Duma ostatnia

I to rzecz dziwna, że ostatnia “klasyczna” duma staropolska stała się pewnym proroctwem.

Ostatnie tchnienie

17 czerwca 1696 roku król Jan III, zjadłszy obfity obiad, zaniemógł. Trzeźwiony gwałtownie przez ciżbę lekarzy, służbę i bliskich, przyszedł do siebie; ale wkrótce znowu dotknęły go konwulsje; i znowu mu się polepszyło; aż na koniec, około godziny dziesiątej wieczorem, przeniósł się do wieczności.

Ta śmierć przyprawiła Rzeczpospolitą o paroksyzm gorszy niż przegrana bitwa czy wojna, choć granice jej były tymczasowo bezpieczne. Wiedziano, że już tylko wielki król przydaje królestwu blasku i siły – a bez niego królestwo będzie niczym.

Ostatnia duma

Z tego punktu widzenia wychodził anonimowy autor ostatniej znanej nam, klasycznej polskiej dumy, poświęconej zmarłemu monarsze – do której, aby ją wykonać, dostosowaliśmy znów pewną dziadowska melodię, zapisaną przez Kolberga. Tekst znalazł się w szlacheckiej sylwie z końca epoki “oświeconego sarmatyzmu”, z tytułem “Żałosna pamięć Najjaśniejszego Jana III Króla Polskiego”. Duma powstała co prawda już po kolejnej elekcji, jej twórca musiał więc temat dobrze przemyśleć, zostawiwszy już za sobą problem rzeczywistej żałoby i rozpaczy, jako że ostatnia zwrotka kończy się optymistycznie – wyrazem nadziei, iż nowy król, August drugi, “możeorła dźwignąć z jego piory”. W każdym razie zręcznie ukute strofy, choć sprawiać mogą wrażenie konwencjonalnych narzekań, okazują się, przy uważnym odczytaniu, zegarmistrzowsko precyzyjne. Poeta roztropnie odmierzył i podsumował zjawiska, które towarzyszyły ostatnim latom króla Jana, tego, który był “sławy syty” i “wojną niepożyty” (to znaczy, że w wojnach zawsze triumfował), za to nieszczęśliwy z innych przyczyn.

Zaćmienie i mieszanina Rzeczypospolitej

W zwrotce pierwszej, mowa o “przyćmionej herbownej Janinie”, czyli o zaćmieniu “słońca”, jakim był Sobieski. To z jednej strony typowy motyw żałobnej poezji, z drugiej – jak wiemy – właśnie słońce należało do symboli, które Sobieski chętnie wykorzystywał (bez wątpienia jako pochodną “słońca” Króla Słońce – czyli Ludwika XIV, niedosięgłego wzoru monarchy). Owo “przyćmienie” słońca nie określa wszakże tylko samej śmierci. Śmierć fizyczną zapowiedziało bowiem wcześniej obumieranie polityczne króla, królewskiej rodziny, no i Rzeczypospolitej. A zatem – cały czas cytować będę naszą dumę – “nieskuteczne rady”, czyli zrywane i bez powodzenia odbywane sejmy, które uniemożliwiły przeprowadzenie dalekosiężnych zamiarów Jana III, bo “każdy” (z wielkich magnatów) “na swój cel kręcił kołowroty”. Stąd “w ciężki[éj] świat polski zda się mieszaninie” (owa mieszanina, to bardzo celne słowo!) , skoro “w domu pełno zwady”, a król jest w tym “domu” miły “mało komu”.

Niemiły w domu

“Dom” rozumieć trzeba podwójnie. To Ojczyzna szeroko pojeta, ale i zarazem ścisły, rodzinny krąg, czyli “Dom Sobieskich”. Z jednej bowiem strony w całej Ojczyźnie zaczęło się ostro krytykować Sobieskiego, który pod koniec życia zyskał miano “sobka”, gdy zamiast działać na niwie szczęścia pospolitego (no, chciał, ale mu to skutecznie uniemożliwiano), począł gorączkowo gromadzić skarby na rzecz “Domu” małego, rodzinnego. Jednak i w tym Domu zaczęło się dziać niedobrze, bodaj czy nie gorzej niż w szerokim Domu-Ojczyźnie; wiadomo, że ryba psuje się od głowy. Najstarszy królewicz Jakub sekowany był przez własna matkę – sam zaś pilnie baczył, iżby młodszy jego brat, Aleksander, nie wysunął się dalej w polityczych faworach i znaczeniu; z tego tytułu zachowywał się wobec ojca niegrzecznie i został – z racji swego “niemieckiego” ożenku – legalnym, habsburskim agentem wewnątrz Domu Sobieskich.

Przy ojcowskiej trunie, na spolijałach

Wkrótce ów “Dom” -“osierociały | Padł na spoliały”. Te “spoliały” – to łupy, czyli trofea. Łupy rodzinne, spadek, który po śmierci Jana III zaczęto sobie wydzierać. Jakub wyjechał szybko do Żółkwi, aby opieczętować w swoim imieniu majątek, zanim uczyni to matka; ale matka ubiegła go za pomocą hetmana Jabłonowskiego; ten właśnie zdążył do Żółkwi wcześniej (wielu uważało, że zbyt ścisła więź łączyła go z Marysieńką jeszcze za życia króla Jana…). Zaś Marysieńka postanowiła ni mniej ni więcej, tylko pozostać nadal na tronie, poślubiwszy kolejnego, elekcyjnego monarchę (może właśnie Jabłonowskiego); w ten sposób nie zyskała jednak elekcyjnych “kresek”, a przeciwnie: skutecznie storpedowała starania o koronę zarówno własne, jak i własnego potomstwa.

Od skłóconych spadkobierców szlachta odwróciła się; tym bardziej, że skłócenie miało wymiar nadto publiczny i gorszący. Wszyscy wiedzieli, że “żona i dzieci w ciężkiej niefortunie | Przy ojcowskiej się nie zostały trunie” – czyli, że w obecności ojcowskiego trupa odbyły się pierwsze ostre zatargi, podziały. Zamiast korony trzeba było przyodziać Jana III w hełm, bo Marysieńka bała się, iż pierworodny wyjmie koronę z trumny …

Wojsko poszło w związek

Wkrótce, po prowizorycznym pogrzebie w Warszawie (bo właściwy pogrzeb każdego polskiego monarchy, ten wawelski, następował wedle zwyczaju dopiero po koronacji kolejnego króla) przyszły zamieszania ogólnonarodowe. Wojsko wpierw koronne, a zaraz potem litewskie, czyniąc “nad swój obowiązek” (chodzi w tym sformułowaniu o porzucenie właściwego obowiązku względem Ojczyzny) – “poszło w związek”, czyli zawiązało konfederację. To była notorycznie zdarzajaca się plaga ówczesnej Polski: armia, nie mogąc doprosić się zaległego żołdu, wypowiadała posłuszeństwo królowi i hetmanom, po czym rozpoczynała swego rodzaju “strajk” (właśnie ową konfederację), pobierając wyżywienie na koszt najbliższych obywateli. Na szczeście udało się w miarę szybko wypertraktować rozwiązanie związku.

Chwała

Tak ponarzekawszy – jak się rzekło, precyzyjnie, bo do każdego wyrażenia można dobrać konkrety – autor dumy rozpoczął piąć się ku optymizmowi. Wprawdzie król “w domu, tylko w domu” rzadko “miły komu” (wiadomo, nikt nie jest u siebie prorokiem), jednakowoż”potomność sama” pospołu z Europą nigdy Jana III nie zapomną. “Potomność” bowiem “nie rada kłama” – nie mając żadnego powodu do głoszenia nieprawdy. Ta będzie za Janem III świadczyć wystarczająco silnie, aby nie pamiętano mu zaćcmienia jego herbownej Janiny. Świadczyć za nim będą “Wzięte Chocimy, wybawione Wiednie”, “Pokój spod Zórawna | I rozgromione po wielekroć ordy” oraz “Rzymskie Watykany | I rakuskie stany, | Weneckie mitry” – czyli antyturecka Święta Liga – jak i, w przeciwieństwie do magnatów i może nawet w przeciwieństwie do zgorzkniałej szlachty – “Sam lud pospolity, | Twych dobrodziejstw syty, | Wdzięczności pełen”.

Lud pospolity

I to rzecz dziwna, że ostatnia “klasyczna” duma staropolska stała się pewnym proroctwem. Przepowiedziała nie tylko nieumarłą sławę króla Jana, który stał się jedna z “ikon” polskiego ludu, niekoniecznie znaną w szczegółach, za to bezbłędnie kojarzoną “tak w ogóle” przez multum epok i miliony osób. Poza tym, rzecz ciekawa: okazuje się, że na dumie o królu Sobieskim kończy się wprawdzie rozwój staropolskiej liryki w tym gatunku w literaturze wysokiej – ale poczyna się jej trwanie w ustach ludu.

I rzecz zabawna, że Niemcewicz nazywał liczne ze swoich ballad “dumami”, poświęcając je dawnym bohaterom, przy czym skończył na Józefie Poniatowskim. Jednocześnie w ustach “ludu posplitego” powstała o księciu Poniatowskim typowa duma, żałosna i pogrzebowa, przypominajaca strukturą swoją dumy staropolskie, tyle że ludowa właśnie. Zbieracz ludowych pieśni Józef Lipiński usłyszał ją w Wielkopolsce “od borowego, który pod Lipskiem się znajdował”; ten zeznał, że “trębacz jakiś ją ułożył” i że ją w wojsku polskim “powszechnie śpiewano”:

“Sławny Poniatowski był tak mężnym w boju,

Skromił nieprzyjaciół, nie dał im pokoju.

Nie tak daleko Smoleńsk, gdzie ta bitwa była,

Huk armatny broni jego nie straszyła.

Ta ciemna Externa, co płynie pod Lipskiem,

Stała się okropnym książęcia uciskiem.

Nie tak litosciwie z księciem postapiopno,

Jednem oka mgnieniu księcia utracono.

Polacy, Polacy, cóżbyście to dali,

By księcia Józefa, byście ratowali.

Ale w strachu będąc, księcia odstąpili,

Przez sławę zwycięstwa księcia utracili.

Zakończył już książę swąostatnia sprawę,

Gdy pożegnał naród i smutna Warszawę.

Płaczcie go damy, płaczcie wszystkie stany,

Zginał Poniatowskiksiążę nasz kochany.

Przy małym strumyku koń mój wodę pije,

Ja dla ciebie, książę, we łzach oczy myje.

Chyba mi zadzwonią zwon wielki przy grobie,

Natenczas, mój książę, zapomne o tobie.”

Jacek Kowalski

– – – – – – – – – – – – – – – – – – –

W załączeniu:Duma o Sobieskim. Śpiewa Jacek Kowalski, gra na teorbie Henryk Kasperczak. Nagranie sporządzone specjalnie dla www.kresy.plna Zamku Kórnickim, zrealizował Robert Rekiel.

– – – – – – – – – – – – – – – – – – –

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply