Z najpiękniejszego polskiego pałacu XIX w. zostały jedynie dwie wieże, a z samego miasta – nazwa, o której już nie każdy pamięta.

Turystów jednak wciąż tu ciągnie. Przyczyną tego jest jednak nie dawna historia tego miejsca i nawet nie malownicze ruiny, a najwyższy równinny wodospad dzisiejszej Ukrainy.

Jagiełło podporządkował te ziemie Polsce

Dostać się do Nyrkowa, na Tarnopolszczyźnie bez własnego auta nie jest łatwym zadaniem. Wieś położona jest na uboczu od trasy centralnej. Prawdę powiedziawszy – pejzaże w postaci bezkresnych pól buraczanych, nie wróżą niczego dobrego. Tak się zdaje jedynie na pierwszy rzut oka. To, co Państwo zobaczą koło Nyrkowa, przypomina coś absolutnie fantastycznego – ogromny krater, wokół którego z gęstego lasu niby wyłaniają się ruiny pałacu – dwie potężne wieże – i ściany byłego kościoła. I jeszcze jeden szczegół – czerwona ziemia, od której pochodzi nazwa miasta – Czerwonogród. Miejscowi mieszkańcy nazywali je po prostu Czerwone. Aby dotrzeć do ruin, należy przez dłuższy czas kroczyć oplatającą krater stromą i wijąca się drogą. Ten, kto na piechotę schodzi w dół, cieszy się, że wybiera krótszą drogę, komu natomiast zalezy na dotarciu do szczytu góry, ciężko wzdycha przed wspinaczką: Iść prosto – ciężko, a drogą – długo.

Chociaż Czerwonogrodu (proszę nie mylić z górniczym miastem o podobnej nazwie w obwodzie lwowskim d. Krystynopolem) już od dawna nie możemy znaleźć na żadnej mapie, to miejscowe krajobrazy nie pozwalają zapomnieć o dawnej i bogatej historii niegdyś sławnego miasta, o którym pierwsze historyczne wzmianki datowane są na ІХ w.

Kiedy w XIV w. Litwini wygnali z tych ziem Mongoło-Tatarów i zbudowali pierwszą drewnianą fortecę, osiadł tu zakon dominikanów, budując pierwszy klasztor misyjny. Jednak już w 1395 r. król Jagiełło podporządkował te ziemie Polsce. W Czerwonogrodzie intensywnie rozwijały się rzemiosła i handel. W 1434 r. miasto zdobyło miano królewskiego, a 14 lat później, w 1448 r., otrzymało prawo magdeburskie.

W ХVII w. Miasto staje się własnością rodu Danyłowiczów, którzy to budują pierwszą kamienną fortecę. A w 1615 r., na koszt rodziny Lisieckich zbudowano tu również kościół. Właśnie wtedy Czerwonogród, traci swą obronną przydatność. Z powodu rozwoju artylerii, położone w kotlinie miasto, staje się bardzo wygodnym obiektem dla obstrzału z dział. Wraz z przejściem na własność rządu austriackiego w XVIII w., Czerwonogród podupada w rozwoju. W przyszłości, czeka nań jednak przekształcenie z twierdzy obronnej w jedną z najpiękniejszych posiadłości.

Ze ścian pałacu zbudowano chlewnię

W 1778 r. Czerwonogród staję się własnością księcia Karola Ponińskiego. I już na początku ХІХ w., zamek przebudowano na pałac według projektu architekta Juliana Zacharowicza. Wykwintna budowla powstała w 1820 roku, jednak wkrótce syn Ponińskiego, Kalikst bierze się za jej udoskonalenie. W 1840 r. do pałacu dobudowano dwie wysokie wieże. w jednej z których było tajemne wejście, Według legend, korony wież wieziono wołami aż ze Lwowa. Pałac był otoczony wykwintnym parkiem, który rozciągał się na osiem hektarów. Wystrój wnętrz pałacu był natomiast utrzymany w tradycji surowego do przesady empire’u.

Za czasów Ponińskich jeszcze jedną ozdobą posiadłości stało się okazałe mauzoleum, gdzie pochowano córkę i syna Heleny Ponińskiej. Właśnie w taki sposób zdruzgotana niedolą matka, postanowiła uwiecznić pamięć swych dzieci w kamieniu. Zwróciła się ona do najsławniejszego rzeźbiarza owych czasów, Duńczyka Bertela Thorvaldsena. Przez siedem lat mistrz pracował nad swoim arcydziełem, a później jeszcze przez rok nagrobną figurę wystawiano w Warszawie.

Ani pamięć po zmarłych, ni strach przed Bożą karą nie zdołał zatrzymać wandali. Z dawnego mauzoleum pozostały jedynie nagie obdarte ściany, co wznoszą się nad kiedyś sławnym miastem. Szczęśliwym trafem, figura upiększająca grobowiec, zachowała się і mogą ją Państwo oglądać we lwowskiej Galerii Sztuk Pięknych.

Kolejnym owocem pracy Heleny, był klasztor sióstr Miłosierdzia oraz szpital, gdzie siostry zakonne opiekowały się sierotami i chorymi ludźmi. Zrujnowano te budowle w 1944 roku i dziś została po nich jedynie studnia. Była ona zanieczyszczona śmieciami, ale miejscowi mieszkańcy ją oczyścili i opowiadają o uzdrowicielskich właściwościach dobywanej stamtąd wody.

Ostatnią właścicielką zamku została na początku ХХ w. księżna Maria Lubomirska. Księżna robiła wszystko, co w jej mocy, aby zachować posiadłość w przyzwoitym stanie, jednak pałac nie był już przystosowany do życia i z tego powodu zamieszkała ona w pobliskim budyneczku. Poważnie zniszczono budowlę podczas pierwszej wojny światowej. Opowiadają, iż żołnierze armii rosyjskiej zrywali nawet ząbki z wież pałacowych.

W 1924 roku w na wpół zdewastowanym zamku zamieszkał miejscowy wiejski nauczyciel, a jedynymi jego sąsiadami były sowy i kuny. Po raz kolejny niegdyś sławne miasto zostało zniszczone pod czas II wojny światowej, ale ani czas, ani wojny nie zdołały wyrządzić takiej szkody pałacowi, jak to uczyniła władza radziecka. Przewodniczący miejscowego kołchozu wziął się za budowę chlewni i nie wymyślił niczego lepszego poza tym, by zdemontować ściany pałacowe i wykorzystać cegłę do budowy tego przybytku.

Dziś nie ma już tej chlewni, a może i byłego przewodniczącego kołchozu też nie ma, a z jednego z najpiękniejszych pałaców zostały tylko najpiękniejsze ruiny, które kuszą swym pięknem turystów. Niektórzy przychodzą tu z aparatami fotograficznymi, a inni poszukiwacze przygód – z łopatami, kilofami i nadzieją znalezienia legendarnych skarbów, ukrytych ponoć niegdyś w tym miejscu.

W odróżnieniu od pałacu, ściany kościoła Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny przynajmniej się zachowały. Zamiast parafian, przychodzą tu turyści, lub częściej, pasące się w okolicy krowy. Z dawnych ozdób świątyni nic nie pozostało: całkowicie obdarte ściany, jedyną “ozdobą” których są nieprzyzwoite napisy, zostawione przez niezbyt mądrych gości, oraz dziury w suficie i podłodze.

W 2003 r. w Czerwonogrodzie zamieszkali mnisi Ukraińskiej Autokefalicznej Cerkwi Prawosławnej. Spoglądają oni nieufnie na obce osoby z aparatami fotograficznymi. Dzięki nim zmniejszyła się przynajmniej ilość chętnych do zostawienia “autografów” na ścianach.

W okresie letnim, ściany pałacowe mają kolejnych sąsiadów. Są to uczniowie, odpoczywający w pobliskim obozie “Romaszka”. Dzieci nie byłyby dziećmi, jeśliby nie starałyby się zbadać każdego centymetra. Zapewniam Państwa, że nikt oprócz nich nie jest w stanie lepiej opowiedzieć o tajnych przejściach, pieczarach i schowkach… A wodospad jest sztuczny…

Główną atrakcją dawnego Czerwonogrodu jest jednak najwyższy równinny wodospad Ukrainy na rzece Dżuryn. Jego potężny dźwięk roznosi się na setki metrów, a jego wysokość sięga – 16 metrów. Najciekawsze jest jednak to, iż – wodospad jest sztuczny, gdyż stworzono go dzięki zmianie łożyska rzeki. Legenda głosi, że Turcy, oblegając zamek, wysadzili brzeg rzeki Drużyn, która w tym miejscu ostro skręcała. W wyniku wybuchu utworzył się wodospad, a zamek stał się bezbronny i poddał się Turkom. Nie ma w tym nic z prawdy. Łożysko rzeki zmieniono niespełna 100 lat temu. Ze starego łożyska do tej pory został murowany most. Wcześniej na rzece był dwu turbinowy młyn, a później, w 1956 r., zbudowano elektrownię wodną, która zaopatrywała w energię elektryczną Nyrków, Solone i Nahiriany. Dziś z elektrowni wodnej pozostał jedynie szary gmach.

Niestety, wodospad jest nie tylko ozdobą miejscowości, ale i jej największym kłopotem. W dni wolne zazwyczaj jest tu mnóstwo ludzi. Większość wczasowiczów przyjeżdża tu jednak nie z powodu dawnej historii i starych legend, a po to, by zjeść sobie szaszłyk i pogrillować pod otwartym niebem. Okolice pałacu po prostu toną w śmieciach. Mieszkańcy Nyrkowa robią nawet dobry biznes – handlują drewnem, gdyż w lesie, w którym tonie krater, prawie niemożliwą rzeczą jest znalezienie suchego drewna – wszystko wyzbierane do ostatniej gałązki. Są więc dwa wyjścia: wziąć siekierę i pójść dalej do lasu, lub kupić drewno na ognisko od wieśniaków.

Niezrozumiałym jest, dlaczego miejscowa władza nie zdolna jest do niczego, prócz postawienia jakiejś budy zrobionej ze starego autobusu, gdzie sprzedają piwo. Nie ma tu ani ubikacji, ani wyposażonych miejsc wypoczynku, ani pojemników na śmieci. Są natomiast kioski z kiełbaskami i alkoholem. A warto byłoby, pobierać pieniądze za wejście na terytorium zamkowe i wykorzystać je na uporządkowanie zabytków. Jeśli sytuacja się nie zmieni, to za parę lat nie będzie już tu niczego do oglądania. To, czego nie zniszczyły wojny i czas, może zniknąć z powodu zwyczajnej ludzkiej obojętności do własnej historii.

Oksana Dudar

Kurier Galicyjski, nr 13 (116) 16 – 28 lipca 2010

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. dmytruszynska
    dmytruszynska :

    W artykule jest błąd. Wiem od babci mojego męża, urodzonej w Nyrkowie w 1927, pamiętającej Księżnę Lubomirską, że to Księżna ufundowała elektrownię na Dżuryniu, zapewniając prąd dla całej okolicy. Sowieci ją zniszczyli, a nie zbudowali.