Dlaczego husaria była najlepsza?

„Wydaje mi się, że nie wiesz, władco, jak trudno jest wydrzeć zwycięstwo polskiemu żołnierzowi. Nie liczba tam walczy, lecz mężowie. Mają zaś taki rodzaj wojska, zwany jazdą husarską (miał na myśli kopijników), których komendanci, wiedz, że cieszą się takim poważaniem, że gdyby stanęli przed tym murem (sułtan akurat w czasie rozmowy siedział zwrócony w stronę okna pałacu, przez które widać było obwarowania miasta) i polecili wojsku uderzyć w niego kopiami, sam nie wiem czy nie przesunęliby go.”

W roku 1660, w Gdańsku, nakładem Jerzego Forstera, wydano dzieło kasztelana lwowskiego Andrzeja Maksymiliana Fredry. Zasłużony pisarz staropolski opublikował je po łacinie, pod tytułem „Scriptorum Seu Togae et Belli Notationum Fragmenta. Accesserunt Peristromata Regum Symbolis expressa”. Dzięki temu dzieło to było znane i wykorzystywane przez ówczesną elitę europejską. Jednak z czasem, gdy łacina przestała pełnić rolę lingua franca, popadło w zapomnienie. Na szczęście doczekaliśmy się właśnie jego polskiego tłumaczenia. Tak więc przynajmniej polski czytelnik będzie mógł je na nowo docenić.

Portret Andrzeja Maksymiliana Fredry pędzla Friedricha Klose. Własność Muzeum Narodowego w Krakowie.

Staraniem Narodowego Centrum Kultury i Centrum Myśli Polityczno-Prawnej im. Alexisa de Tocqueville’a, pod koniec 2014 roku wydano „Scriptorum” Andrzeja Maksymiliana Fredry. W dziele tym autor poruszył szereg, bardzo różnorodnych zagadnień. Wśród nich pojawiła się także kwestia przewagi kawalerii ciężkiej (kopijników / husarii) nad lekką (strzelczą). Fredro i od strony teoretycznej, i odwołując się do praktyki, przekonująco wyjaśnił dlaczego pojawienie się broni palnej na polach bitew w niczym nie pomniejszyło znaczenia jazdy przełamującej. Wyjaśnił dlaczego właśnie ciężka kawaleria dominowała nad przeciwnikiem, który salwami broni palnej próbował powstrzymać jej szarże.

W rozdziale „Ciężka jazda jest lepsza od lekkiej.Wraz z pobieżnym omówieniem wielkiej przewagi broni, która rani z bliska nad tą, która miota pociskami”tłumaczył:

Nietrudno przedstawić wielką przewagę kopijnika nad konnym strzelcem. Oburza mnie zatem to, jak bardzo, nie tyle błądzą, ile niegodziwie chcą pozbawić Polskę najsilniejszej części jej wojska wszyscy ci, którzy ośmielają się mówić, że wobec powszechnego w naszych czasach użycia broni palnej, nierozważnie jest walczyć przy pomocy kopii. Jakże roztropnie rozprawiają ci wojacy i wydają sądy, raczej jednak na temat świata kobiecych komnat niż o broni żołnierzy! I nie tylko łuki, strzelby, armaty i co tam jeszcze stworzyła sztuka konstruktorów ku zagładzie ludzi i by uczynić wojnę straszniejszą, lecz do tego coraz bardziej pomysłowe wprowadza się do użytku wojsk pociski. Mimo to, roztropny wojownik (choć owych wynalazków całkiem nie potępi) nigdy nie pozbawi swego żołnierza miecza i kopii, które rażą z bliska, a tym samym także pewniej. Same wydarzenia, które najlepszym są nauczycielem dla niedoświadczonych, dowodzą, że nie mają racji ci gadatliwi wojacy jadalniani. Niech tylko cofną się do czasów nie dalszych niż te, które pamiętają nasi ojcowie, niech przyjrzą się skrótowi dziejów i wreszcie zgodzą się ze mną.”[1]

Tu przeszedł Fredro do wyliczenia szeregu zwycięskich dla Polaków i Litwinów bitew, w których husaria odegrała wybitną rolę. Na przykład o bitwie pod Kircholmem pisał:

Karol Chodkiewicz w Inflantach, pod Kircholmem, mając trzy tysiące naszych, zmiażdżył piętnaście tysięcy Szwedów w walnej bitwie. I widział, że gdy siedem tysięcy żołnierzy wroga (co wiadomo na pewno) poległo w boju, ich wódz, Karol Sudermański, który ledwie parę godzin wcześniej gardził garstką naszych, umykał wkrótce przed naszymi kopiami (które nazwał żerdziami i rózgami) w haniebnej ucieczce na przycumowane przy brzegu statki, w dodatku będąc ranny. Polaków zaś nie więcej niż dziewięćdziesięciu (co można określić mianem cudu) zginęło w czasie walki.”[2]

Kasztelan lwowski podsumował tę część rozważań następująco:

Oto wyrywkowo przedstawione dzieje zaledwie jednego półwiecza, które wyglądają raczej na cuda niż na wypadki wojenne, gdy się o nich mówi. Za każdym zaś razem bez wątpienia szala zwycięstwa i szczytowy moment toczonych bitew zależał od kopijników. Bo wszelki niedobór liczby naszych oni uzupełniali swą dzielnością.”[3]

Po czym przeszedł do moim zdaniem najciekawszej części, czyli teoretycznego uzasadnienia przewagi kopijników nad strzelcami:

Dotąd mówiła sama praktyka, teraz niech pouczy nas rozum.

Żaden żołnierz, czy razi mieczem czy kopią, czy jakimkolwiek innym typem broni, nie może przydać się swoim w bitwie inaczej, niż z konieczności jak najbardziej zbliżając się do wroga, by spotkała się stopa ze stopą, miecz z mieczem, mąż z mężem. I tym zacieklejszy musi być bój, im śmielej walczący biegną naprzód, im bliżej siebie podchodzą, z im mniejszej odległości walczą. Niczego zaś nie będzie wódz bardziej pożądał w dobrym żołnierzu, niż by nie lękał się podejść do wroga na możliwie najmniejszą odległość, w tym dopatrując się nadziei zwycięstwa, że gorliwiej będzie następować. A kopijnicy nie mogą walczyć inaczej, niż z całej siły rzucając się zwartym szykiem od przodu na nieprzyjaciela. I nie powietrze (jak się mówi) biją pociskami, lecz ciała wrogów w bezpośrednim starciu. W przeciwieństwie do nich ci, którzy miotają pociski, ponieważ z daleka mogą posyłać strzały i kule ołowiane, mniejszą odczuwają potrzebę zbliżania się do wroga. I, jakby już w ten sposób wywiązując się ze swych zadań bojowych, zwykle nie starają się zrobić więcej niż strzelać z daleka, raczej niepokojąc i odpędzając niż raniąc nieprzyjaciół, broniąc się bardziej niż zadając szkody. Do tego, z natury strzelb przeznaczonych do walki na odległość wynika, że jeśli nie zachowasz odpowiedniego porządku w poszczególnych pododdziałach w czasie marszów i kontrmarszów, nie unikniesz tego, że będziesz walczyć niepoprawnie, bronią posługując się niezręcznie. Dlatego też zamiast dzielnie biec na nieprzyjaciela, z konieczności trzeba niemal czołgać się powoli w jego pobliże. Wynika stąd zwłoka, która sprawia, że topnieje zapał żołnierzy, a przerażenie tych, którzy boją się bitwy, powoduje, że mieszają szyki, widząc jak swoi gęsto padają, albo jeśli długo, ku własnej trwodze, przyglądają się linii wroga. To zwykle uniemożliwia pierwszy (jak to mówią) poryw szału. Taką właśnie przyczynę klęski stronnictwa pompejańczyków podaje Plutarch w żywocie ich przywódcy:«Pompejusz rozkazał żołnierzom z pierwszych szeregów, by stali w miejscu i ze spokojem przyjęli natarcie wrogów. Jego zamysł zganił po odniesieniuzwycięstwa Cezar, bo bez wątpienia osłabił on w ten sposób siłę uderzenia, która zwiększa się dzięki rozbiegowi. Co więcej, ostudził także zapał swoich żołnierzy, powstrzymując ich pęd (który w czasie natarcia na wroga zazwyczaj rozpala żołnierzy i napełnia jak gdyby gorączką, gdy okrzyki i bieg powiększają ich żądzę walki).»Nie zaniecham powiedzieć i tego, że im wolniej walczący na odległość zbliżają się do wroga, tym więcej czasu pozostawiają mu na odnowienie swych sił, przygotowanie się i wzmocnienie skrzydeł, skutkiem czego łatwiej mu odpowiedzieć ogniem, rażąc powoli nadchodzące z naprzeciwka wojsko. Zupełnie inaczej walczą ci, którzy posługują się orężem do walki z bliska. Jednocześnie bowiem zbliżają się do wroga, uderzają i ranią go, w szczególności zaś kopijnicy, którzy atakują z podwójnym pod każdym względem pędem i siłą. Bo najpierw, popychając z większej odległości kopią, burzą linię przeciwnika, dotykając, zanim sami zostaną dotknięci. A potem, gdy zetrą się zastępy, jakby jeszcze raz uderzali, dobywają szabli lub strzelby, by jednym i drugim z bliska razić wroga. Ponieważ zaś cios zadany z małej odległości pozwala zobaczyć swój skutek – jeśli nie trafisz, możesz poprawić, spostrzegłszy to. Nie sposób tego zrobić z daleka. Z daleka w dodatku pocisk leci, skutkiem czego rani, lecz nie popycha przeciwnika, z bliska natomiast przeciwnie: zadajemy uderzenie miażdżące i jakby twarde, które nie tylko kaleczy, lecz także odpycha i unieruchamia nadbiegającego wroga i tym skuteczniej burzy szyki nieprzyjaciela, że zatrzymując się, jeden na drugiego wpada i wstrzymuje go. Na koniec wreszcie powiem, że przy strzelaniu, szlifowaniu broni palnej i w samej jej konstrukcji może się pojawić wiele niedoskonałości, jak rdza, wilgoć, złe proporcje prochu, brak wprawy w ładowaniu i odpalaniu, wygięcie lufy, stwardnienie krzemienia i mnóstwo innych problemów, które w żadnej mierze nie dotyczą broni białej. Zwłaszcza szablą wymierzasz ciosy bez uszczerbku dla samego narzędzia, który zaznaczałby się nie tyle w blasku polerunku, ile w przydatności do użytku, nawet jeśli gęsto zadajesz razy. A że, jak to w naszym zwyczaju, razimy nią nie kłując, lecz tnąc (całą krawędzią), rani ona większą długością. Szabla (której zastosowanie omawiam razem z kopią) zatem nie zużywa się, nie ponosi uszczerbku od ciągłego wymierzania nią ciosów. Jedyne czego potrzebuje, to nic innego, jak tylko ręka męża. Jeśli natomiast strzelcowi zabraknie ołowiu, prochu, jeśli zawiedzie go wytrawna umiejętność rzemieślnika, doskonałość narzędzia, suche i ciepłe powietrze, nie będzie z niego właściwie żadnego pożytku. Dlatego uważam, że nigdy nie należy pozbawiać jazdy kopii i szabli. Kto zaś myśli inaczej, doświadczony raczej w bezczynności niż w wojnie, niech bez obawy pozostawi obozy wodzom a żołnierzowi broń.

Nie od rzeczy będzie zakończyć słowami Abazy Paszy, dowódcy wojsk tureckich. Bowiem gdy w roku 1633 z siedemdziesięcioma tysiącami żołnierzy na rozkaz Sułtana Konstantynopola przekroczył on granice Polski, wbrew wszelkim wyobrażeniom o naszych siłach (ponieważ cała armia walczyła wtedy na północy przeciw Moskwie) hetman Koniecpolski dzielnie odparł go i zmusił do powrotu do Turcji. Z tego powodu Sułtan zarzucił wodzowi, że albo brak mu umiejętności wojowania, albo okazał się tchórzem, groził mu więzieniem i karą śmierci, na co Abazy Pasza odpowiedział:«Wydaje mi się, że nie wiesz, władco, jak trudno jest wydrzeć zwycięstwo polskiemu żołnierzowi. Nie liczba tam walczy, lecz mężowie. Mają zaś taki rodzaj wojska, zwany jazdą husarską (miał na myśli kopijników), których komendanci, wiedz, że cieszą się takim poważaniem, że gdyby stanęli przed tym murem (sułtan akurat w czasie rozmowy siedział zwrócony w stronę okna pałacu, przez które widać było obwarowania miasta) i polecili wojsku uderzyć w niego kopiami, sam nie wiem czy nie przesunęliby go.»Skory do gniewu cesarz przyjął te słowa, udając, że nie wywołują w nim złości, w końcu jednak kazał wymierzyć Abazy Paszy zwykłą u Turków karę, polegającą na duszeniu przez ściśnięcie gardła.”[4]

Co o poglądach Andrzeja Maksymiliana Fredry można sądzić z perspektywy przeszło 350 lat, które minęły od publikacji jego dzieła?

Od kilkunastu już lat zajmuję się skutecznością ognia ówczesnej broni palnej oraz przydatnością husarii na polach bitew XVI – XVIII wieków. Wbrew opiniom polskich historyków, którzy do niedawna bezrefleksyjnie powtarzali tezy Jerzego Teodorczyka o kryzysie husarii, do którego rzekomo doprowadził rozwój broni palnej, doszedłem do wniosków, które idealnie pokrywają się z poglądami kasztelana lwowskiego. Głęboko więc chylę przed nim czoło.

dr Radosław Sikora

Tematy pokrewne:

Chwała i apologia husarii

Morale i husaria

Gdzie się podziały zbroje husarskie? Czyli jak staliśmy się Europejczykami.

Ostatnie lata husarii

Husarz kontra kirasjer

Najwszechstronniejsza kawaleria w dziejach

Jak walczyła husaria

Husarze – wcale nie tacy wielcy

I toć to jest, co ich tak strasznymi i okrutnymi czyni”, czyli husaria i skóry

Husarskie igrzyska na ostre kopie

Kamizelka kuloodporna – polska specjalność

Żywe tarany

Polska! Biało (-granatowo) – czerwoni!


Przypisy

1Andrzej Maksymilian Fredro, Scriptorum. Tłum: Jagoda Chmielewska, Bartłomiej Bednarka. Wstępem i przypisami opatrzył Marek Tracz-Tryniecki. Warszawa 2014. s. 493 – 494.

2Tamże, s. 497.

3Tamże, s. 505.

4Tamże, s. 507 – 513.

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply