście, że wyewoluowaliśmy, nikt nie zaprzeczy, pisząc te słowa chodziło mi tylko jeszcze raz o podkreślenie, że choćbyśmy stworzyli najbardziej rozwiniętą cywilizację, to raczej nie uwolnimy się od wielu potrzeb łączących nas z przyrodą, żadna technika, ideologia i filozofia nie zastąpi nam tego co bierzemy z przyrody, nie jest w stanie zmienić naszych „zwierzęcych” cech (jeść musimy, oddychać, pić wodę itd.) – morał: powinniśmy chronić przyrodę, dla siebie, dla zapewnienia własnego bytu (i przyszłych pokoleń oczywiście). I moim zdaniem to nasze wyewoluowanie powinno nam w tym tylko pomagać, bo w odróżnieniu od zwierząt mamy rozum i zdolność przewidywania nawet dalekosiężnych skutków – tylko czasem zachowujemy się tak, jakbyśmy zapomnieli właśnie, że go mamy : ).

      Jestem w posiadaniu wielkiego albumu „Czarnobyl” wydanego niedawno na Białorusi jest tam cała masa takich poruszających zdjęć, bardzo dużo archiwalnych, z wesel, spotkań itd. tuż przed wybuchem – takie współczesne Pompeje. Oczywiście planowałem go opisać dla naszego portalu, ale chciałem doczekać z tym do kolejnej smutnej rocznicy.

      Tymczasem, dla ludzi rozumiejących po rosyjsku polecam zrobiony w tym roku film” Radioaktywne wilki Czarnobyla”, pod tym linkiem można go obejrzeć on-line:

      http://filmonline.org.ua/news/onlajn_dvdrip_radioaktivni_vovki_chornobilja_radioactive_wolves_2011_dokumentalnij/2011-06-08-4268

  3. tutejszy
    tutejszy :

    A tymczasem w katedrze św. Jura we Lwowie w rocznicę katastrofy modlono się za ofiary. Biskup pomocniczy lwowski Benedykt Aleksijczuk mówił bardzo ciekawie, o tym, że Pan Bóg obdarza ludzi swoimi darami, ale chce aby człowiek odnosił się do tych darów z szacunkiem, bo wszystko od życia po najmniejszy listek jest nam podarowane przez Stwórcę.
    http://www.ecoburougcc.org.ua/ekolohichni-novyny/466-chornobil-tragichnij-urok-jakogo-mozhna-bulo-uniknuti
    poza Lwowem modlono się w wielu innych miastach: Kijowie, Doniecku, Łucku, Chmielnickim

    • lech
      lech :

      “Pan Bóg obdarza ludzi swoimi darami, ale chce aby człowiek odnosił się do tych darów z szacunkiem, bo wszystko od życia po najmniejszy listek jest nam podarowane przez Stwórcę.”

      Nic dodać, nic ująć.Czytam pana panie tutejszy, i jeden nasuwa mnie się wniosek.Pan musi być dobrym człowiekiem, bo to co spod pańskich palców wychodzi ma związek z emocjami, tymi pozytywnymi ludzkimi, emocjami wprost z serca pochodzącymi.Dobrze że są ludzie pamiętający i przypominający to co ważne.Dziękuję.