Dla litewskich polityków pomoc Wileńszczyźnie jest równoznaczna z niszczeniem partii Polaków

Znana z antypolskiego nastawienie litewska partia Związek Ojczyzny – Litewscy Chrześcijańscy Demokraci po raz kolejny wychodzi z inicjatywą “programu pomocy” regionowi Wileńszczyzny. Litewscy politycy nawet nie ukrywają, że głównym celem pomocy ma być zniszczenie pozycji Akcji Wyborczej Polaków na Litwie.

Wśród litewskich polityków konserwatywnych i liberalnych po raz kolejny wypływa idea “Funduszu Pomocy” dla “Litwy południowo-wschodniej”, bo tylko w ten sposób mówią oni o Wileńszczyźnie. Nową propozycję “pomocy” parlamentarzyści konserwatywnego Związku Ojczyzny, Ruchu Liberałów oraz Prawa i Porządku zgłaszają zaledwie miesiąc po tym, gdy parlament odrzucił poprzedni tego typu wniosek. Sama koncepcja cieszy się poparciem niechętnej Polakom prezydent Dalii Grybauskaitė.

Niewczesna troska

„Litwa południowo-wschodnia, czyli rejon wileński i solecznicki, statystycznie są bardziej zacofane niż inne rejony Litwy. To nie powinno mieć miejsca, bo znajdują się one tuż obok stolicy. W tych rejonach jest wyższe bezrobocie, większa przestępczość, niższe wynagrodzenia, mniej inwestycji zagranicznych. Oznacza to, że coś tam nie jest w porządku” – uzasadnia koncepcję “Programu Pomocy” polityk Związku Ojczyzny Paulius Saudargas, cytowany przez portal zw.lt. Nie wspomina on przy tym, że swoje problemy Wileńszczyzna odziedziczyła jeszcze po czasach komunistycznych. Władze Litewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, zdominowane przez Litwinów i Rosjan, w ramach centralnie planowanego systemu gospodarczego, ograniczały nakłady finansowe przeznaczone dla rejonów zamieszkałych przez Polaków – jak wspomina ówczesny urzędnik. Jak wskazywał w 1989 roku przewodniczący rady rejonu wileńskiego Anicet Brodawski rejon ten, jeden z dwóch zamieszkanych w większości przez Polaków, a przy tym okalający stolicę republiki znajdował się na ostatnim (44) miejscu wśród wszystkich rejonów pod względem takich wskaźników jak rozmiar powierzchni mieszkaniowej przypadający na jednego mieszkańca. Podobnie jak w przypadku proporcji miejsc w żłobkach i przedszkolach, telefonów, liczby książek i czasopism w miejscowych bibliotekach, powierzchni obiektów handlowych. Rejon wileński zajmował przedostatnie miejsce jeśli chodzi o proporcję pracowników personelu medycznego w stosunku do liczby mieszkańców oraz liczby uczniów mogących obywać nauczanie na II zmianie, w trybie popołudniowym. Po upadku Związku Radzieckiego niewiele się zmieniło. Jak twierdzi wieloletni działacz samorządowy rejonu solecznickiego Józef Rybak władze centralne Litwy, mające ostatnie słowo w kwestii inwestycji, z premedytacją kierują inwestorów do innych regionów kraju.

Tło szczególnego zainteresowania Wileńszczyzną ze strony partii nie słynącej z sympatii do jej polskich mieszkańców, zdradza sama wypowiedź Saudargasa, określającego “Litwę południowo-wschodnią” jako “problematyczną pod względem narodowościowym”. Litewski polityk nie ukrywa, że pierwszym celem w ramach kampanii “pomocy” i rozwiązywania “problematyczności” jest poderwanie pozycji Akcji Wyborczej Polaków na Litwie-Związku Chrześcijańskich Rodzin, od wielu lat cieszącej się poparciem zdecydowanej większości mieszkańców Wileńszczyzny, w stopniu jakim nie może się wykazać żadna inna partia, w żadnym inny regionie Litwy.

Zniszczyć partię Polaków

Jak sprecyzował Saudargas poprzez utworzenie Funduszu jego partia chce “zmniejszyć wpływ samorządu na region. Władza w regionie Litwy południowo-wschodniej znajduje się praktycznie w jednych rękach, to znaczy w rękach partii kierowanej przez szanownego Waldemara Tomaszewskiego (red. AWPL-ZChR). Wszystkie rozwiązania finansowe są praktycznie w jednych rękach, dlatego mieszkańcy regionu są niemalże zakładnikami, zależnymi od jednego cara”. Wypowiedź ta wpisuje się w stałą predylekcję litewskich elit politycznych do podważania samego sensu idei samorządności, Litwa jest jednym z najbardziej scentralizowanych państw Unii Europejskiej, w którym wybierane organy samorządu funkcjonują tylko na jednym szczeblu jednostek administracyjnych – rejonów i dużych miast.

Trudno brać za dobrą monetę obietnice wsparcia, gdy padają z ust przedstawiciela grupy partii odpowiedzialnych za walkę z polskimi szkołami, między innymi poprzez uchwaloną w 2011 roku przez konserwatywno-liberalną koalicję nowelizację ustawy oświatowej. Nietrudno natomiast w słowach Saudargasa odczytać cyniczny plan transferowania publicznych pieniędzy wyłącznie na rzecz inicjatyw tych środowisk, które stoją w opozycji do władz samorządowych. Oczywiście jest to plan nie tylko cyniczny ale i w swych przesłankach antydemokratyczny, wszak AWPL-ZChR uzyskuje w wyborach samorządowych w rejonach wileńskim i solecznickim, poparcie o jakim inne partie, w innych rejonach mogą tylko marzyć. W ostatnich wyborach samorządowych w 2015 r. AWPL uzyskała 60,83% głosów w wyborach do rady rejonu wileńskiego i 76,18% do rady rejonu solecznickiego. Mer rejonu wileńskiego z ramienia AWPL-ZChR Maria Rekść uzyskała wówczas poparcie 60% wyborców, a inny przedstawiciel polskiej partii Zdzisław Palewicz został merem rejonu solecznickiego z poparciem 77,5% – rekordowym w skali Litwy. Potępieńcza tyrada litewskiego polityka, szczująca w dodatku na polską partię jako realizującą “politykę kremlowską”, wybrzmiewa właśnie w dniu, w którym ogłoszono zwycięzcę popularnego konkursu na “Polaka Roku” ogłoszonego już po raz dziewiętnasty przez redkację polskojęzycznego dziennika “Kurier Wileński”. Zwyciężył w nim przytaczany w tekście dyrektor administracji rejonu solecznickiego Józef Rybak.

Pomoc czyli asymilacja

Politycy litewscy, szczególnie ci reprezentujący konserwatystów i liberałów, od ćwierćwiecza przejawiają wobec Wileńszczyzny i jej mieszkańców postawę kolonizatora w trzecim świecie. Uznają, że wiedzą lepiej od “tubylców” co dla nich dobre i postępowe, wbrew ich własnemu zdaniu, gotowi są na siłę “uszczęśliwiać” obywateli, walcząc z ich reprezentantami. W tym sensie obecny “program pomocy” nie jest niczym nowym. Już w latach 90 XX wieku pod hasłami wsparcia i równie modnej w narracji litewskiej elity “integracji”, która w wykonaniu okazuje sie dziwnie bliska asymilacji, władze Republiki Litewskiej uszczęśliwili mieszkańców Wileńszczyzny rozbudowaną siecią szkół z litewskim językiem nauczania. W czasie gdy utrzymywane przez samorządy szkoły polskie ledwie egzystowały w sypiących się budynkach, nie mając środków na podstawowe potrzeby, w miejscowościach ze zdecydowaną większością polskiego zaludnienia budowano wystawne szkoły litewskie. Symbolem tego stała się Szkoła Tysiąclecia Litwy w Solecznikach – bombastyczna inwestycja sprowadzająca się do stworzenia ogromnego kompleksu z świetnie wyposażonymi gabinetami, salą gimnastyczną, a nawet basenem, w 7-tysięcznej miejscowości, w której Polacy stanowią 72% mieszkańców a Litwini 13%. Oczywiście budowa tych szkół nie miała żadnego racjonalnego wytłumaczenia w potrzebach lokalnych społeczności, toteż jako jedyne muszą być one priorytetowo finansowane bezpośrednio z budżetu centralnego za pośrednictwem ministerstwa oświaty Litwy.

Jest to najbardziej namacalny przykład tego jak wygląda “pomoc dla Litwy południowo-wschodniej” w optyce większości litewskich polityków, którzy w odniesieniu do Wileńszczyzny stosują pokrętną logikę, w której to Litwni są mniejszością wymagającą wsparcia państwowego. To pokręcenie logiki jest w istocie jej prostytuowaniem, bo jeśli Wileńszczyzna jest regionem tak odrębnym w swych uwarunkowaniach od reszty kraju, że w odniesieniu do niej zmienia się definicję tego kto jest mniejszością, a kto większością narodową, to w istocie powinna Wileńszczyzna cieszyć się odrębnym statusem administracyjnym. Tymczasem w 1991 roku władze Litwy ostro stłumiły ruch na rzecz autonomii regionu, przyjęły skrajnie centralistyczny model administracyjny, co nie przeszkadza im całkowicie wyodrębniać go z ogólnych zasad jeśli chodzi o politykę narodowościową i oświatową. Aż nazbyt wyraźny jest cel stosowania tego typu podwójnych standardów – lituanizacja Wileńszczyzny.

Gra na zmyłkę

Oczywiście nie mam wątpliwości, że “pomocowe” wzmożenie litewskich polityków ma także związek z polityką zagraniczną. Tęsknią oni za czasami gdy Polska wychodziła naprzeciw wszystkim interesom Litwy szybko i potulnie, nie zważając na interesy miejscowych Polaków, a czasem nawet pomagając ich pacyfikować, jak działo się w latach 90 za czasów niesławnego ambasadora Jana Widackiego. Liderzy nowej rządzącej partii – Litewskiego Związku Rolników i Zielonych już ogłosili, że istotnym celem niedawno powołanego rządu ich i socjaldemokratów jest “reset” w relacjach z Warszawą. Najwyraźniej w retorykę tę postanowiła wpisać się i konserwatywno-liberalna opozycja. Retorykę, w którą wpisuje się zgłaszany przez litewskich parlamentarzystów projekt “Programu Pomocy”, podejmują już rzecz jasna giedroyciowcy w Polsce, wzywający do ugody w władzami Litwy w sytuacji, gdy jej władze nie wykonały jeszcze ani jednego realnego kroku na rzecz skończenia z instytucjonalną dyskryminacją polskiej ludności. Pozostaje mieć nadzieję, że władze Rzeczpospolitej nie dadzą się nabrać ani na frazesy o resecie, ani hasła “Programu Pomocy” Wileńszczyźnie. Mieszkańcy Wileńszczyzny od dawna już wyrażają to, jakiej pomocy oczekują, ustawicznie popierając AWPL-ZChR i jej postulaty.

Karol Kaźmierczak

3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. wilenski
    wilenski :

    Ot co, takiej “pomocy” doświadczamy od ponad ćwierć wieku i niestety jest coraz gorzej. Trzymamy się w polskości tylko dzięki własnej sile, dzięki ZPL oraz AWPL-ZCHR, dzięki odważnym liderom jak Tomaszewski, dzięki tysiącom ludzi którzy nie ulegają sile i naciskom lituanizacyjnym. Wiadomo że lietuvisi chcą nas zasymilować i wybić polskość, dlatego tak mocno uderzają w dzieci i młodzież, w polskie szkoły. Niestety smutne w tym wszystkim jest to, że tak nieskuteczne jest wsparcie z Macierzy. Bo niby każdy mówi że chce pomóc i jest z nami, ale jak przychodzi co do czego, to i tak lietuvisi mają wolną rękę i prowadzą dyskryminowanie nas bez żadnych poważnych sprzeciwów.